Cris Froese Picks

poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Tajemniczy kontakt(7)

 

Rozdział 7

 

Kiedy Maria obudziła się, nie musiała sprawdzać zegarka, żeby wiedzieć która była godzina. Ale zerknęła – była oczywiście 6;06. Ku swojemu zaskoczeniu nie czuła żalu ani złości, że tak wcześnie się obudziła. Czuła nawet nutkę radości.

Do pracy przygotowywała się bez pośpiechu. Zauważyła jaki to był komfort. Miała czas spokojnie wypić kawę, a nawet zatrzymała się chwilę przy oknie, żeby powitać nowy dzień. Dzień zaczynał się pochmurnie, ale nie czuła się z tego powodu zawiedziona. Zastanawiała się nad tymi zmianami u siebie, gdy przed oczami stanęła jej scena ze snu!

Szła skalistą dróżką. Z przodu rosło kilka nieznanych jej drzew. Szła w ich stronę chętnie, bo czuła słoneczny skwar. Pod drzewem dostrzegła jakąś postać. To była kobieta, ubrana w długą do ziemi suknię, a właściwie suknia wyglądała jak owinięta dookoła niej szata ze staro biblijnych czasów. Gdy Maria zbliżyła się na kila metrów, kobieta odwróciła głowę w jej stronę i ich wzrok spotkał się. Oczy miała ciemno – brązowe, przenikliwe i …bardzo smutne. Maria odczuła smutek tamtej kobiety. Scena się urwała!

Maria stała sparaliżowana z rozszerzonymi szeroko oczami, powalona rozegraną sceną ze snu.

Co to było!? Sen? Już nie pamiętała czasów, kiedy jej się coś śniło. Ale co to był za sen… taki dziwny… Nadal odczuwała smutek tej kobiety ze snu…

Ocknęła się w samą porę, bo był najwyższy czas wyjść do pracy.  

Dzień zleciał szybko. Basia opowiadała o wesołych przygodach z dziećmi. Kasia narzekała na zmarnowany weekend z Tomkiem, bo tylko ją wkurzał.

Maria zapytana o weekend, pochwaliła się nowiną o spacerach i bieganiu. Koleżanki przyjęły to bez entuzjazmu. Kasia poradziła, że jeśli chodzi o sylwetkę to tylko siłownia, no a jak już biegać to z Chodakowską. Inaczej to szkoda czasu, bo i tak rezultatu nie będzie.

Maria odpowiedziała, że nie chodzi o jakieś odchudzanie, tylko o spacer dla zwykłego relaksu. Kasia prychnęła. Basia zgodziła się co do spacerów, bo owszem, rodzinnie spacerowali czasem po obiedzie, ale żeby specjalnie w tym celu wstawać... Przeciągnęła zdanie i zostawiła nie dokończone. W tym miejscu Maria zrozumiała Witka - nie było sensu podejmować  tematu z kimś, kto go nie rozumiał.

Maria zastanawiała się czy powinna wspomnieć o spotkaniu z Witkiem. To przecież zwyczajna sytuacja, ale z drugiej strony nie wiedziała jakie komentarze tym wzbudzi. Gdy tak rozważała, Witek właśnie wszedł do biura. W poniedziałki z jakiegoś powodu zaczynał pracę później. Wszedł, przywitał się ogólnie i zwrócił się do niej: -  Jak tam Maria, przekonałaś się już do rannych spacerów?

Dziewczyny spojrzały na nich pytająco i wymieniły znaczące spojrzenia między sobą. Potem skierowały wzrok na Marię z zapytaniem w oczach.

- Spotkaliśmy się przypadkiem – usprawiedliwiała się prawie, widząc ich dociekliwe spojrzenia –  Spacerowałam nad rzeką, a Witek – jak się okazało – robi prawdziwe trasy rowerowe. Obie spojrzały na Witka zdziwione. Ale on potwierdził bez żadnego zmieszania, a na koniec złożył propozycję – Słuchajcie, a może będziemy jeździć razem – jako tim biurowy. Co wy na to? Basia roześmiała się, a Kasia pokazała mu język. Maria domyśliła się, że zrobił to specjalnie. Tą propozycją sprytnie uwolnił się od dalszych pytań. Zrozumiała, że był mądrym, otwartym na rozmowy chłopakiem, ale nie w biurze.

Maria o swoich dziwnych przypadkach oczywiście nie pisnęła ani słówka.

Gdy wróciła, ojciec już był w domu. Uściskali się serdecznie. Potem cały wieczór spędzili na opowieściach, ciesząc się sobą. Ojciec pełen wrażeń, opowiadał o urokach wycieczki. Najpierw o podróży – autokarem i promem. O towarzyszach podróży, o nowych znajomościach. A potem opowiadał o miejscach które zwiedzali. Pokazywał zdjęcia i  opowiadał z taką pasją, aż zazdrościła mu tej tryskającej radości. Siedzieli do późna, zdając na przemian relacje.

Maria przez cały czas zastanawiała się – czy opowiedzieć ojcu o swoich przywidzeniach, przypadkach czy nie... Gdyby był wtedy w domu, zrobiłaby to bez wahania. Ostatecznie nic jednak nie wspomniała.

Przez następne dni Maria budziła się sama, przed budzikiem, czasem o 6;06, a czasem o 6;00. Już się prawie przyzwyczaiła do tego, podczas gdy w piątek spała tak mocno, że nawet budzik nie dał rady. Dopiero szarpanie za ramię odniosło skutek. Ojciec zszedł na dół na śniadanie i zorientował się, że córka jeszcze nie wyszła do pracy. Zdziwił się i zajrzał do jej pokoju.

Zerwała się z bólem głowy, co było dla niej rzadkością. Do pracy spóźniła się pół godziny. Zadzwoniła wcześniej tłumacząc się złym samopoczuciem. Cały dzień faktycznie nie nadawała się do żadnej rozmowy, na pracy ledwo się skupiała. Dziękowała Bogu, że to był piątek i pracę kończyli o pierwszej. Rano obiecała sobie, że jak tylko wróci do domu to pójdzie spać, ale około południa czuła się już dużo lepiej. Chociaż z drugiej strony nie było to nic nowego, bliżej fajrantu każdemu przybywało energii. Pobyt w pracy choćby lubianej i tak w pewien sposób był przymusem, więc odpowiednia godzina na zegarze zwiastowała odzyskanie wolności.

