Cris Froese Picks

środa, 15 lipca 2020

Tajemniczy kontakt (3)


Rozdział 3

Maria wracała powolnym krokiem. Rozmyślała o niespodziewanym spotkaniu z Witkiem.  Zawsze uważała, że na ludziach się zna. Była przekonana, że potrafi rozszyfrować człowieka podczas pierwszej rozmowy z nim, no może drugiej. Teraz po jej pewności nie było śladu. Witka znała od wielu lat, a jednak jakby go wcale nie znała.
Z drugiej strony rozmowy w biurze nie sprzyjały tematom o przyrodzie czy zachwycaniu się wschodem słońca.
W pracy mówiło się głównie o pracy. O tym, że znów trzeba było do pracy przyjść. Co jakiś czas każdy zerkał na zegar z utęsknieniem.
Maria właściwie lubiła swoją pracę. Co prawda była niezbyt ciekawa, bo trudno się spełniać wypełniając tabelki i rubryczki biurowego komputera, ale najważniejsze że praca była. Szefostwo było w porządku, a oni tworzyli całkiem fajny zespół. Oni – czyli Maria, Basia, Kasia i Witek. Czasem trafiały się drobne incydenty, ale szybko o nich zapominano.
Po pracy sporadycznie spotykały się we trzy na jakiejś kawie, ale rzadko bo o czym było ciągle gadać. Codziennie  widzieli się w pracy i wiedzieli o sobie wszystko na bieżąco. No może oprócz Witka.

Basia była mężatką. Mąż i trójka dzieci pochłaniała ją bez reszty. Była zawsze rozpromieniona rodzinnym szczęściem. 
Druga koleżanka Kasia była młodsza od Marii i po różnych życiowych zawirowaniach. Obecnie oficjalnie była sama, ale spotykała się co jakiś czas z nieco młodszym od siebie Tomkiem. Raz była z takiego układu zadowolona, a kiedy indziej przebąkiwała o rozstaniu. Tak już było od dwóch lat. Kasia miewała zmienne humory i otwarcie to okazywała.

A Witek był jednak trochę tajemniczą postacią. Był z nich najmłodszy. Z tego, co wiedziały mieszkał samotnie w sąsiadującym miasteczku. Dojeżdżał do nich do pracy, chociaż z pewnością mógł znaleźć podobną pracę u siebie. Ogólnie był kontaktowy i rozmowny, ale nigdy nie mówił o sobie, a zapytany o szczegóły odpowiadał wymijająco i ucinał temat. Dziewczyny plotkowały, snując różne domysły na jego temat. Ostatecznie, po nieudanych próbach podrywu go przez Kasię, uznały że pewnie jest gejem.
Może i był gejem, ale Marii to absolutnie nie przeszkadzało. Witek choć nie zbyt rozmowny, był fajnym kolegą.  Zawsze chętnie pomagał innym, gdy była taka potrzeba.

Rozmowy w biurze przeważnie kręciły się wokół obiadów Basi, która znała różne tajniki kulinarne i podsuwała im nowo wymyślane przez siebie przepisy. Ona pierwsza zaczynała dzień opowieściami o dzieciach albo rozmyślała głośno co ugotuje na obiad.  Maria raczej była słuchaczem, czasem tylko wspomniała coś o podróżach ojca lub o Lilce.

Domeną Kasi była moda. Na modzie Kasia znała się jak mało kto, od ciuchów począwszy, a na  ostatnim hicie wzorku na paznokciach kończąc. Krytycznie patrzyła na bezguścia innych, ale na szczęści nie robiła przykrych uwag, przynajmniej głośno. Witka takie tematy nie wiele obchodziły, więc nie włączał się do rozmowy. Tak naprawdę nikt nie wiedział czym interesuje się Witek.

