Każdy z nas chce być piękny, młody, zdrowy i bogaty! No i szczęśliwy w miłości:)
Wszyscy tego pragną, ale nie wszyscy dostają. Dlaczego tak się dzieje? Pewnie każdy zadaje sobie czasem takie pytanie. Ja zastanawiałam się nad tym często i zrobiłam duży krok, dowiadując się, że "wiem, że nic nie wiem"ha, ha. A w małym kroczku doszłam do wniosku, z mojego obczytania się i własnych obserwacji, że sami sobie podcinamy skrzydła nieodpowiednim myśleniem.
Ciągle na wszystko narzekamy. Robimy to już z przyzwyczajenia, automatycznie. Zdania(życzenia), które najczęściej wypowiadamy są typu; "Życie to walka o przetrwanie" "Ciągle trzeba się martwić o pieniądze" "Mnie to nic w życiu nie wychodzi" " Czuję, że coś mnie bierze, pewnie będę chora/y".
Wiem, że nie wszyscy podzielają taką opinię, że to my sami mamy wpływ na nasze życie, że je kreujemy myślami, słowami... Ale co, jeśli tak jest... Wtedy w naszym życiu wydarza się to, o czym myśleliśmy nieświadomie, mechanicznie, chaotycznie. Tytuł mojego wpisu, to zdanie wyjęte z jakiegoś artykułu, niestety nie pamiętam z jakiego, ale spodobało mi się. Trochę zabawne, ale czyż nie jest prawdziwe? Pomyślałam, że podzielę się z wami moim doświadczeniem w sprawie zdrowia. Sama na sobie sprawdziłam kreowanie zdrowia. Od kilkunastu lat nie choruję wcale, żadne przeziębienie mnie nie bierze. Nie biorę żadnych leków. Wcześniej, przed laty chorowałam często, w zasadzie łapałam wszystkie wirusy, poza tym mój kręgosłup był w nie najlepszym stanie, nerki "dały mi popalić", miałam czasem jakieś zadyszki, moje serce coś zaburzało, powiększyła mi się tarczyca i odzywały się reumatyczne zmiany, pomimo że byłam młoda.. Kilka ładnych lat temu w pracy panował ciężki wirus grypy, który rozłożył po kolei wszystkich pracowników - tylko ja się nie zaraziłam. Każdy się dziwił, a ja odpowiadałam to co zwykle, czyli to, czego już się nauczyłam - mnie nie bierze, bo ja po prostu NIE CHORUJĘ. I wtedy dokładnie zdałam sobie sprawę, że "to" działa! Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio cokolwiek mi dokuczało. Olśniło mnie, że nic mi nie jest od dawna, nawet te poważniejsze dolegliwości, które odczuwałam - cofnęły się! A ja nawet nie wiedziałam kiedy to się stało. Od tamtej pory "wiem "o tym świadomie. A na czym polegało moje uzdrowienie? To bardzo prosta rzecz. Trzeba tylko myśleć o sobie, jako o osobie zdrowej, pozytywnej, szczęśliwej. Unikać mówienia - "czuję, że coś mnie bierze", nie przyciągajmy do siebie choroby. Jeśli już mamy jakieś objawy, mówmy - "coś czuję, ale to już mi przechodzi". Każdego ranka, zawsze miło witajmy nowy dzień, mówiąc w myślach " jestem w doskonałym zdrowiu, fizycznym i psychicznym - lepiej niż poprzednio" "jestem młoda/y, zdrowa/y i atrakcyjna/y", uśmiechając się w myślach do siebie. Zapytajmy zaczynającego się dnia, co pięknego dziś nam przyniesie..., co fajnego nas spotka za tym wzgórzem...Czujmy radość oczekiwania na piękne rzeczy. Bo piękną rzeczą jest już takie "czucie się". Pierwszą książką z radami jak być zdrowym, na jaką trafiłam była "Samouzdrawianie" Silvy. Szczerze mogę powiedzieć, że u mnie to zadziałało. Myślę, że tak samo działa to w innych dziedzinach, ale nie możemy podcinać skrzydeł swoim marzeniom, wątpiąc w nie już na samym początku, bo nie pofruną;)
Kiedyś widziałam film komediowy, z którego utrwaliła mi się taka scenka; Sąsiad idzie do sąsiada pożyczyć sekator, żeby obciąć żywopłot. Musiał obejść swoją działkę i sąsiada, żeby dojść do jego drzwi wejściowych. Z początku wesoły, pełen zapału wyobrażał sobie jak tnie żywopłot, robi grila, rodzina się cieszy... Ale po chwili pomyślał - a może on (czyli sąsiad) nie będzie chciał mi pożyczyć tego sekatora... Nie, no czemu miałby nie pożyczyć - uśmiechnął się znowu radośnie. No, kto wie jaki on jest - podpowiadał drugi głos, najpierw delikatnie, ale potem z każdym krokiem coraz mocniej - Może będzie ci zazdrościł, że będziesz miał ładniejszy żywopłot i złośliwie pomyśli, że masz sobie kupić własny jak chcesz się chwalić żywopłotem, a tobie powie niewinnie, że nie może ci pożyczyć, bo ma zepsuty...
W tym miejscu nasz sąsiad kipiał już taką złością, że gdy doszedł do drzwi, nacisnął dzwonek i drzwi się otworzyły, zdołał tylko wykrzyknąć - A w dupie mam twój sekator! Po czym odwrócił się i poszedł do siebie.
Wspaniałego zdrowia życzę sobie i Wam wszystkim:)