  

Już od drzwi pachniało obiadem. Ojciec usmażył ryby. Ich zapach stawiał od razu w gotowość cały układ pokarmowy. Jak zawsze, po powrocie z jakiejś wycieczki, przez kilka kolejnych dni delektował się zwyczajnym byciem w domu. Krzątał się w kuchni radośnie pogwizdując jakąś swojską nutę.

- O już jesteś – ucieszył się na widok córki, stawiając na stole świeżo przygotowaną surówkę z białej kapusty – To myj ręce, bo obiad gotowy!

Maria przez chwilę poczuła się jak małe dziecko –Tak jest tatusiu! – uniosła dwa palce do skroni i stuknęła butami. Ta chwila wystarczyła aby przeszła jej resztka senności. Poobiednia kawa i żartobliwe rozmówki z ojcem spowodowały, że całkiem odzyskała energię.

Ojciec na resztę tego dnia poszedł do swojego pokoju oddać się ulubionemu zajęciu. Spisywał kroniki ze wszystkich wojaży i imprez emeryckich, urozmaicając je wybranymi zdjęciami. Tworzył w ten sposób ciekawe, czasem zabawne historie. Dopijając kawę już zaczynał formować styl dzisiejszej opowieści. Maria widziała jaki był tym radośnie podekscytowany. Miał ciągle jakieś nowe pomysły.

On czuje, że żyje – pomyślała o ojcu, ciesząc się jego radością.

Kiedy została sama, wzięła książkę i usiadła na kanapie. Była to ostatnia książka z wypożyczonych przed tygodniem. Zwykle wypożyczała trzy, cztery książki na tydzień i przeważnie wymieniała je w piątek zaraz po pracy. Tym razem nie zdążyła wszystkich przeczytać, zważywszy na inne zaistniałe sytuacje i nie poszła do biblioteki. Ale, co tam – machnęła ręką – przecież nie muszę bić jakichś rekordów w czytaniu.

Wstęp był nudny. Przydługie opisy książki najpierw od wydawcy, a potem jeszcze od samego autora. Następnie podziękowania  tylu osobom, że mogliby razem stworzyć wspólnotę jakiejś wioski. I kilka kartek poświęconych reklamie innych książek tegoż autora jak i innych, ale w tym wydawnictwie. Ewidentnie było widać, że bardzo dbają o własny biznes. Nawet odechciało jej się czytać. Nie lubiła kupować towaru, który był tak gorliwie zachwalany, że aż wciskany. Budziło to w niej jakiś niewytłumaczalny bunt. Zamknęła książkę. Po chwili jednak otworzyła i zaczęła czytać. Bądź co bądź miała poczucie obowiązku. Do poniedziałku powinna ją przeczytać, bo chciała wymienić, a nie mogłaby oddać nie przeczytanej książki. To by się nie zgadzało z jej zasadami.

W końcu wczytała się w treść książki, ale gdyby miała określić swoje zainteresowanie nią w skali jeden do dziesięciu, dałaby może cztery. Przeskakiwała spore fragmenty szerokich opisów scenerii i przyrody i nie chodziło o to, że nie lubiła tego, tylko opisy były tak rozwlekłe, a wywody na ich temat tak rozciągane, że Maria raz po raz gubiła wątek.

Robiła częste przerwy na zrobienie herbaty, na pójście do toalety albo na popatrzenie za okno. No,  nie mogła powiedzieć, żeby była to ciekawa książka. Dawno już jej się taka nie trafiła, a wybrała ją ze względu na tytuł  „ Tajemnicza droga”. Brzmiało tajemniczo, ale jak na razie na żadną tajemnicę się nie natknęła.  Zawzięła się i czytała do siódmej tak jak sobie założyła. O tej godzinie zaczynały się jej seriale, ale po ich obejrzeniu nie miała zamiaru wracać do nudnego czytania. Inaczej by było, gdyby miała ciekawą książkę, wtedy mogłaby czytać do późna w noc, a nawet do rana. Ale ta po prostu ją męczyła.

Wieczór właściwie dopiero się zaczynał. Piątkowy wieczór, w który można siedzieć do późna. Do późna… tylko co będzie robić? Książka odpadała…

Maria przez chwilę odczuła ogromny smutek! Tylko przez moment, ale smutek był tak wyrazisty, że aż dosłownie zabolało ją serce. Była samotna… tak bardzo samotna! Czuła jak żal nad sobą ściska jej gardło. Wstała machinalnie, żeby nie dopuścić do wylewu łez jak to miało miejsce przed tygodniem. Co powie ojcu, gdy zastanie ją szlochającą… Jak miałaby mu wyjaśnić że płacze, skoro sama sobie nie umie tego wyjaśnić.

Przerzucała kanały w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego filmu. Nie było nic dla niej. Same mafijne, filmy grozy albo horrory. Nigdy za takimi nie przepadała.

- No, żeby nie było co wybrać! – skomentowała głośno nie kryjąc niezadowolenia. Przeszukała wstępnie  wszystkie kanały i nic ciekawego ją nie zatrzymało.  Sprawdzała więc ponownie żeby wybrać cośkolwiek, co da się oglądać.

W obrazie przez chwilę mignęło jej coś znajomego. Zatrzymała się i cofała kanały żeby sprawdzić co to było, że zwróciło jej uwagę, ale nie mogła ponownie natrafić. W końcu odpuściła. Ostatecznie zostawiła kanał Discovery. Lepiej już było obejrzeć interesujący dokument niż byle jaki film. Dokument był ciekawy, o UFO, tylko że po trzech minutach zorientowała się, że już  widziała go dwa razy…  Zostawiła, bo  na ten moment była to najlepsza opcja.  O dwudziestej drugiej na jedynce zaczynał się King Kong. Ten film też oczywiście widziała, ale już dość dawno, więc ustawiła się na przypomnienie go sobie. Wiedziała, że film akcji ją wciągnie nawet oglądany po raz któryś.

UFO… Discovery pokazywało uchwycone filmiki z dyskami na niebie lub dziwnym światłem w różnych częściach świata.

Ciekawe czy oni nie mogą kontaktować się z nami czy też nie chcą… Maria zastanawiała się słuchając narratora, bo o tym, że obcy odwiedzają  Ziemię była przekonana. Za dużo dowodów było, żeby nie wierzyć. Naoczni świadkowie… Z drugiej strony oficjalne rządy państw milczały w tej sprawie. Jeśli już jakaś publiczna osoba wypowiadała się zapytana przez dziennikarzy to zawsze z lekceważeniem tematu, poddając go w wątpliwość i śmieszność. Może po prostu bali się paniki światowej, więc zmiękczali temat… Ale to by świadczyło, że coś wiedzą... Czy obcy stanowili dla nas zagrożenie, mieli złe zamiary wobec nas… Wyobraźnia zaczęła jej podsuwać sceny z fantastycznych filmów…

- Kurczę, po co ja o tym myślę, tylko będę się bać. Ufoludki jakby mieli nas zaatakować zrobili by to już dawno – wyciągnęła wniosek ze swoich rozmyślań.

