Cris Froese Picks

czwartek, 10 września 2020

Tajemniczy kontakt(8)

 Rozdział 8

 Nazajutrz obudziła się o 5:55, Czuła się wypoczęta i chętna do życia. Ubierając się układała w myślach przebieg rozmowy z Witkiem, a przynajmniej jej początek. Najważniejsze dla niej było, że zdecydowała się z nim porozmawiać.

Stanęła nad Leniwką w miejscu, gdzie rzeka tworzyła zakole, kilkanaście metrów od dróżki rowerowej. Wiedziała, że Witek zobaczy ją w tym miejscu, bez względu na to, którą stroną będzie przejeżdżał. Był to kojący widok… Rzeka, choć była w ciągłym ruchu to jednak emanowała spokojem, nawet pewnym zatrzymaniem. Zamknęła na chwilę oczy, żeby wsłuchać się w ten rytmiczny przepływ wody... Być jak płynąca rzeka...  - skojarzyła z tytułem książki.

- Hej, jesteś! I to tak wcześnie – Witek wyrwał ją z zamyślenia.

- Cześć! – Maria ucieszyła się na jego widok. Sorry, że ci wczoraj nie odpisałam, ale jak przeczytałam wiadomość był już późny wieczór.

- Nie szkodzi – uśmiechnął się z tym błyskiem w oczach, którego jednak nie zabierał do biura – Ale zastanawiałem się czy nie jesteś chora, bo w piątek nie wyglądałaś zbyt dobrze.

- Niee… A właściwie –  tak. Nie wiem czy jestem chora, ale ostatnio coś się ze mną dzieje niedobrego. Mam jakieś nieprzewidywalne samopoczucia… zresztą nie tylko to… ostatnio zdarzają mi się jakieś przywidzenia… - zrobiła krótką pauzę – Witek… muszę z kimś o tym pogadać, bo chwilami naprawdę zastanawiam się czy jestem normalna – dokończyła jednym tchem.

- Nie przejmuj się, każdy czasem ma takie rozterki – ze spokojem powiedział Witek i dodał – A tak naprawdę to co to znaczy bycie normalnym?

Wszelkie normy ustalają rządzący tym światem i według narzuconych norm żyje społeczeństwo, ale czy to znaczy, że jest to normalne.  A tak swoją drogą to wszyscy jesteśmy lekko stuknięci! – dokończył śmiejąc się.

Maria uśmiechnęła się, przytakując.

- Ale co tak naprawdę cię dręczy? – zapytał już z powagą – Śmiało Maria, jeśli mogę ci w czymś pomóc…  albo tylko wysłuchać, to masz przed sobą właściwą osobę.

- Wiem i dzięki. Ale nie śmiej się ze mnie… - zaczęła nieśmiało.

- Słowo – dodał ściszonym głosem.

I Maria opowiedziała mu wszystko, co w ostatnim czasie jej się przydarzyło. Z początku czuła się niezręcznie, a nawet śmiesznie, ale widziała, że Witek słuchał z uwagą.

Zachęcona, wyrzuciła z siebie wszystko, zaczynając od dziwnego snu z popołudniowej drzemki, od którego zaczęła się seria dziwnych przypadków, a kończąc na piątkowym zdarzeniu, na skutek którego przesadziła z alkoholem. 

- I co o tym wszystkim myślisz? Czy ja przypadkiem nie wariuję?- zapytała na końcu.

- Na pewno nie wariujesz Maria, ale cokolwiek by to nie było, w alkoholu nie szukaj pomocy – Witek zrobił przepraszający gest – sorry, że robię ci uwagę…

- Nie przepraszaj, ja już to wiem i jest mi głupio. Całą sobotę czułam się źle i to nie tylko fizycznie.

- Myślę, że wszystkie twoje objawy wskazują na jedno… Budzisz się…

- Sorry, ale nie rozumiem…  jak to budzę się, to takie powiedzenie...?     

