Cris Froese Picks

sobota, 22 października 2016

Przeprowadzka

Ostatnimi czasy mało się udzielam i sama u siebie jestem gościem, zamiast być gospodarzem, nie mówiąc już o odwiedzinach zaprzyjaźnionych blogów i komentarzach. Na dodatek od jutra, nie będę mieć internetu! Obiecano mi, że potrwa to tylko(lub aż) tydzień. A wszystko to za sprawą przeprowadzki! Każdy, kto chociaż raz w życiu się przeprowadzał, wie, co to oznacza.
SODOMJA I GOMORJA ;)
Najpierw załatwianie spraw papierkowo-urzędowych w związku ze starym mieszkaniem i z nowym. Zostajemy dalej w tej samej miejscowości, tylko zmieniamy mieszkanie na większe i ze strefy północnej na południową. Dla spraw wcześniej wspomnianych, nie ma to jednak znaczenia, bo procedura jest taka sama. Od kiedy podpisaliśmy umowę i dostaliśmy klucze - przyszedł czas na pakowanie!
Zanim jednak porozstawiałam kartony, pojechałam do Londynu. Albowiem tak się złożyło, że na czas przeprowadzki, nałożył mi się termin wizyty w Konsulacie w związku ze zmianą paszportu.
Skoro i tak musiałam tam jechać, szkoda było nie zobaczyć Londynu, zwłaszcza, że byłam tam pierwszy raz. Tak więc, razem z mężem zrobiliśmy  sobie dwudniowa wycieczkę, nie zważając na nic - kartony nie zając, nie uciekną.
Po powrocie, trzeba było się spiąć. Dla siebie czasu nie miałam wcale; na blogowanie, na pisanie, na czytanie, nawet na dobry odpoczynek, bo do pracy iść trzeba. Ale wreszcie koniec! Najpierw odpocznę do syta. Potem przeczytam wszystkie zaległe książki, które czekają. Wybaczcie, ale odwiedzę wszystkich dopiero po przeniesieniu internetu. Ściskam Was:)
O wyprawie do Londynu napiszę.

czwartek, 13 października 2016

Pomiędzy przeszłością, a przyszłością

Najwięcej czasu zajmuje mi , a myślę, że nie tylko mnie – planowanie przyszłości. I nie mam tu na myśli - snucia wielkich planów. Najwięcej czasu zabierają nam te... małe planiki. Takie  - na jutro, na pojutrze, na za tydzień... Zwykłe, drobne sprawy, związane z bytem codziennym. Trzeba planować pójście do pracy, dopilnować zapłaty rachunków domowych, pomyśleć o zakupach żywności. Zaplanować pranie, gotowanie... Zdecydowanie te małe sprawy zabierają za dużo czasu. Ktoś mądry już dawno powiedział, że gdyby nie te małe sprawy, to moglibyśmy dokonać wielkich rzeczy.  Z drugiej strony na przeszłość także poświęcamy sporo czasu... Kiedy spotykamy się z rodziną, przyjaciółmi, oddajemy się wspomnieniom, jak to było...  z tym i z tamtym.  I kiedy jesteśmy sami – jest podobnie. Myślimy o  tym, co już zrobiliśmy albo o tym, co jeszcze mamy do zrobienia...