Film dokumentalny dobiegał końca, gdy w myślowe analizy Marii brutalnie wtargnęły reklamy.  Jak tu się nie zirytować – pomyślała prawie głośno  - Jeszcze nawet przed włączeniem obsady filmu, tak im się śpieszy zarabiać. To brak szacunku dla widza. Maria była zniesmaczona. Niektóre z reklam były narzucające się,  natarczywe, wręcz agresywne.  Czy nie mogliby tego robić choć trochę subtelniej… - westchnęła, wstając. 

Musiała się rozluźnić, bo King Kong był długim filmem, a zaczynał się już za chwilę.  Przełączyła na pierwszy program. Gdy zmieniała przycisk, znów błysnął jej znany obraz w jednej sekundzie. Tym razem zareagowała błyskawicznie wciskając na powrót Discovery. To była kolejna reklama. Zapowiadali jakiś dokument o Palestynie. Na ekranie pojawiały się osoby ubrane w szaty z czasów biblijnych. Maria lubiła filmy dokumentalne, a te z czasów Jezusa na ziemi były szczególne, więc czekała, żeby zobaczyć kiedy będzie nadawany.

Coś znajomego przewijało się w pokazywanych obrazach…

I nagle pojęła – patrzyła na krajobraz ze snu! Dróżka na zboczu góry! Daleko w tle duże jezioro. Te skały… drzewa,  nawet kamień był podobny do tego, na którym siedziała podczas drzemki, mając te przywidzenie! Przez moment widziała ten krajobraz też w małym telewizorku w kuchni podczas nadawanych wiadomości… No i w dzisiejszym śnie! Kim była kobieta, która jej się przyśniła... Patrzyła Marii prosto w oczy jakby chciała coś przekazać...  

Marią wstrząsnęło! Co się działo…?!

Zaczęła chodzić po pokoju w tą i z powrotem. Maszerowała tak przez jakiś czas nie myśląc o tym co robi. Zatrzymywała się czasem, składając ręce jak do modlitwy, lub łapała się za rozpaloną twarz. Umysł galopował.

W końcu poszła tym marszem do kuchni i nalała sobie mocnego drinka. Spory łyk upiła od razu.

Nie czuła reakcji alkoholu, więc popiła kolejny łyk i kolejny... Trochę rozluźniona, przełączyła kanał na King Konga i zrobiła następnego drinka.

 Przebudziła się prawie nieprzytomna. Telewizor grał głośno i raził jej uszy niemożliwie. Wyłączyła go. Wstała, zrobiła półobrót i zwaliła się z powrotem na kanapę.

- O Boże – wyjęczała, łapiąc się za głowę, a za chwilę za żołądek, który nakazywał jej niezwłocznie udać się do łazienki.

Kilka razy budziła się i przysypiała na nowo, klęcząc przed toaletą. Czuła się fatalnie, głowa jej pękała, było jej zimno i chciała do łóżka, ale żołądek nie pozwalał jej się oddalić na dłużej niż na dwie, trzy minuty.

Aż wreszcie za którymś razem przebudziła się z poczuciem ulgi, więc uznała, że chyba już może wrócić do łóżka. Wsłuchała się w swój organizm czujnie i na wszelki wypadek zabrała ze sobą miskę.

 

- Maryyysia…

- Wszystko w porządku? Ale ty długo dzisiaj śpisz.

- Oo, och… jakoś tak… późno poszłam spać… jeszcze godzinkę chcę tatku…

- Masz wolne, więc śpij jak masz ochotę – ojciec roześmiał się niedowierzająco kręcąc głową – Ale nie wiem czy wiesz, że jest już dwunasta.

Maria już nie słyszała ojca, zapadając ponownie w sen, który wcale nie był zdrowym snem, co najwyżej próbą przywrócenia organizmu do jako takiego funkcjonowania.

Wstała o trzeciej. Poszła wziąć długi, chłodny prysznic, po którym poczuła się na tyle lepiej, żeby jako tako funkcjonować.

Ojciec zostawił jej kartkę, że wychodzi z przyjaciółmi i wróci późno.

Było jej to na rękę. Nie będzie musiała udawać ani wymyślać powodu dlaczego tak się czuje. Miała potwornego  kaca i to nie tylko fizycznego. Czuła moralne wyrzuty, że tak się napiła.

Pamiętała co było powodem tego i czuła się trochę usprawiedliwiona, ale to nie pomagało w samopoczuciu. Zaparzyła sobie kakao i obejmując kubek dłońmi tępo patrzyła na parujący napój. Przymknęła oczy. Z archiwalnych pokładów pamięci wyświetlił się widok Piotra, podającego jej do łóżka kubek z unoszącym się kakaowym aromatem. Uśmiechnęła się do tego wspomnienia. Piotr znał jej upodobania, wiedział co ona lubi, co jej pomaga, co ją rozwesela. Kiedy dopadała ją jakaś chandra to gorące kakao było dla niej nadzwyczajnym lekiem.  

Kiedy to było… Próbowała sobie przypomnieć, ale już po chwili zrezygnowała z jakiegokolwiek wysilania umysłu.  Przesiedziała tak bez myślenia, nie licząc czasu.

Około szóstej miała się już znośnie. Wcześniej wypiła kawę i nawet coś przegryzła. Wracała do siebie, ale psychicznie robiła sobie wyrzuty, że zmarnowała sobie cały wolny dzień.

Na komórce wyświetlało się jakieś powiadomienie. Odblokowała ekran. To była wiadomość od Lilki. Napisała, że zadzwoni jutro, ale teraz chciała się podzielić wiadomością, że znalazła nową pracę w sklepie z kosmetykami i dziś będzie tam pracować na próbę.

Maria ucieszyła się. Wiedziała, że jej córka poradzi sobie ze wszystkim. Była otwarta w kontakcie z ludźmi i powszechnie dawała się lubić.

Otworzyła komputer i weszła na facebooka. Dawno tam nie zaglądała, nie była jego zwolenniczką, ale czasem miała wiadomości od znajomych to odpisywała. Teraz też jakieś były. Dwie nieistotne, ale była też wiadomość od Witka. Zaskoczona wiadomością ożywiła się. Witek napisał krótko, zapytał czy wszystko ok., a jeśli tak to czemu zawaliła poranny spacer ? Dołączył śmieszne emotionki.