- Widzisz… tego nie można zrozumieć rozumem… to trzeba zrozumieć czuciem. Nie orientujesz się jeszcze dobrze, ale zauważyłaś zmiany w sobie. Szukasz… Szukajcie, a znajdziecie – jak mawiał Jezus. Byłaś w poszukiwaniu i to co zaczęłaś zauważać to są odpowiedzi, znaki… które poprowadzą cię dalej. U różnych osób różnie się to objawia. Twoja świadomość się przebudza… poszerza i zaczynasz widzieć inaczej… więcej… Przebudzenie to odkrycie prawdy o nas samych, i o świecie… bo ten świat nie jest wcale taki jaki nam się wydaje… A my… no cóż, choć to dziwnie brzmi,  dopóki żyjemy w nieświadomości – nie znamy siebie.

Maria próbowała to pojąć. W jej postrzeganiu coś się zmieniło, wiedziała to, ale nie umiała tego określić. A teraz, słuchając Witka odczuwała dziwny niepokój jakby w oczekiwaniu na coś. Ogarniało ją drżenie i wzruszenie...

- Chyba zrobiło się zimno – odruchowo przetarła oczy i oplotła się ramionami.

  Nie bój się tego Maria. Jeśli postanowiłaś zapytać kogoś o to, co się dzieje - akurat ja się napatoczyłem - to jesteś gotowa na taką wiedzę. Wiedziałem, że mnie kiedyś o to zapytasz, gdy spotkaliśmy się tu pierwszy raz. To nie był przypadek, przypadki nie istnieją. Tamtego ranka po prostu odczułem, że moją rolą jest pomóc ci w odnajdywaniu tego, czego szukasz, a przynajmniej wskazanie ci kierunku. Mnie też kiedyś ktoś wskazał kierunek.

- Ale skąd wiedziałeś, że byłam w poszukiwaniu?

- Wiem… , bo ja też kiedyś poszukiwałem, wiem jak to się odbywa. Zobacz, niby przypadkiem odkryłaś strojenie muzyczne, złoty podział… To nie stało się przypadkiem. Szukałaś i stopniowo dostawałaś wskazówki, znaki…

- Wszystko ok.? – Witek przyglądał się Marii bacznie.

- Trochę dziwnie się czuję, ale nie, nie boję. Raczej czuję takie podskórne WOW! – starała się być na luzie – A co powiesz na te moje przywidzenia?

- Dokładnie nie wiem… Myślę, że odpowiedź na to przyjdzie do ciebie sama jak będzie na to czas. Ale wiedz, że jesteśmy istotami wielowymiarowymi. Jasnowidzenie i tym podobne rzeczy są dla nas jak najbardziej normalne, tylko nie pamiętamy o tym, poza małymi wyjątkami. Zapomnieliśmy kim naprawdę jesteśmy... Ale już pora sobie przypomnieć… Coraz więcej ludzi będzie się przebudzać, bo takie teraz są czasy, czasy zmian na ziemi.

- Skąd ty to wszystko wiesz Witek? – zaskoczenie Marii mieszało się z ciekawością i z dreszczykiem emocji, pod którym czuła coś nieznanego i znanego jednocześnie.

- Od swojej duszy – powiedział z radością, a oczy rozbłysły mu tym wyjątkowym blaskiem.

 

 Maria wracała do domu wśród spadających płatków śniegu. Małe białe okruszki wirowały w powietrzu ciesząc oczy. Jakie to piękne –  zaciągnęła się powietrzem i widokiem. Przed nią pojawił się obrazek z dzieciństwa –  szła z mamą i tatą za ręce podczas padającego śniegu. Pomyślała o tamtej sobie, tym małym dziecku z czułością, a przyjemne ciepło natychmiast wypełniło jej serce i przestrzeń wokół niego. Już nie odczuwała smutku przy wspomnieniach – uzdrowiła tamtą małą dziewczynkę, którą była. Jeszcze do nie dawna nie miała pojęcia, że można samemu takie rzeczy naprawiać. Ale już wie... jak to dobrze, że wie. Świadome życie jest takie piękne. I takie proste, jeśli już się o tym wie. Ale dopóki się nie wie… jest tak, jak powiedział Jung: „Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało twoim życiem, a ty będziesz to nazywał przeznaczeniem”

Tamta rozmowa z Witkiem zapoczątkowała prawdziwą przemianę w Marii. I przyjaźń z Witkiem. Dokonało się w niej coś w rodzaju przeobrażenia w postrzeganiu. Nie umiała nazwać tego, co się w niej działo, ale była szczęśliwa! Odczuwała radość, szczęście… bez specjalnych powodów. Ot tak po prostu. Nagle zobaczyła, pojęła sens całego życia, wszystkich zdarzeń. Ten proces trwał nadal.

