Cris Froese Picks

wtorek, 30 czerwca 2020

Tajemniczy kontakt (1)

Rozdział 1

Maria poczuła się bardzo senna.
Na wpół widzącymi oczami spojrzała na zegarek – była 16:06.
Była tak senna, że przez chwilę musiała zastanowić się nad cyframi.
- Nie, no nie będę spać o tej porze – zbuntowała się niczym małe dziecko kładzione na drzemkę – Mowy nie ma.
Zawsze dziwiła się ludziom, którzy urządzali sobie poobiednie drzemki. Ona nie zamierzała. Uważała, że na drzemki szkoda życia. Wystarczało, że nocny sen zabierał z życia spory kawał. Gdzieś wyczytała, że jedną trzecią. Nie miała zamiaru jeszcze do tego dokładać. Pomimo swojego zdania na ten temat, czuła się coraz bardziej ociężale i jakoś tak chcąc czy nie, położyła się na kanapie. Patrzyła przez okno na chmury, które przesuwały się leniwie i czuła, że ledwie utrzymuje powieki. Chmury zaczęły się rozmywać. 
- No dobra, chwilę poleżę – wyraziła w końcu zgodę, poddając się.
Po pewnym czasie miała wrażenie, że w chmurach dostrzega zarys gór. Pomyślała, że chmury czasem lubią  przybierać dziwne kształty, a jak puścić wodze fantazji to można zobaczyć ciekawe krajobrazy, nawet góry w chmurach. Drwiła z siebie, ale widok gór wcale nie zniknął, a raczej jawił się coraz wyraźniejszy. Mrugnęła parę razy, ale widok był taki sam. Usiadła żeby przerwać to wzrokowe złudzenie.
Góry były tam nadal!
 Zerwała się na równe nogi przecierając oczy.
Góry były prawdziwe! Jak okiem sięgnąć rozciągał się długi łańcuch gór.
Zdezorientowana kompletnie rozejrzała się dookoła.
Wszędzie były góry! Po jej prawej stronie, góry były dość wysokie, a ona sama stała na skalistej dróżce, która biegła wzdłuż zbocza. Po drugiej stronie w oddali, góry były znacznie niższe, raczej były to wysokie wzgórza. Przed nimi lśniła w słońcu tafla wody, chyba jezioro…
Maria spojrzała na siebie. Była w dresie i na boso, czyli tak jak położyła się na kanapę… Była we śnie?
Stała obok dużego, płaskiego kamienia. Usiadła. Poczuła przyjemne ciepło. Kamień był nagrzany od słońca, które teraz chyliło się ku zachodowi, wisząc nad wzgórzami.
Nie mieściło jej się to w głowie! Boże! Co to za dziwny sen! Nie mogła się nadziwić, wszystko widziała tak jakby było prawdziwe.
Uszczypnęła się. Zabolało! Może w snach uszczypnięcie też boli – poddała się bezradnie. Wstała i zaczęła iść tą ścieżką. Poczuła rozgrzane skały pod stopami. Dlaczego to czuję, przecież jestem na kanapie…   – nie mogła zrozumieć. Sen był naprawdę dziwny…
Dała jeszcze parę kroków i nadepnęła na ostry kamyk.
Auuu! Jeśli to jest w moim śnie, to chcę się obudzić – pomyślała błagalnie… i w tej chwili otworzyła oczy w swoim pokoju.
Była na swojej kanapie i patrzyła na przesuwające się chmury za oknem.
Zerwała się na równe nogi i obejrzała pokój dookoła. Podeszła do okna. Poza leniwymi chmurami nic nie było. Ale emocje ze snu jej nie opuściły, czuła je całkiem mocno.
Co to było?- zapytała głośno trochę wystraszonym głosem  – Co to za dziwny sen? Wszystko było takie jak na jawie!
Spojrzała na zegarek. Była 16:16
A więc spała tylko parę minut. Przypomniała sobie z jakiegoś sennika, że pierwsza krótka faza snu to takie zlepki różnych obrazów. Już się śpi, ale jeszcze nie do końca, takie nie wiadomo co. Uspokoiła się tym samo wyjaśnieniem  i poszła pod prysznic  zmyć z siebie resztkę tych dziwnych obrazów sennych.
Miała ochotę pogadać o tym co najmniej dziwnym śnie, ale nie było z kim. Ojciec Marii wyjechał na wycieczkę do Szwecji i miał wrócić dopiero w poniedziałek wieczorem. Był aktywnym, pełnym młodzieńczej energii emerytem i niejeden młody mógłby mu pozazdrościć takiej radości życia.
Najchętniej porozmawiałaby ze swoją ukochaną córeczką, ale Lila od roku była w Anglii. Maria bardzo za nią tęskniła, ale rozumiała, że musi pozwolić żyć dziecku własnym życiem.  Kiedyś musiało to nastąpić, bo naturalną rzeczą jest, że dzieci dorastają i wyfruwają z gniazda. Tyle, że w ostatnich czasach młodzi wyfruwają daleko,  wyjeżdżają za granicę… Maria westchnęła i zakręciła wodę.            
