Cris Froese Picks

środa, 31 maja 2017

Rodzina

Jednym z najcenniejszych darów w życiu jest - rodzina. Pierwszą rodziną, jaką znamy są nasi rodzice i rodzeństwo. No i dziadkowie, jeśli jeszcze nie odeszli z tego świata. (Ja znałam tylko dziadków ze strony ojca). W miarę jak rośniemy, poznajemy coraz więcej cioć i wujków, kuzynów i kuzynek.
Nasze rodzeństwo zakłada własne rodziny i przychodzą na świat nowe dzieci...Rodzina się rozrasta. Niektórzy fascynują się powiązaniami rodziny, poszukują swoich korzeni, tworzą drzewo genealogiczne. Czasem zamienia się to w cel życia.
W pewnym czasie my sami dojrzewamy do założenia własnej rodziny. Kiedy w naszym domu, pojawia się nasze dziecko... I patrzymy na to małe wielkie szczęście...Na małego człowieczka, który jest w stu procentach miłością...  Słowo rodzina nabiera bardzo szczególnego znaczenia. A energia naszego serca pięknieje i zatacza wielki krąg. Z każdym nowym dzieckiem coraz większy...
Następuje czas, kiedy w domach naszych dzieci pojawiają się także te maleńkie cuda. Kręgi naszego serca ciągle pięknieją i rozrastają się do magicznych rozmiarów...
W najbliższym czasie będę mniej obecna na blogu. Już za dwa dni mój dom rozświetli ta cudownie piękna, rodzinna energia:) Jak wiecie, mieszkamy w różnych miejscach i nie da się tak po prostu wpaść na kawę czy niedzielny obiad. Tym bardziej nasze spotkania to prawdziwa celebracja:)

czwartek, 25 maja 2017

MATKA

(Wszystkim matkom,  ze szczególnym wspomnieniem o mojej mamie)

                                                      
Matka jest wysłanniczką Stwórcy
Ogniwem,
które łączy niebo i ziemię
Matka daje cud życia
Jest portalem przejścia
Bez niej cóż by było...
Bycie matką to misja miłości
W naszym oddaleniu się od Boga
zapomnieliśmy
jak to jest kochać naprawdę...
Ale matka nie zapomniała
Zasłona zapomnienia jej nie objęła...
Nawet jeśli czasem nie potrafi
zrozumieć tego umysłem
nazwać słowem...
To jej serce i tak to wie, zawsze wie...
Serce, które jaśnieje
czystym światłem miłości
nie oczekując niczego w zamian


piątek, 19 maja 2017

Człowiek żyje z 20% tego, co zjada. Z pozostałych 80% żyją lekarze ;)