Witek pożyczył jej kilka książek, takich których nie znalazłaby w bibliotece. Dosłownie je pochłonęła. Przy niektórych fragmentach płakała, tym razem ze wzruszenia. Ale wiedziała już, że jej wcześniejszy niekontrolowany płacz był następstwem rozpuszczania się w niej kolejnych blokad. Płacz oczyszczał. Teraz wzruszała się także częściej, bo wszystko postrzegała inaczej, jakże inaczej. To tak jakby wcześniej patrzyła na świat przez przezroczystą, niewidzialną zasłonę, a teraz ta zasłona rozpuściła się i ukazał się jej prawdziwy świat. Trudno to było komuś wytłumaczyć, dlatego nawet nie próbowała.

Cieszyła się, że mogła o tym wszystkim rozmawiać z Witkiem. Maria biegała lub spacerowała w weekendy regularnie. Z Witkiem zawsze wymieniali kilka zdań podczas spaceru, ale któregoś razu zaprosiła go do domu. Na dworze była ulewa, a ona miała pilny temat do obgadania. Poznała Witka z ojcem, przedstawiając go jako fajnego kumpla, z którym mają do omówienia pewien projekt. To był dobry pomysł. Obydwaj panowie polubili się i od tamtej pory Witek został przyjacielem domu. Wpadał do nich co jakiś czas. Czasami rozgrywał z ojcem partyjkę szachów. Przeważnie jednak roztrząsali z Marią jakieś zagadnienia z książek czy innych źródeł. Ojciec czasem im towarzyszył, a  Maria miała wtedy wrażenie, że on „wszystko wie”, chociaż tylko się przysłuchiwał.

 

Spojrzała na torbę, którą niosła. Były w niej prezenty pod choinkę, które właśnie zakupiła. Na twarzy Marii zagościł promienny uśmiech. Już za dwa tygodnie uściśnie swoją córeczkę.

A na Wigilii będą mieć gości. Przyjdzie Witek ze swoim niepełnosprawnym bratem. Maria objęła opiekuńczymi myślami dzień, w którym Witek opowiedział jej o swoim życiu.

Wychował się w domu dziecka. Nie dowiedział się kim byli jego rodzice, ale dowiedział się, że ma młodszego brata. Brat był niepełnosprawny fizycznie i przebywał w specjalnym Ośrodku. Witek jak tylko uzyskał pełnoletniość, poszedł do pracy, żeby mógł utrzymać małe mieszkanko i zabrać brata do siebie. Od kiedy dowiedział się o bracie, odwiedzał go w Ośrodku, czasem mógł zabierać go na spacery. Od tamtej pory życiowym celem Witka było usamodzielnić się i zabrać brata z Ośrodka. Udało mu się. Potem wrócił do szkoły w systemie wieczorowym. Maria słuchając jego historii przeżywała wszystkie wydarzenia bardzo głęboko. Płakali obydwoje, a Witek stał jej się bliski jak brat.

Witek musiał szybko dorosnąć, ciągle będąc dzieckiem.  Czuł w sobie tą dojrzałość, lecz od złej strony. Jego psychika była obciążona. Żył w przygnębieniu, w smutku. W Domu Dziecka nie było łatwo. Dopiero kiedy odnalazł brata poznał co to jest radość, co to znaczy mieć kogoś bliskiego.

Potem, gdy zamieszkali razem, to dzięki bratu doznał iskry przebudzenia. To on w swoim prostym spojrzeniu na życie był dla niego inspiracją. Mówił prostym językiem, prawie jak dziecko. Lecz czasem wypowiedziane przez niego, niby bezsensowne zdanie, nagle olśniewało Witka mądrością i zaskakiwało głębokim sensem.

 

Maria przypomniała sobie domysły w pracy na temat Witka – Co my wiemy o innych ludziach...  prawie nic, ale ocenianie ich przychodzi nam niezwykle łatwo.

 

Cdn.