Rozmyślania zostawiła pod prysznicem. Z łazienki wyszła odświeżona, czuła się naprawdę rześko.
Poszła do kuchni zaopatrzyć się w ulubioną miętowo - owocową herbatę i porcję upieczonej przez nią szarlotki.  Dom ciągle pachniał piekącym się ciastem. Maria lubiła taki pachnący, przytulny dom, zwłaszcza jesienią.
 Teraz już mogła rozsiąść się wygodnie.  Lubiła takie małe, codzienne rytuały. Za chwilę zaczynał się jej ulubiony serial, a zaraz po nim drugi na innym kanale. Dwie godziny niczym nie zmąconego relaksu uśmiechały się do niej. Weekend dopiero się zaczynał, jeszcze całe dwa wolne dni były przed nią. 
Czekając aż skończy się bloczek reklam, Maria rozglądała się po pokoju. Lubiła jego przytulny wystrój. Rośliny w doniczkach mniejszych, większych i całkiem dużych działały swoim widokiem kojąco i lubiła je penetrować oczami. Jej wzrok zatrzymał się na stojącej fotografii. Lilka zdmuchuje na niej  świeczki na torcie urodzinowym. Mimo woli myśli Marii cofnęły się w przeszłość… do innych urodzin Lilki. Tamtego dnia  nie potrafi całkiem wymazać z pamięci…
Były dwunaste urodziny Lilki. Córcia bardzo cieszyła się na swoje urodziny, miały przyjść do niej koleżanki.  Od rana robiła dekoracje i nuciła radośnie.  
Niestety, awantury w ich domu były już wtedy na porządku dziennym. Piotr - wtedy mąż Marii – od rana chodził rozdrażniony. Szukał zaczepki, prowokacji do kłótni. Była sobota, więc  miał wolne, ale to właśnie go irytowało, nie umiał znaleźć sobie miejsca. Prowokował więc po to, żeby w końcu mógł trzasnąć drzwiami i wyjść z domu.  
Wrócił późnym wieczorem. Był pijany nie bardziej niż zwykle, ale tym razem był wyjątkowo zaczepny, a chwilami nawet agresywny. Miotał się po mieszkaniu, zamiast jak zwykle usiąść przed telewizorem i zasnąć. Jego pokrzykiwania spowodowały, że Lilka zaczęła płakać. Piotr nigdy wcześniej nie zachował się tak jak wtedy. Odwrócił się w jej kierunku, krzycząc żeby się zamknęła. Lilka trzęsła się cala, gdy ruszył z furią w jej stronę. Maria zdążyła zasłonić córkę sobą w ostatnim momencie i pięść Piotra wylądowała na niej.
Chyba sam wystraszył się tego, co zrobił. Chwycił kurtkę i wybiegł z domu.
To była kropla, która przepełniła kielich goryczy ich wspólnego życia. Maria szybko spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i zostawiła służbowe mieszkanie Piotra razem ze wszystkimi wspomnieniami na zawsze.
 Uśmiechnęła się smutno do tych wspomnień. Piotr zniszczył ich małżeństwo… Może nieświadomie, ale co to za różnica, skoro ich życie się rozpadło. A przecież kiedyś był takim fajnym człowiekiem…
Kiedy go poznała był wspaniałym, uroczym chłopakiem. Towarzyskim, uczynnym, wesołym, no i zakochanym w niej bezgranicznie. Po dwóch latach chodzenia ze sobą wzięli ślub. Maria była bardzo szczęśliwą młodą mężatką, a wkrótce potem matką. Piotr rozpłakał się ze wzruszenia kiedy pierwszy raz podała mu w ramiona ich córeczkę. Tworzyli piękną, wzorową wręcz rodzinkę. Piotr był bardzo lubiany przez wszystkich, był tak zwaną duszą towarzystwa. I to chyba go zgubiło…
Znajomych mieli wielu, bo wszyscy przepadali wprost za Piotrem. Nie dość, że miał świetne poczucie humoru to jeszcze potrafił naprawiać różne rzeczy i w domu i w garażu. Taki złota rączka od wszystkiego. I tak to znajomi wpadali do nich okazyjnie z jakąś butelką, żeby podziękować Piotrowi za jego przysługi. Zapraszali ich także do siebie na różne okazje, czasem okazję  stwarzało się na potrzebę wypicia i miało to być zabawne.  Maria zaczęła dostrzegać jak Piotr się zmieniał. Pił coraz więcej. Nie był już tym fajnym mężem, którego jej wszyscy zazdrościli. Nie był już zabawny. Jego naturalny wdzięk bycia dowcipnym zastąpił menelskim żargon.
Rozmowy z Piotrem nic nie dawały. On nie widział żadnego problemu. Uważał, że Maria wszystko wyolbrzymia. Coraz częściej wychodził sam, w końcu nawet jej o tym nie informując. Kłótnie w ich domu były już czymś normalnym, a wśród nich padały coraz gorsze słowa. Maria czuła się bezradna. Patrzyła na smutną twarzyczkę rosnącej córeczki i nie wiedziała jak ma dalej żyć. Nie raz myślała  o odejściu, ale  ciężko jej było przyswoić myśl, że dziecko nie będzie miało pełnej rodziny. Wahała się aż do tamtego wieczoru, ale tamtego wieczoru miarka się przebrała.