Maria doszła właśnie do miejsca, gdzie spotkali się z Witkiem i gdzie skręcało się w jej osiedlową drogę, ale miała ochotę jeszcze pobyć nad rzeką. Usiadła na ławce. Przyglądała się ludziom – nie było ich wielu. Kilku biegało, a pozostali spacerowali z psami. Zauważyła, że tylko ona spacerowała bez psa. Zastanowiła się czy ci ludzie wyszliby na spacer gdyby nie musieli, gdyby nie mieli psów. Ludzie są wygodni, rankiem lubią poleżeć w przytulnych betach – pomyślała znów o sobie.
W myślach zobaczyła Witka i jego radość w oczach kiedy mówił o jedności z przyrodą, o wstawaniu ze wschodem słońca.
O mały włos nie powiedziała mu o swojej przygodzie ze słońcem. Powstrzymała się w ostatniej chwili, bała się ośmieszyć, bo jakby miała to przedstawić, że słońce się powiększyło… Zresztą już sama w to wątpiła, chyba coś jej się przywidziało.

Rozejrzała się po otaczającej ją przyrodzie - drzewa, krzewy rosły tu od zawsze, ale odnosiła wrażenie jakby dopiero teraz je ujrzała …  Dziwne to było.
Jej wzrok zatrzymał się na płynącej wodzie. Płynie bez przerwy, bez ustanku… w ciągłym żywym ruchu – Maria obserwowała płynący nurt - Jak to jest tak ciągle płynąć... - przeleciało jej przez myśl.
Wyobraziła sobie, że płynie razem z rzeką, unosząc się tuż nad nią. Podążając raz wolniej raz szybciej, prosto i zawijasami dąży w stronę większej rzeki – Wisły. Tam jednoczy się z jej wodami i innych mniejszych dopływów – rzeczek, strumyków, strumyczków. Już jako jedna całość wpływają do morza. Teraz są jeszcze większą jednością. Po pewnym czasie paruje w górę i skrapla się. Razem z innymi kroplami tworzy chmurę, aby spaść na ziemię deszczem. Deszcz wsiąkając w glebę, użyźnia ją i przenika w głąb do źródełka, które daje początek strumyczkowi, który stanie się strumieniem, potem rzeczką, rzeką, morzem…

Maria zamrugała mocno i przytomnie spojrzała na płynącą wodę. Co ja robię – rozejrzała się dyskretnie jak przyłapana na czymś.
Spojrzała na słońce, które było już dość wysoko nad laskiem po drugiej stronie rzeki. Ten widok przypomniał jej dlaczego wyszła przewietrzyć myśli. Także żołądek przypomniał jej, że nie jadła jeszcze śniadania.
Do zobaczenia Rzeko – powiedziała po cichu wstając z ławki  i ruszyła w drogę powrotną.

  
Maria otworzyła komputer i wpisała w Google: 
Znaczenie snów…
To tylko same senniki – zawiedziona patrzyła na tytuły stron internetowych.  Wpisała inaczej:
Sen na jawie…
Szybko prześliznęła wzrokiem tytuły stron. Znów przeważały senniki, ale pod jednym tytułem zauważyła dziwne zdanie „Co trzeba zrobić, żeby mieć świadome sny?”
Kliknęła. To było forum.
-  Co trzeba zrobić, żeby mieć świadome sny? – zapytywał Niko. Odpowiedzi było 6.
>  powąchaj grzybków halucynków
>  a jest coś takiego?
>  jak się dowiesz daj znać, też chciałbym mieć
>  szklaneczka whisky przed snem?
>  Ja posłuchałam muzyki w 432 Hz i wszystkie sny mi się przypomniały
>  medytacja z płomieniem świecy
Pomijając żartownisiów dwie odpowiedzi należałoby sprawdzić. Medytacje kojarzyły się Marii z tajemniczymi rytuałami, więc od razu była na nie.  Ale muzyka… Muzyka zawsze była w porządku. Nie wiedziała tylko co znaczyły te cyfry 432, ale od czego są Google, zaraz się wyjaśni.
Wpisała w Google – muzyka 432 Hz
Pokazało się kilka kanałów na youtube i Wikipedia - kliknęła w Wikipedię
.
„A – nazwa solmizacyjna: la – dźwięk, którego częstotliwość dla a1 wynosi 440 Hz. Jest to tonika gam A-dur i moll. W szeregu diatonicznym jest to szósty dźwięk licząc od dźwięku C w każdej oktawie. W enharmonii dźwięki o tej samej wysokości to: gisis i heses. Współcześnie a 1 wyznacza obowiązujący od 1939 roku strój instrumentów. Przedtem obowiązywał tzw. strój pitagorejski, w którym częstotliwość a1 wynosiła 432 Hz.”