A kiedy jesteśmy teraz...?
Zdjęcia z internetu                                                                                                                                                 

czwartek, 6 października 2016

Doświadczam innych obyczajów


Mieszkam w innym kraju, więc co jakiś czas doświadczam innych obyczajów niż te znane mi – polskie. Pod koniec sierpnia, po raz pierwszy w życiu, uczestniczyłam w uroczystości pogrzebowej ze spalaniem. Wiem, że w Polsce spalanie też ma miejsce, ale ja nigdy nie miałam okazji być tego świadkiem. W Wielkiej Brytanii spalanie zwłok jest zdecydowanie częstszym obrządkiem niż chowanie do ziemi. Zmarła życzyła sobie być spalona.  Cała uroczystość odbyła się w Crematorium (bez księdza).
Wcześniej, czarna, oszklona limuzyna z trumną, podjechała pod dom Zmarłej, gdzie czekała cała rodzina. Podjechał także drugi czarny, elegancki samochód, z którego wysiadł mężczyzna – jako prowadzący Mistrz Ceremonii. Ubrany był w czarny surdut i wysoki kapelusz. Z tyłu jego kapelusza zwisały długie, czarne wstążki. W ręku trzymał laskę. Wyprostował się na baczność, zdjął kapelusz, po czym ukłonił się głęboko w stronę Zmarłej, a następnie w stronę jej rodzinnego domu. Gestem zaprosił rodzinę do podejścia. Mąż zmarłej, jej matka i rodzeństwo, podeszli do otwartej limuzyny, żeby się pożegnać. Po kolei dotykali trumny, przytrzymując dłoń na chwilę i objęli się nawzajem, tworząc wianuszek głów. Po czym Mistrz Ceremonii ponownie ukłonił się i zamknął drzwi limuzyny, a dla nich otworzył drzwi drugiego samochodu.
Limuzyna ruszyła powoli. Prowadzący gestem zaprosił zgromadzonych – rodzinę i przyjaciół do tworzenia konduktu pogrzebowego.
W drodze do Crematorium, konwój zatrzymał się dwa razy. Najpierw przed restauracją, gdzie Zmarła bywała częstym gościem. Prowadzący wysiadł, wyprostował się i tak jak poprzednio, ukłonił się w stronę trumny, a potem w stronę stojących osób, od których przyjął kwiaty.
Następne zatrzymanie się było przed ulubionym pubem zmarłej i to dla mnie było najbardziej wzruszającym momentem. Przed pubem stał długi rząd ludzi. Cała obsługa pubu ze wszystkich zmian i przyjaciele zmarłej, z którymi tam się spotykała. Stali w milczeniu płacząc... , kilka osób szlochało, z trudem stojąc w szeregu. Niektórzy trzymali symbolicznie kufle z piwem lub lampki z winem...
Wiem, że to było pożegnanie z głębi serca, zmarła była osobą kontaktową, bardzo lubianą przez wszystkich.
Mistrz Ceremonii powtórzył ceremonię ukłonów i przyjęcia kwiatów...
Tutejsze wiązanki pogrzebowe wyglądają zupełnie inaczej niż w Polsce. Są to krótko upięte główki kwiatów w jakiejś formie – przeważnie serca. Trumna była obłożona kwiatami w formie napisów; żona, siostra, ciocia.
W Crematorium ceremonię prowadziła kobieta. Na początku powitała wszystkich i w kilku zdaniach przedstawiła osobowość Zmarłej. Potem wspólnie odmówiliśmy modlitwę. Po czym słuchaliśmy  utworów muzycznych i piosenek, na przemian z recytowanymi wierszami (w tym mój) i krótkimi przemowami bliskich.  Prowadząca zakończyła ceremonię krótką mową pożegnalną i przy stosownej muzyce, opuściliśmy salę, która wyglądem przypominała kapliczkę.
Po około czterdziestu dniach, odbyła się uroczysta ceremonia rozsypania prochów. Tym razem tylko rodzina brała udział w uroczystości. Crematorium to nie jest tylko pomieszczenie ze spalaniem. Jest to bardzo duży obszar terenu. Przestrzenny park; z pięknymi roślinami, kwiatami, drzewkami, figurkami, ze stawem. Cały teren zakrywa okalający go pas lasu. Są wyznaczone miejsca, gdzie rodzina sadzi drzewka, upamiętniające zmarłych. W innym miejscu są postawione małe, kamienne tabliczki z imieniem i nazwiskiem, a przy nich posadzone roślinki, kwiaty. W pobliżu budynku crematorium, stoi ogrodowa budowla na kolumnach. Jest sporych rozmiarów, z łukowymi przejściami. Wzdłuż jednego, długiego boku tej budowli, jest ściana, na której wiszą także tabliczki upamiętniające zmarłych. Przy nich zamontowano rożki do kwiatów.
Wyruszyliśmy alejką parkową, podążając za Mistrzem Ceremonii, który niósł urnę z prochami Zmarłej. Ten był bez kapelusza.
W pewnym miejscu, zeszliśmy z alejki na łąkę, kierując się w stronę lasu. Na jego skraju rośnie tuja. Jest bardzo wysoka, objętościowa i bardzo stara.
Pod tym drzewem Mistrz Ceremonii odczytał wiersz o przemijaniu...
Po czym z namaszczeniem, powoli rozsypał prochy, formując z nich serce. Powiedział jeszcze krótkie pożegnalne podziękowanie rodzinie, po czym oddalił się.

Bliscy przynieśli ze sobą róże, które układali w sercu, które z prochu powstało...