No właśnie. Zawaliła spacer i nie tylko to, zawaliła cały dzień! A do tego ta nieszczęsna książka czekała, która teraz akurat specjalnie napatoczyła jej się w oczy.

Maria obiecała sobie solennie poprawę i naprawę wszystkiego, ale od jutra. Od jutra.

cdn.



czwartek, 20 sierpnia 2020

Tajemniczy kontakt(6)

 

Rozdział 6 

 Nigdy wcześniej nie biegała, ale teraz nogi same ją niosły, biegła tak jakby od tego biegu zależał jej dalszy los. Skierowała się nad rzekę, po czym biegła wzdłuż niej tak długo, dopóki starczyło jej sił. W końcu wyczerpana oparła się o pierwsze napotkane drzewo, ledwie łapiąc oddech.

Oddychała ciężko, lecz wiedziała, że z powrotem też pobiegnie. Dała sobie kilka minut na uspokojenie oddechu i ruszyła w powrotną drogę.

W domu, gdy już ochłonęła, zauważyła, że choć była ogromnie zmachana, to psychicznie czuła się dużo lepiej. Po przygnębieniu nie było prawie śladu.

 

Spojrzała na włączony wciąż komputer –  zapomniała go wyłączyć.  Strona z horoskopem numerologicznym choć przyciemniona, ciągle była widoczna. Kliknęła, by rozjaśnić ekran. Wzrok Marii spoczął na tekście pod tytułem, na który wcześniej nie zwróciła uwagi.   

„Numerologiem jestem od kilkunastu lat, ale zajmuję się wszystkim, co wspomaga rozwój duchowy. Pracuję na rzecz przekształcenia świata w Erze Wodnika. Witam serdecznie w mojej przestrzeni Serca i Ducha…” 

  Pracuje na rzecz przekształcania świata?!  A co to znaczy… Świat przecież jest już ukształtowany i jak ktoś może go przekształcać…   Maria nie rozumiała o co chodzi. Patrzyła na tekst z dziwnym odczuciem.  Ale po chwili pomyślała, że to taki trik. Czyż wróżki nie powinny być trochę zagadkowe, tajemnicze?  Ludzie przychodzą do nich po porady w życiowych sprawach, wierząc,  że wróżka wszystko wie.  Aura tajemniczości jest wręcz wskazana. Powinny na przykład mieć szklaną kulę, czarnego kota…

Maria wiedziała, że takie rzeczy trzeba brać z przymrużeniem oka, ale zaczęła ponownie czytać swój horoskop,  bo przyjemnie było czytać o sobie takie miłe rzeczy.

Hmm, ciekawe… czy naprawdę to wszystko można wyczytać z układu gwiazd… - przyglądała się gwiazdom na tle granatowego nieba.

Czy raczej zgadywanka na chybił trafił?  A może tylko zwykłe nabieranie naiwnych...

Rozejrzała się po stronie. Były tam różne rzeczy – wróżby z tarota, z run, stawianie horoskopu z osobistej daty urodzenia, warsztaty, kursy wróżenia.

Z czystej ciekawości kliknęła w napis „o autorce”.  Wróżka okazała się osobą wysoko wykształconą! Oprócz ukończenia studiów astrologicznych posiadała jeszcze kilka dyplomów z różnych szkół ezoterycznych i od znanych na świecie mistrzów rozwoju duchowego. Maria była zaskoczona, więc ta wróżka nie była taką zwykłą wróżką.  Na drugim bocznym pasku widniało; artykuły, medytacje, transformacje, książki, poezja, obrazy.  

Liczby Doskonałe – mignęło jej w oczach. Właśnie – liczby!  Przecież to o liczbach chciała się czegoś dowiedzieć. Kliknęła w to.

„Wibracje Mistrzowskie.

Jeśli obliczasz swoją datę urodzenia, powinieneś wiedzieć, że jeśli ostatnie dwie liczby wyjdą ci takie same, to takich liczb nie sumuje się już do liczby pojedynczej, bo liczby  11, 22, 33 i 44 są Liczbami Doskonałymi, Mistrzowskimi”.

 

Maria rozejrzała się za kartką, na której rozpisała swoją datę urodzin. Coś jej świtało, że jej cyfry były takie same…

Znalazła kartkę. Faktycznie, przed zsumowaniem do szóstki, były dwie trójki…

Nie rozumiała. A więc nie była szóstką? A tak się cieszyła z horoskopu szóstki… Obliczyła jeszcze raz. No… wychodziło 33.

Trochę rozczarowana zdecydowała się przeczytać co prezentuje jej „nowy” numer.

 

„Drodzy Mistrzowie

Liczby mistrzowskie są liczbami przeznaczenia, ale przeznaczenie nie jest ślepym losem ani fatum, nie jest też nakazem posłuszeństwa od bezlitosnego losu. Przeznaczenie jest zadaniem życiowym, które jednostka sama wybrała sobie do przeżycia”

Maria była zdezorientowana. Przesunęła stronę ponownie w dół, żeby jeszcze raz przeczytać  ten wstęp. Wyglądało na to, że dotyczył on ogólnie numerów mistrzowskich, bo konkretne numery były dopiero poniżej.  

 „Liczby mistrzowskie reprezentują osoby, które stoją na wyższym szczeblu ewolucji karmicznej. Obdarzone są wewnętrznym światłem i wyższą świadomością.

Osoby te wybrały te wibracje urodzenia, ponieważ są istotami o długiej drodze kosmicznej ewolucji, a gdy stają się świadome swojego kosmicznego zobowiązania służby innym, przychodzą na świat w celu by kochać, uczyć, prowadzić i chronić wszystkich ludzi. Kiedy projektują swoje wewnętrzne światło, oświetlają życie innych i inspirują ich do rozwoju”

Maria usiadłaby z wrażenie, gdyby nie to, że już siedziała. Musiała wziąć kilka głębszych oddechów, zanim drżącą ręką kliknęła w numer 33.

 

„Wibracja mistrzowska 33 to Miłość Uniwersalna. To wibracja Opiekuna, Przewodnika Duchowego.   Układ ponad podziałami, wibracja Rozjemcy, liczba Mistrza, Nauczyciela, Przewodnika.

Osoba, która posiada tę wibrację w swoim portrecie jest kimś w rodzaju Anioła Pokoju, Anioła Miłości, który kroczy po tej ziemi.

33 wibruje pod wpływem planety Neptun – wyższej oktawy Wenus – wyraża najczystszą wibrację miłości uniwersalnej. Mówi się, że to wibracja Chrystusowa – Mesjańska.

