Zajrzałam na swojego bloga, a na nim taki wszechogarniający
smutek trwa, przygnębienie…
Zadumałam się chwilę. Moja aktywność na blogu zatrzymała
się, ale czytelnicy nadal do mnie zaglądają. To cenne, miłe i zobowiazujące.
Napiszę więc pokrótce co u mnie.
Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam Was bardzo serdecznie.
Na regularne prowadzenie bloga jeszcze daję sobie
czas, ale jednak nie chcę pozostawiać go w takim przygnębiającym nastroju, bo ja w takim już nie jestem. Nie ma już we mnie smutku.
Z pokorą przyjęłam tą zmianę w moim życiu, bez buntu.
Już tak jest, że jedni mają spokojne, ułożone życie, a inni
mają w swoim życiu sporo zakrętów. Ja jestem w tej drugiej grupie, ale nie
załamuję rąk z tego powodu, ani nie zaciskam pięści.
Nawet jak mnie coś przytłoczy i przychodzi mi się
mierzyć z dramatycznymi wydarzeniami to nie trwa to długo.
Jest we mnie silna radość
życia, istnienia, nigdy mnie nie opuszcza, a przez to szybko się
regeneruję. Tak też było i tym razem.
Odrodziłam się bogatsza o kolejne doświadczenie, o kolejne
zrozumienie.
Ludzie w naszym życiu pojawiają się i odchodzą. Na zawsze razem jesteśmy tylko sami ze sobą.
Tak naprawdę to wszyscy jesteśmy samotnymi żaglami. Chociaż żyjemy w
rodzinie, żyjemy w parach i często są to bardzo bliskie więzi, to jednak i tak
żyjemy osobno.
Nasze myśli są tylko naszym światem. Powstają tylko w nas i
tylko dla nas i tylko my z nimi jesteśmy. Także emocje, których doświadczamy. Uczucia, które
odczuwamy.
Możemy o tym komuś opowiadać, ale nie da się tego
współdzielić z kimś w sobie w teraz.
To jest nasza samotność u boku innych.
Samotność nie musi dokuczać, może być wspaniałą przygodą,
pod warunkiem że chcemy siebie poznawać.
Do mnie w mojej samotności przychodzą piękne myśli,
przychodzi zrozumienie i czuję się z tym dobrze.
Puki co cieszę się moją rodziną, oddaję się im w całości i tak
będzie jeszcze przez jakiś czas. Wiem
jednak, że nadejdzie dzień, gdy zamieszkam sama, bo z natury samotnica ze mnie.