Ostatni raz widziała Piotra na Sali sądowej. Pomimo przysługującego mu prawa odwiedzin dziecka, nie skorzystał z niego ani razu. Jakiś rok później usłyszała od ich wspólnej znajomej, że Piotr stoczył się całkiem. Stracił pracę, eksmitowali go z mieszkania. Zrobiło się jej go żal. Kiedyś był jej przecież bardzo bliski…
Maria początkowo zamieszkała u koleżanki na pokoju. Ojciec namawiał ją, aby zamieszkały z Lilą u niego, ale Maria ociągała się z decyzją przez jakiś czas. Nie chciała wracać do domu rodzinnego, bo czuła, że to będzie tak jakby cofnęła się w swoim rozwoju i takie myśli były dla niej dołujące. Matka Marii zginęła w wypadku, kiedy Lilka miała pięć lat. Marii bardzo brakowało matki, bliskich rozmów z nią, zwłaszcza kiedy w jej życiu pojawiło się tyle problemów. Z ojcem też dogadywała się dobrze, ale czuła, że w matce mogłaby mieć najlepszą kobiecą przyjaciółkę.  Na powzięciu ostatecznej decyzji z przeprowadzką do ojca zaważyła Lila, która była w bardzo bliskich relacjach z dziadkiem. Maria widziała zawsze jej roześmianą buzię i błyszczące oczy w towarzystwie dziadka. A ona niezbyt często w tamtym czasie się śmiała. Zdawała sobie sprawę, że nie jest dla córki najlepszym towarzyszem.
   Po przeprowadzce szybko przekonała się, że zamieszkanie z ojcem było dobrym pomysłem. Lilka poweselała, stała się radośnie dojrzewającą nastolatką. Dziadek chyba trochę zastępował jej ojca, świetnie się wspólnie dogadywali. Oczywiście rozpieszczał wnuczkę, ale Maria przymykała na to oko. Ona sama też z czasem wypogodniała i nabrała ochoty na życie.
       Skończyła nie dawno czterdzieści sześć lat. Była w pełni życiowych sił i raczej zadowolona z życia. Owszem, czasami miewała chandry, gorsze dni w których czuła się samotna i niespełniona.  
Kiedyś, po wyleczeniu się z Piotra, próbowała ułożyć sobie życie na nowo. Próbowała, ale nie wyszło. Z każdą znajomością przekonywała się, że facetowi chodziło tylko o jedno - żeby jak najszybciej zaciągnąć ją do łóżka. Na początku znajomości taki facet nawet się starał. Wspólne kino, spacery i rozmowy. Ale kiedy jego cel został osiągnięty, okazywało się, że kino jest nudne, a na spacery szkoda czasu. Co do rozmów ograniczały się do samochodów, sportu i gier komputerowych.
Żeby prowadzić jakąkolwiek rozmowę, to ona musiała się dopasowywać do niego. Ale to nie były jej tematy, poglądy, sprawy… Była z kimś a i tak czuła się samotna. Nierozumiana. Faceta nie obchodziło co jej w duszy gra… On nie dopasowywał się do jej tematów. Ba,  zorientowała się, że nawet jej nie słuchał. A ona przecież nie była kobietą mówiącą dużo i byle co. Nie trajkotała o ciuszkach i kosmetykach. Interesowała się wieloma rzeczami, na przykład archeologią, historią ziemi i ludzi, zagadkami świata.
W końcu nadszedł czas kiedy zadała sobie pytanie - Czy takie bycie z kimś miało dla niej sens?.  
Nie, nie miało – brzmiała odpowiedź.  Nie takich związków szukała. I tak raz na zawsze dała sobie spokój z tym nowym układaniem życia.  A o facetach wyrobiła sobie opinię niezbyt dobrą.
Zastanawiała się też czy z nią jest wszystko w porządku, bo dlaczego trafiała na samych dupków. Wiedziała przecież, że prawdziwi mężczyźni byli na świecie, tylko nie wiedzieć czemu ona ich nie spotkała.
 Przyzwyczaiła się do bycia samej. Miała kochaną rodzinę, bezpieczny dom, pracę. Czegóż chcieć więcej – zapewniała siebie i sięgała po książkę, zawsze niezawodną przyjaciółkę.
Do przeszłości nie wracała, lecz teraz właśnie zdała sobie sprawę, że jej myśli tam poleciały. Błądziła w przeszłości bardzo głęboko, a przypomniane czułe struny odpowiadały na ten dotyk ostrymi ukłuciami w sercu.

Reklamy dobiegły końca.  Maria z wdzięcznością przeniosła swoją uwagę na ekran, gdzie właśnie rozpoczynał się film.


cdn.