Każdy z nas chce być piękny, młody, zdrowy i bogaty! No i szczęśliwy w miłości:)
Wszyscy tego pragną, ale nie wszyscy dostają. Dlaczego tak się dzieje? Pewnie każdy zadaje sobie czasem takie pytanie. Ja zastanawiałam się nad tym często i zrobiłam duży krok, dowiadując się, że "wiem, że nic nie wiem"ha, ha.  A w małym kroczku doszłam do wniosku, z mojego obczytania się i własnych obserwacji, że sami sobie podcinamy skrzydła nieodpowiednim myśleniem.
Ciągle na wszystko narzekamy. Robimy to już z przyzwyczajenia, automatycznie. Zdania(życzenia), które najczęściej wypowiadamy są typu; "Życie to walka o przetrwanie"  "Ciągle trzeba się martwić o pieniądze" "Mnie to nic w życiu nie wychodzi" " Czuję, że coś mnie bierze, pewnie będę chora/y".
Wiem, że nie wszyscy podzielają taką opinię, że to my sami mamy wpływ na nasze życie, że je kreujemy myślami, słowami...  Ale co, jeśli tak jest... Wtedy w naszym życiu wydarza się to, o czym myśleliśmy nieświadomie, mechanicznie, chaotycznie. Tytuł mojego wpisu, to zdanie wyjęte z jakiegoś artykułu, niestety nie pamiętam z jakiego, ale spodobało mi się. Trochę zabawne, ale czyż nie jest prawdziwe? Pomyślałam, że podzielę się z wami moim doświadczeniem w sprawie zdrowia. Sama na sobie sprawdziłam kreowanie zdrowia. Od kilkunastu lat nie choruję wcale, żadne przeziębienie mnie nie bierze. Nie biorę żadnych leków. Wcześniej, przed laty chorowałam często, w zasadzie łapałam wszystkie wirusy, poza tym mój kręgosłup był w nie najlepszym stanie, nerki "dały mi popalić", miałam czasem jakieś zadyszki, moje serce coś zaburzało, powiększyła mi się tarczyca i odzywały się reumatyczne zmiany, pomimo że byłam młoda..  Kilka ładnych lat temu w pracy panował ciężki wirus grypy, który rozłożył po kolei wszystkich pracowników - tylko ja się nie zaraziłam. Każdy się dziwił, a ja odpowiadałam to co zwykle, czyli to, czego już się nauczyłam - mnie nie bierze, bo ja po prostu NIE CHORUJĘ.  I wtedy dokładnie zdałam sobie sprawę, że "to" działa! Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio cokolwiek mi dokuczało. Olśniło mnie, że nic mi nie jest od dawna, nawet te poważniejsze dolegliwości, które odczuwałam - cofnęły się! A ja nawet nie wiedziałam kiedy to się stało. Od tamtej pory "wiem "o tym świadomie. A na czym polegało moje uzdrowienie? To bardzo prosta rzecz. Trzeba tylko myśleć o sobie, jako o osobie zdrowej, pozytywnej, szczęśliwej. Unikać mówienia - "czuję, że coś mnie bierze", nie przyciągajmy do siebie choroby. Jeśli już mamy jakieś objawy, mówmy - "coś czuję, ale to już mi przechodzi". Każdego ranka, zawsze miło witajmy nowy dzień, mówiąc w myślach " jestem w doskonałym zdrowiu, fizycznym i psychicznym - lepiej niż poprzednio" "jestem młoda/y, zdrowa/y i atrakcyjna/y", uśmiechając się w myślach do siebie. Zapytajmy zaczynającego się dnia, co pięknego dziś nam przyniesie..., co fajnego nas spotka za tym wzgórzem...Czujmy radość oczekiwania na piękne rzeczy. Bo piękną rzeczą jest już takie "czucie się".   Pierwszą książką z radami jak być zdrowym, na jaką trafiłam była "Samouzdrawianie" Silvy. Szczerze mogę powiedzieć, że u mnie to zadziałało. Myślę, że tak samo działa to w innych dziedzinach, ale nie możemy podcinać skrzydeł swoim marzeniom, wątpiąc w nie już na samym początku, bo nie pofruną;)
Kiedyś widziałam film komediowy, z którego utrwaliła mi się  taka scenka; Sąsiad idzie do sąsiada pożyczyć sekator, żeby obciąć żywopłot. Musiał obejść swoją działkę i sąsiada, żeby dojść do jego drzwi wejściowych. Z początku wesoły, pełen zapału wyobrażał sobie jak tnie żywopłot, robi grila, rodzina się cieszy... Ale po chwili pomyślał - a może on (czyli sąsiad) nie będzie chciał mi pożyczyć tego sekatora... Nie, no czemu miałby nie pożyczyć - uśmiechnął się znowu radośnie. No, kto wie jaki on jest - podpowiadał drugi głos, najpierw delikatnie, ale potem z każdym krokiem coraz mocniej - Może będzie ci zazdrościł, że będziesz miał ładniejszy żywopłot i złośliwie pomyśli, że masz sobie kupić własny jak chcesz się chwalić żywopłotem, a tobie powie niewinnie, że nie może ci pożyczyć, bo ma zepsuty...
W tym miejscu  nasz sąsiad kipiał już  taką złością, że gdy doszedł do drzwi, nacisnął dzwonek i drzwi się otworzyły, zdołał tylko wykrzyknąć -  A w dupie mam twój sekator! Po czym odwrócił się i poszedł do siebie.
Wspaniałego zdrowia życzę sobie i Wam wszystkim:)  

sobota, 13 maja 2017

Zabawne słówka

Mieszkając w Anglii, co jakiś czas widzę śmieszne słówka. Śmieszne są tylko dla mnie, bo wyglądają jak polskie, ale w angielskim znaczą co innego. A ja nawet nie mam się z kim pośmiać w tym momencie, więc tylko się sama do siebie uśmiecham. I tak np. często widzę, bo w każdym sklepie jest -  różnego rodzaju mięso zapiekane w cieście o ogólnej nazwie "pukka pies"

Czasem restauracje wystawiają reklamę
W mojej pracy firma od rękawiczek nazywa się...