33 emanuje wiedzą, mądrością, samorozwojem – świadomością wiecznego ucznia i współczuciem. W strukturach karmicznych doświadczeń wibracja ta znaczy osobę, która wielokroć już żyła na Ziemi lub innych planetach i nazywana jest Starą Duszą.  Dusza ta ma głębokie doświadczenie i bardzo wysoką etykę wewnętrzną. Energetycznie jest wysoko rozwinięta. Jej życie na Ziemi naznaczone jest pracą dla ludzkości, doświadczeniami mistrza nauczyciela. Dusza, która posiada wibracje 33 może podjąć pracę dla ludzkości, ale nie ma obowiązku, to jest kwestia dojrzałości na poziomie świadomości i podjętych wyborów. W starożytnych świątyniach istoty te inkarnowały się jako kapłani posiadający prawo interpretacji pism i praw etycznych. Jeśli uzmysłowimy sobie jak wielkie jest to prawo, że pozwala kształtować umysły i prawa ludzkie, wtedy odnajdujemy esencję wewnętrzną mistrzostwa 33.

W istocie swej są to burzyciele zastanych systemów kontroli, innowatorzy szanujący kosmiczne prawa, życie ich jest powołaniem do przekazywania Uniwersalnego Prawa Harmonii i Równowagi do roznoszenia wokół Przesłania Miłości. Emanują dziecięcą łagodnością i bardzo często obdarzone są ogromnymi talentami artystycznymi.

33 to wibracja pozwalająca zgłębiać wiedzę tajemną, filozofię, mistykę i zjawiska paranormalne. 

Nieprzeciętna intuicja w połączeniu ze zdolnościami twórczymi, odczuwanie piękna i uczuć na tak głębokich i subtelnych poziomach, że osoby nią obdarzone potrafią je wyrazić poprzez linię, kolor, teksturę i formę.

Jeśli masz w swoim portrecie wibrację 33, to pamiętaj: nie wolno ci się zamykać tylko w przestrzeni swojego domu, swojej rodziny”.

 

Maria trzymała twarz w dłoniach, nie zdolna się poruszyć. Na całym ciele czuła przenikliwe dreszcze. Były tak mocne, że prawie podskakiwała na krześle. Zdała sobie sprawę, że płacze, a właściwie to wylewa potoki łez. Nawet nie próbowała, nie mogła bronić się przed nimi. Nie do końca rozumiała…, ale coś się w niej działo… Czuła ogromne wzruszenie, wewnętrzne poruszenie... Trwała tak, tracąc poczucie czasu.

Muszę wziąć się w garść – pomyślała w końcu przytomnie. Wstała i przeszła się po pokoju kilka razy.

Co ja wyprawiam? – powiedziała głośno, upominając siebie. Przecież to tylko horoskop, a ja jak ta głupia płaczę.

Usiadła i zaczęła czytać ponownie, z chłodnym podejściem.

To jest jak opis aniołów – pomyślała, analizując tekst – Czemu ktoś pisze taki horoskop dla ludzi…

Wiedza tajemna… Mistyka… Zjawiska paranormalne… - czytała i z niedowierzaniem czuła na nowo wzrastające w niej dreszcze – Wibracja Chrystusowa…

Łzy, wydawało się że opanowane, znów przerwały niewidzialną tamę. Dziwiła się skąd brało się w niej tyle łez. Nie potrafiła objąć przekazu tego tekstu. Niby wszystko rozumiała, ale chyba nie miała odwagi myśleć, że ta liczba dotyczy także jej…

Zadzwonił telefon!

W pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje i gdzie. Dzwonił domowy telefon. Serce skoczyło jej z radości zgadując, że to Lilka.

- Halo…

- Cześć Mamuś! A co ty płaczesz? O Boże, co się stało?!

- Co… A nie, to nic. Nic się nie stało kochanie…

- Ale przecież słyszę po głosie, że płaczesz… płakałaś…

- Ach to – roześmiała się próbując szybko coś wymyślić – no… bo oglądałam taki uczuciowy film, no wiesz melodramat i wzruszyłam się – skłamała szybko, bo jakby miała wyjaśnić córce, że powodem płaczu jest jej horoskop?

Przeprosiła Lilę i poleciała do łazienki obmyć zapłakaną twarz i doprowadzić swój głos do porządku. Tak się cieszyła z telefonu córki! Z tej ekscytacji jej głos prawie wrócił do normy. Lilka, co prawda dociekała tytułu filmu, który tak mocno wzruszył mamę, ale Maria zasłoniła się nagłym zapomnieniem i dodała na koniec, że cóż – starość nie radość, obracając wszystko w żart.

Potem rozmawiały sobie o różnych sprawach, ważniejszych i mniej ważnych.  Maria była szczęśliwa mogąc słuchać głosu ukochanej córki.

Lila ogólnie była zadowolona. Z nauką nie miała problemu, ale praca czasami dawała jej nieźle w kość.  Pracowała w restauracji. Najpierw na zmywaku, bo w takim miejscu o pracę było najłatwiej, a jak jej angielski się poprawił szef zaproponował jej pracę kelnerki. Pracując tam przez rok przyzwyczaiła się i nabyła wprawy, ale to nie była lekka praca. Lila spekulowała, że w angielskich domach się nie gotuje. Każdego ranka, popołudnia i wieczoru restauracja była zajęta. Na śniadaniach było dużo osób, podczas lunchu jeszcze więcej, a kiedy nadchodziła pora późnego obiadu, pojawiały się całe rodziny. W weekendowe dni konsumenci czekali w kolejce na stolik.

Lila porozsyłała właśnie podania o nową pracę. Miała dość tego biegania przy stolikach, uśmiechania się żeby klient był zadowolony, kiedy sama padała z nóg. No i miała nadzieję, że trafi jej się jakaś fajna praca, w której będzie mogła się rozwijać.

Maria zagrzewała córkę całym sercem i wspomagała obietnicą trzymania kciuków. Sama pochwaliła się radośnie, że biega. Zachwyt w głosie córki uzmysłowił jej przesadę w podanym niusie. Sprostowała zaraz, że dopiero zaczęła, ale że będzie biegać w weekendy. Lila ucieszyła się i zaoferowała także trzymanie kciuków, a potem dodała:

- Wiesz Mamuś, powinnaś jednak kogoś poznać. Jesteś młoda i atrakcyjna, a żyjesz tak samotnie. Martwię się o ciebie.

- Kochanie, już to przerabiałam, przecież wiesz.

