Cris Froese Picks

sobota, 28 października 2017

Oddech to życie

                                          Zdj.http://wojciechgotkiewicz.blogspot.co.uk/


Nie mamy nic cenniejszego w naszym życiu niż - oddech. Kiedy rodzimy się, nasze życie rozpoczyna się z pierwszym oddechem. A kiedy oddajemy ostatni oddech to przestajemy żyć.

 Każdy to wie, ale w codziennej bieganinie wcale nie myślimy o tym świadomie, wręcz zapominamy, bo i tak oddychamy i jest to dla nas takie oczywiste. Ale to, że oddychamy mechanicznie nie oznacza, że na pewno i zawsze prawidłowo. Przeważnie oddychamy krótko, płytko, byle jak. No bo kiedy wykonujemy jakieś czynności, krzątamy się po domu, rozmawiamy to nie oddychamy głęboko. Jęśli jesteśmy w złych emocjach to oddech jest jeszcze płytszy i urywany. Jeśli mamy uczucie krzywdy, żalu to oddech ledwie dociera do gardła, bo mając je zaciśnięte, oddechu dalej nie przepuszczamy. A w stresie to prawie wcale nie oddychamy.
Przez  płytkie oddychanie nie dotleniamy naszego ciała, a nie dotlenione zaczyna chorować.

Warto świadomie podejść do tego najwspanialszego daru. Zafundujmy sobie krótką medytację z oddechem - wystarczy piętnaście minut dziennie.  Usiądźmy wygodnie(nie musi to być pozycja do medytacji) i wyciszmy się, skupiając się tylko na oddychaniu - spokojnym i głębokim, może być przy ściszonej, spokojnej muzyce. To lek dla naszego ciała i duszy:) 
Oglądanie zdjęć przyrodniczych też jest kojącym balsamem:) 

Temat postu nasunął mi się po kontaktowaniu się z Urzędami, w których miałam trochę spraw do załatwienia. Większość poszło gładko, ale w jednym załatwianie przypominało żywcem scenkę z bajki "dwanaście prac Asterixa" - od pokoju do pokoju, od okienka do okienka. 

A po takich sprawach to wyciszenie jest niezbędne!   
  

środa, 18 października 2017

Anioł słońca


W poniedziałek wróciłam z pracy kilka minut po drugiej po południu. Weszłam do salonu, a tam pokój zalany dosłownie pomarańczowym światłem (wcześniej było pochmurnie).
Zaskoczona podeszłam do okna, które jest na południowej ścianie i spojrzałam na słońce. Wyglądało całkiem inaczej niż zwykle, było pomarańczowe... Złapałam telefon i zaczęłam robić zdjęcia. Chmury zaczęły się powoli przemieszczać w górę ku słońcu i jakież było moje zaskoczenie gdy zobaczyłam w pewnej chwili chmurkę przypominającą anioła!






wtorek, 10 października 2017

Bawaria


Okolice Monachium są naprawdę piękne, ale pogoda trochę bawiła się z nami w zgadywanki. Najpierw wybraliśmy się w Alpy, jeszcze przed smakowaniem piwa, żeby wszystko obejrzeć dokładnie na trzeźwo. Jednak dokładnie się nie dało, bo tajemnicza mgiełka towarzyszyła nam przez cały czas.
                                                                           
                                                                                 
Słońce dało znak, że pora wracać do domu.  No i jestem pewna,że  ufo tam było;)

Następnego dnia pojechaliśmy na piwo!
A tam tłumy! Oprócz specjalnych na ten cel ogromnych namiotów piwnych, było też nie mało piwnych ogródków. Wszystkie oblężone przez piwoszy. Poza wszechobecnym piwem, całe to  miejsce to jeden wielki festyn z rozmaitymi atrakcjami dla dzieci i dorosłych. Mnie od samego patrzenia na te atrakcje kręciło się w głowie;) To wolałam już napić się piwa, kiełbaskę też zjadłam. 


Do wielkiego piwnego namiotu weszliśmy tylko na chwilę zobaczyć jak tam jest. I było bardzo klimatycznie, chociaż tłoczno i głośno(Nagrałam filmik zamiast zdjęć, ale nie mogłam go zamieścić). W środku namiotu na podeście grała orkiestra. Środkowe stoły były także na podwyższeniu, a te po bokach ustawione były niżej. Wszystkie oblężone. Żeby zasiąść przy takim stole trzeba wykupić bilet i to ze sporym wyprzedzeniem. Całe towarzystwo śpiewało razem z solistą orkiestry. Część ludzi tańczyła, niektórzy na podłodze, a niektórzy na tych ławach przy stole. Oczywiście z kuflami w ręku. Jeden kufel mieści w sobie dwie butelki piwa, więc podziwiałam uwijające się kelnerki i kelnerów z pełnymi garściami takich kufli. 

Po piwie wiadomo trzeba do toalety.

Tam u góry fruwali ci odważni

W niedzielę zaplanowaliśmy sobie wycieczkę do pięknego zamku Neushwanstein, do którego było dwie godziny samochodem. Pogoda dała nam prztyczka w nos i całą bardzo deszczową niedzielę przesiedzieliśmy w domu na pogaduchach, zasilając się kawą, herbatką i łakociami.
W poniedziałek obejrzeliśmy zamek w Monachium - Nymphenburg
 
Tam też nie zabawiliśmy zbyt długo, bo się rozpadało.
Poniżej zdjęcia ratusza, które zrobiłam podążając w kierunku piwa.
Na koniec Niemcy podrzucili mi jakiegoś wirusa. Od parunastu lat nie miałam żadnego przeziębienia i nie dowierzałam, że coś mnie jednak wzięło tuż przed powrotną podróżą. Już jest ok, ale przez dwa dni nie chciało mi się nic, nawet zaglądać na ulubione blogi;) 

Bardzo Wam dziękuję za komentarze pod poprzednim postem:)))