Wczoraj rano chciałam się upewnić jaka będzie pogoda, bo miałam ochotę wrócić z pracy "na nogach". Głównie chodziło mi o to czy nie będzie "coś" padać. Bo tutaj rodzajów deszczu jest wiele, od ulewy(bardzo rzadko) poprzez "prysznic"(ten często), coś pomiędzy prysznicem a bryzą, bryzę i jeszcze coś takiego, czego prawie nie widać, że pada, a jednak jest się mokrym.
Jednego wyrazu nie byłam pewna, więc wrzuciłam całą prognozę pogody na tłumacza. A ten od razu wprawił mnie w kabaretowy nastrój, pomimo, ze padać jednak coś miało.
Oto tłumaczenie;
"Podsumowanie prognozy
Dzisiaj
Mniejsze zachmurzenie z deszczem deszczowym w miejscach. W ciągu dnia powstaną słoneczne przerwy, ale także kolejne rozproszone prysznice, które mogą obracać się lokalnie ciężkimi grzmotami. Nadal czując ciepłe krajki"
Chyba te "krajki" padały ha ha ha, bo było ciepło.
Dzisiaj byłam w sklepie i obsługiwała mnie bardzo miła dziewczyna o imieniu "Pippa" ;) Skrót od Philippa.
Przypomniałam sobie przy okazji tego postu, jak mój mąż sprowokował mnie do głośnego wybuchu śmiechu w miejscu publicznym. Do tego tylko ja się śmiałam, bo on nie rozumiał co mnie śmieszy, nawet jak mu wyjaśniłam, to i tak nie było to tak zabawne dla niego jak dla mnie.  Byliśmy w Gdańsku i chcieliśmy jechać do ZOO w Oliwie. Przeglądałam Biuletyn turystyczny, żeby zobaczyć jak tam dojechać.
- Pojedziemy tramwajem - mówię do męża - Tylko nie mogę znaleźć tego Zoo - dodaję, studiując mapę Trójmiasta. On też patrzy na plan  i nagle podekscytowany woła, że znalazł!
- Gdzie? - pytam.
- Tu, zobacz jest "zuu" -  i pokazuje mi palcem miejsce z reklamą, gdzie występuje - Spółka z o.o.

piątek, 5 maja 2017

Inny Wymiar - Demencja

Kiedy wchodzę do pracy i zamykam za sobą drzwi, mam odczucie wejścia w inny wymiar...
To świat równoległy, który jest obok nas... Tak mało o nim wiemy... Demencja.
Pracuję w Domu Opieki. Nie jako opiekun, moje miejsce jest akurat w pralni, ale tu wszyscy są jak jedna rodzina. Lubię moją pracę. Nie mam jej za dużo, więc nie przemęczam się, natomiast mam dużo czasu na myślenie, bo pranie składam automatycznie. To miejsce jest na swój sposób niezwykłe... Automatycznie zatrzymuje każdego w stanie - TU i TERAZ - bez potrzeby medytacji.
Większość osób ma demencję, a są to osoby dobrze wykształcone, dyplomy wiszą w ramkach... Nie wszyscy są tacy starzy... W takim miejscu, patrząc na ludzi żyjących w ich własnych światach, zastanawiam się czym jest życie... czy wiemy jak powinniśmy żyć...
W tym momencie nie ma znaczenia kto jakie zajmował stanowisko ani ile zgromadził bogactwa. Wszyscy osiągnęli ten sam poziom i stali się na powrót dziećmi... Stąd poprowadzi ich jedna ta sama droga - droga do nieba...

Ten Dom jest Bramą...
przejściem do innego świata
Tu rzeczywistość
z fantazją się przeplata
Tu jest się dzieckiem
i starcem zarazem
Tutaj codzienność
ma tak wiele twarzy...
Choć świetna przeszłość
błyszczy na obrazach
żadnej dumy ni radości
już nie przysparza...
Teraz szczery uśmiech ważny
ciepły dotyk dłoni
i dobre, czułe słowo
co przed światem obroni