- No tak… ale przecież nie wszyscy faceci to kretyni, może za szybko zrezygnowałaś…

Na zakończenie rozmowy Maria zapewniła córkę, że samej jest jej całkiem dobrze i żeby się o nią nie martwiła. Dodała, że jak samotność będzie jej za bardzo dokuczać to dołączy do społeczności dziadka. Wizja rozrywki wśród emerytów wprowadziła obie w wesoły nastrój i rozłączyły się bez smutku.

Resztę wieczoru Maria spędziła przy telewizorze, ale rozpraszała się co chwilę, myśli uciekały jej w stronę córki. Boże, proszę, niech moje dziecko znajdzie fajną i lekką pracę – złożyła dłonie i wzrok skierowała ku górze – I niech trafi na dobrego, wartościowego chłopaka, który będzie ją kochał przez całe życie. Sama nie wiedziała czy wierzy w te modlitwy czy nie, ale jednak gdy coś ważnego działo się w jej życiu, zawsze odruchowo zwracała się do Boga.

Maria rozmyślała o ostatnich dniach. Miała wrażenie, iż weekend trwał co najmniej tydzień. Wydarzyło się tyle rzeczy. Niektóre były tak niewiarygodne…  Chciałaby komuś to wszystko opowiedzieć, ale kto jej uwierzy…

cdn.



wtorek, 18 sierpnia 2020

Tajemniczy kontakt (5)

 

Rozdział 5

 

Maria przebudziła się twarzą do zegarka, na którym wyświetlała się 6;06

Nie dowierzała, że się przebudziła.  0dwróciła się na drugi bok i naciągnęła kołdrę na głowę. Jednak sen poszedł sobie  i na próżno próbowała, zmieniając pozycje, wejść ponownie w jego krainę.  Była zła na siebie - po co w ogóle otworzyła oczy! Wolałaby pospać sobie jak zawsze na wolnym do dziewiątej czy dziesiątej. W końcu to wolny dzień i miała do tego prawo.  Pomimo słusznych uzasadnień wiedziała, że ze snu już nici. Usiadła na łóżku, przypominając sobie, że poprzedniego ranka obudziła się dokładnie o tej samej godzinie. Dziwne to było. Do pracy wstawała dopiero na trzeciej drzemce o 7;00. A tu nagle drugi dzień z kolei budzi się o 6;06 - do tego w weekend!  Co to ma być – mrucząc do siebie,  zwlokła się z łóżka i poszła do łazienki.

 

Aromat parzącej się kawy roznosił po domu obietnicę rozpoczynającego się dnia. Taki aromat potrafi poprawić humor.

Maria stała przy oknie opatulona szlafrokiem i zastanawiała się nad zmianami, których nie mogła nie zauważyć.  Dlaczego budzi się nad ranem… chyba nie po to żeby oglądać kolejne wschody słońca. Dlaczego dostała takiego ataku płaczu, całkiem bez powodu… Dlaczego nagle zaczęła się interesować tematami, których nie znała przez całe życie. I te przywidzenia…

Coś było nie tak, tylko nie wiedziała co.

Spojrzała na ogród za oknem.  Słońce wstrzeliwało się smużkami świetlistych promieni w gałęzie świerków. Kładło się światłem na drzewach owocowych, na ozdobnych krzewach, na kwiatowym zakątku, aby w końcu rozłożyć się świetlnym dywanem na lśniącej trawie.  Oświetlone krople rosy wyglądały niczym perły… Cały ogród wyglądał jak z innego świata.  Był taki piękny, magiczny.  Patrzyła na to piękno, czując jak rośnie w niej radość. Nigdy tego wcześniej nie dostrzegałam – dziwiła się – Ale zaraz… tak, pamiętam… kiedy byłam dzieckiem, byłam przecież królewną w moim zaczarowanym ogrodzie – Maria przywołała w pamięci dziewczynkę tańczącą wśród kwiatów w pięknej sukience, którą uszyła jej mama…

Zatęskniła przez chwilę za mamą, za sobą z dzieciństwa… za bajkowym ogrodem.

Krople rosy istnieją tylko przez krótką chwilę… - przeleciało jej przez myśl – ale wygląda na to, że się tym nie przejmują, trwając tę chwilę w uroczym pięknie.

Czy krople rosy też są mierzalne w złotym podziale? – przypomniała sobie fascynujący temat.

Witek! Może go jeszcze złapię – w pośpiechu wskoczyła w dresy, łapiąc w locie za suszarkę do włosów.

 

- Hej, a już myślałem, że smacznie sobie chrapiesz – Witek przywitał ją z daleka.

- Chciałam, ale nie wyszło. Co mi pozostaje, nic tylko  polubić  wczesno - ranne spacery – roześmiała się.

– Przy okazji chciałam sprawdzić czy nie bujasz z tym codziennym jeżdżeniem.

- No, za kogo ty mnie masz. Jak ja coś mówię to… U mnie słowo droższe od pieniędzy – Witek uderzył się w piersi z udawaną powagą –  No, ale trochę musiałem się tu pokręcić, zanim przyszłaś.

- Czekałeś na mnie…?

- Czułem, że przyjdziesz.

- Witek, a jaką muzyką się interesujesz? – zapytała bez wstępów.

- Jaaa…, no tak różnie. Nie pogardzę żadną, ale bez havy metalu, no i rapu. Ale cóż tak nastroiłaś się muzycznie  od rana?

- Ja właśnie strojenie mam na myśli. Pewnie będziesz się ze mnie śmiał, ale do wczoraj nie wiedziałam nic o tym, że muzyka na całym świecie została przestrojona dawno temu i to wbrew muzykom.

-  A tak, z 432Hz na 440

- Od dawna o tym wiesz?

- Jakiś czas… No wiesz, od kiedy jest internet to łatwo dowiedzieć się różnych rzeczy.

- I co sądzisz o tym przestrojeniu?

- Jak widać komuś bardzo na tym zależało, ale jednoznacznej odpowiedzi nie ma, są tylko domysły, ale nie wiedziałem, że interesujesz się muzyką od tej strony.

- Nie martw się, ja też nie wiedziałam – roześmiała się z siebie –  Do wczoraj. Przypadkiem trafiłam na ten temat, zaciekawił mnie i jestem pod wrażeniem. I przy okazji obejrzałam też filmik o złotym podziale – zerknęła ukradkiem jakie wrażenie to robi na Witku. Ale on wcale nie był zaskoczony. Odwrócił głowę w jej stronę ze szczerym uśmiechem.

- Tyle piękna nas otacza Maria – same cuda! Szkoda, że większość ludzi tego nie widzi…

- Właśnie…  Wstyd się przyznać, ale ja też wcześniej tego nie widziałam. W ogóle, ostatnio mam wrażenie, że pewne rzeczy widzę po raz pierwszy, choć towarzyszą mi każdego dnia.

- Tak to jest… kiedyś nadchodzi ten dzień, kiedy zaczynamy się budzić…

- Co masz na myśli… jak to budzić?

- Widzisz… większość ludzi żyje jak we śnie. Zamknięci w społecznych schematach, przekonaniach…  Nie zastanawiają się dlaczego…

- No, ale uważasz, że powinni żyć jakoś inaczej… czyli jak? Nie bardzo rozumiem…

- Życie człowieka jest krótkie… Jak myślisz  Maria, czy rodzimy się po to, aby chodzić do szkoły kilkanaście lat, nie licząc krótkiego dzieciństwa, a potem resztę życia poświęcić na pracę, żeby przetrwać?  Widzisz w tym sens? Czy celem jest utrzymać się na fali te kilkadziesiąt lat, a potem umrzeć?

Maria była lekko zszokowana krótkim, lecz jakże osadzającym ją w miejscu wywodem Witka.

- No wiesz… przecież tworzymy rodziny…, mamy przyjaciół, rozrywki… - mówiła powoli, czując się jakoś nieswojo.

- A nie masz wrażenia, że coś tu jest nie tak?

- Rano tak pomyślałam!  – powiedziała nagle.

 – No, że coś jest nie tak – zdała sobie sprawę, że Witek przecież nie wie o jej osobistych dylematach, więc szybko dodała – No, że tyle rzeczy nie wiedziałam, na przykład o złotym podziale.

Witek uśmiechnął się.

– Ty to co innego. Nie miałem ciebie na myśli. Może i nie wiedziałaś o złotym podziale, ale i bez tej wiedzy jesteś osobą otwartą na życie. Wrażliwą, a to prowadzi do zadawania pytań, do odkrywania…

Witek zawiesił głos, a Maria nie wiedziała, co ma powiedzieć. Czuła się trochę dziwnie. Nie wiedziała czy ma potwierdzić czy zaprzeczyć.

- Powinniśmy brać przykład z przyrody – wybawił ją z zakłopotania – W niej wszystko jest w doskonałym porządku. Według boskiego planu nawet wiatr gra w liściach drzew…

Maria poczuła ciarki. Witek przemawiał jak poeta i nawet nie zwracał się z tym do niej, tylko gdzieś w przestrzeń.

Ale my – ludzie, wszystko bezmyślnie niszczymy. Zamiast uczyć się od natury, współdziałać z nią, potrafimy tylko ją wyzyskiwać – Witek z uniesienia przeszedł w smutną nutkę i jego twarz przez chwilę straciła poprzednią promienność – Tylko, że to nie całkiem jest nasza wina… - dodał, jakby błądząc gdzieś myślami. Zerknął na Marię i zmienił ton:

- Myślmy pozytywnie. To ważne dla nas i …dla ziemi. Tylko dobre nastawienie daje dobre rezultaty – uśmiechnął się i puścił oko.

Maria była pewna, że zrobił to widząc jej nie pewną, a może nawet przestraszoną minę.

Znów, tak jak poprzedniego dnia pomyślała, że mało go zna… To nie był ten sam chłopak z biura, zatopiony w komputerze. Słuchała go chętnie i nawet z lekkim podziwem, ale czuła się jakoś niezręcznie.

- Z kawy znowu nici, to zawracam – chciała nadać żartobliwy ton, zatrzymując się przed budynkiem kawiarni, ale wyszło jej sztucznie.

- Jak dobrze pójdzie to wiosną napijemy się tutaj kawy, tymczasem… miłej niedzieli Maria, nie zatrzymuję Cię – Witek szczerze się uśmiechał. 

Maria uśmiechnęła się odwzajemniając życzenia, po czym każdy ruszył w swoją stronę.

W duchu wyrzucała sobie tchórzostwo. Zwyczajnie uciekła od rozmowy, a przecież chciała porozmawiać z Witkiem o nurtujących ją ostatnio sprawach. Onieśmielił ją tą swoją przemową, ale czemu tak od razu się wycofała. Czuła się głupio i miała do siebie pretensje.

-  A może on jest jakiś nawiedzony – przyszło jej na myśl, gdy otwierała drzwi domu –  Niby to, co mówił było mądre, ale miał w swojej postawie coś takiego… Jakby był nie obecny. Może dobrze zrobiłam, nie mówiąc mu o moich przypadkach – chciała zagłuszyć swój żal do siebie.

Zaraz po wejściu, jej wzrok padł na drugą, czekającą na otwarcie książkę. Z radością podeszła i wzięła książkę do ręki, potem przytuliła do piersi, a na koniec ucałowała ją – miłość Marii do książek pozostała nie naruszona. Książki były jej filarem życiowym.

Mijały godziny. Maria czytała. Wydawało się nawet, że razem z Marią cały dom pogrążył się w czytaniu.

13;13.  Jeden trzy –  jeden trzy... Przyglądała się wyświetlanej godzinie. Co to za przypadki z tymi godzinami ostatnio. Przedtem pojawiały się szóstki.  Czy wcześniej nie zdarzało jej się widzieć takich samych cyfr na zegarku… czy po prostu nie zwracała na to uwagi – zastanawiała się  – Tak samo jak z tym słońcem, ogrodem… Może zawsze tak było tylko ona nie widziała… no, a dlaczego w takim razie teraz ciągle to widzi?

A jeśli to nie jest przypadek?  Skąd nagle wzięło się tyle dziwnych rzeczy… O co w tym chodzi…

Myśli kłębiły się w głowie Marii. W końcu doszła do wniosku, że w którą stronę by nie myślała, to i tak nic nie wie. Odłożyła trzymaną ciągle  książkę i przeciągnęła się leniwie. Zresztą i tak był czas na małe co nieco.

 

Włączyła wczorajszą muzykę i z przyjemnością usłyszała przyjemne dla uszu dźwięki.

Po chwili zastanowienia wpisała w Google   Jakie jest znaczenie cyfr, numerów?

Google jak zwykle odpowiedziały wylewnie. Musiała coś wybrać na wyczucie z tej szerokiej listy ofert.

- Numerologia. Horoskop numerologiczny. Dowiedz się jakim jesteś numerem. Co oznacza twoja data urodzenia…

 Hmm, numerologia, coś tam obiło jej się o uszy, ale że taki horoskop istniał to nie wiedziała…

Ciekawe co też ze mnie za numer – uśmiechnęła się do własnego dowcipu i kliknęła w stronę.

 Strona miała ładny wystrój, taki fantazyjny.

Oblicz swoją datę urodzenia i sprawdź jaki jest twój życiowy numer –  widniało na wstępie  – Twój numer pokaże ci kim jesteś, da ci wskazówkę na życie…

 Da mi wskazówkę, no, no  – Maria wpadła w zabawny nastrój.

Na bocznym pasku wyświetlały się linki z numerami od jednego do dziewięć.  Napisała na kartce swoją datę urodzin i obliczyła według wzoru. Wyszło jej – sześć. Z rosnącą ciekawością kliknęła w tę szóstkę.

Liczba 6

„Osoby urodzone pod wpływem tej wibracji, odznaczają się humanitaryzmem, szczodrością i opanowaniem. Można mieć do nich pełne zaufanie pod każdym względem, gdyż są prawe, szlachetne i łagodne. Zawsze pragną dobra dla innych, a zwłaszcza dla swej rodziny. Numerologiczna szóstka sama w sobie jest jedną z najpiękniejszych liczb, ponieważ reprezentuje miłość, odpowiedzialność, opiekuńczość, troskę o innych. Osoby o tej wibracji odczuwają potrzebę piękna, harmonii i wygodnego życia, które ciągle sobie udoskonalają. To urodzeni artyści o twórczych uzdolnieniach. Szóstki są kochające i czułe, ale i same  potrzebują miłości i opieki. Cechuje je wrażliwość, czułość, romantyczność i idealizm. Kierują się szczytnymi ideałami jak pragnienie służenia bliźnim, niesienia pomocy potrzebującym, walka o sprawiedliwość i prawa dla człowieka… 

Zrównoważone i delikatne, łatwo dają się lubić. Jeśli zaś komuś ofiarowały swą przyjaźń, można być pewnym, że będzie ona dozgonna. Pełne humoru i werwy szóstki są świetnymi rozmówcami, ale czasem potrafią zagadać nadmiernie. Uwielbiają otaczać się przyjaciółmi, a podejmowanie gości sprawia im ogromną przyjemność.”

Maria czytała i z każdym zdaniem czuła się coraz bardziej wyjątkowo. Jak pięknie wypowiadał się o niej ten numerologiczny horoskop. Przedstawiał ją w pięknym świetle, aż jej dech zapierało. Faktycznie sporo z tego opisu pasowało do jej charakteru, chociaż sama o sobie nigdy tak nie myślała. Tylko ci goście? Jakich gości podejmowała ostatnio…

Jej rodzina była trzyosobowa i w dodatku dwoje było w rozjazdach. Lila w Anglii, a ojciec wiadomo - ciągle gdzieś. Ciotki, siostry matki mieszkały na drugim końcu Polski i przyjeżdżały do nich raz w roku na Wszystkich Świętych. Ojciec był jedynakiem.

Przyjaciele…

Gdzie jesteście moi przyjaciele… ? Czy mam jakichś przyjaciół…?  – niespodziewanie  wpadła w melancholię.

 W pracy miała tylko koleżanki. Jakoś tak żadna zażyłość w postaci przyjaciółki jej się nie zdarzyła.

 Kiedyś dawno, w szkole średniej miała przyjaciółkę... Tyle, że ich drogi się rozeszły. Miała na imię Jagoda. Z Jagodą rozumiały się świetnie. Rozmawiały całymi godzinami o wszystkim, nie tylko o ciuchach i chłopakach. Opowiadały sobie różne zasłyszane historie, dochodziły jej sedna, wymieniały opinię o przeczytanych książkach, a czasem zaśmiewały się po prostu z samej radości bycia ze sobą. Odwiedzały się często, a potem się odprowadzały i ciągle miały tyle tematów, że żal im było się rozstawać, więc siadały pod jakimś drzewem i gadały dalej. Były takie młode i radosne. Spacerowały też nad rzeczką… Zwierzały się sobie z  sercowych tajemnic. To była naprawdę moja bratnia dusza – Maria westchnęła na wspomnienie czasu spędzanego z Jagodą.

W latach osiemdziesiątych Jagoda wyjechała z całą rodziną do Niemiec. Obie bardzo przeżywały rozstanie, obiecywały sobie, że  zawsze będą w kontakcie, ale kontakt urwał się dość szybko. Przez kilka miesięcy pisały do siebie listy, ale któregoś razu odpowiedź od Jagody już nie przyszła… Maria nie miała do niej żalu. Wyobrażała sobie jak musiało być jej ciężko w obcym kraju. Maria nigdy nie wyjechałaby z Polski. Kochała swoją Ojczyznę i była przekonana, że gdyby znalazła się w obcym państwie, umarłaby z tęsknoty. Dziwiła się innym ludziom, że tak chętnie wyjeżdżali, że wręcz nie mogli się tego doczekać. Nie rozumiała ich. Jagoda nie chciała wyjeżdżać, ale co miała zrobić, nie mogła zostać sama bez środków do życia. Jej rodzice mieli jakieś niemieckie korzenie, nikt z ich rodziny w Polsce już nie mieszkał. A w latach osiemdziesiątych decyzja o wyjeździe była wyrokiem bez powrotu.  Wtedy nikomu przez myśl nie przeszło, że Polska wejdzie do Unii i będzie można sobie podróżować bez przeszkód. Teraz Jagoda mogłaby przyjechać w odwiedziny, ale  czy miałyby teraz o czym rozmawiać… Czy po tylu latach znalazłyby wspólne tematy… Czy w ogóle jeszcze o niej pamiętała...

Maria wstała od komputera. Podeszła do okna. Październikowy pochmurny dzień… Nagle wkradł się w nią i zaatakował głęboki smutek. Musiała wyjść. Natychmiast. Gdziekolwiek, byle już nie rozmyślać… bo inaczej na sto procent znów się rozpłacze.

To miał być taki fajny weekend – użaliła się nad sobą zakładając nerwowo kurtkę. O ileż prościej było w pracujące dni, mechanicznie wykonywała codzienne czynności, bez zbędnego rozmyślania.

Skąd nagle tyle emocji pojawiało się w niej... w niej, zawsze spokojnej i opanowanej.

 I w ogóle to jakiś worek się rozwiązał czy co  – Wczoraj Piotr, dzisiaj Jagoda.

Czuła, że niechcący pociągnęła za jakiś sznurek od tego niewidzialnego worka. Zamknęła drzwi i ile sił pobiegła przed siebie.

Cdn.