Te informacje za wiele nie wyjaśniały. Spojrzała na inne wyświetlone strony.

Konspiracja stroju 432 Hz
Konspiracją? - zaciekawiła się...

"Czy istnieje częstotliwość doskonała, którą można użyć do strojenia instrumentów muzycznych? Oczywiście, że istnieje - 432 Hz!
Skąd się wzięła ta częstotliwość i dlaczego jej używano?
Częstotliwość 432 Hz jest pierwotna i naturalna. Nazywana też częstotliwością kosmiczną. Wszystkie dźwięki w naturze takie jak; szum drzew, śpiew ptaków, szum płynącej wody czy brzęczenie owadów występują w tej właśnie częstotliwości.
Częstotliwość ta jest określana jako pitagorejska, ponieważ już Pitagoras opracował pierwsze jej zasady( Zasady tego strojenia były znane już 1800 lat p.n.e!). Według Pitagorasa używano stosunek 3:2 dźwięków w strojeniu. Według tego stroju uzyskano dźwięk A=432 Hz. Dźwięk ten jest ściśle powiązany z tzw. regułą złotego podziału. Chociaż podział Pitagorasa nie był doskonały, niemniej już w jego czasach używano 432 Hz dźwięku jako podstawy do strojenia instrumentów”.
Ok, to było zrozumiałe i ciekawe…, ale gdzie ta konspiracja?
„Pierwsza próba zmiany stroju nastąpiła w roku 1917 z inicjatywy Rockefellerów. Świat muzyczny na to się nie zgodził, jednak rząd USA w rok później zaakceptował to jako standard. Nastąpił potem szereg takich prób i inicjatywy te zawsze wychodziły z dynastii rządzących klas. Świat muzyczny uparcie się na to nie zgadzał. Dopiero w roku 1939 Anglia oraz Niemcy wprowadziły legislację standaryzującą częstotliwość 440 Hz jako ISO 16 dla strojenia wszelkich instrumentów.
Świat muzyki ponownie tego nie akceptował i dopiero w roku 1951 na kongresie muzyków w Londynie zaakceptowano ten standard, pomimo protestu wielu muzyków, w tym petycji kilku tysięcy muzyków francuskich.
Dlaczego w strojeniu A - 440 Hz widać jakąkolwiek konspirację?”
Właśnie! Dlaczego, gdzie ta konspiracja? – Maria czytała z ciekawością o jaką się nawet nie podejrzewała.
„W wyniku masowego rozprzestrzeniania się muzyki za pomocą radia i filmów, w obliczu ekspansji masowych mediów zaszła potrzeba ujednolicenia stroju muzycznego na cały świat – ustalenia międzynarodowego standardu. Co do tego nikt nie miał wątpliwości, tylko pytanie – dlaczego strój zmieniono z A – 432 Hz na A – 440 Hz? Na to pytanie trudno jest uzyskać satysfakcjonującą odpowiedź.”

Faktycznie bardzo dziwne…, skoro dźwięk 432, który istniał już w naturze i został przeniesiony na instrumenty muzyczne, to chyba było ok, bo co lepszego można było wymyślić – zastanawiała się głośno.

„Dlaczego więc 440 Hz?
Jeżeli praktycznie nie podano nam powodów, to co jest ukrytym powodem owej zmiany?
Częstotliwość 440 Hz ma jaskrawszy, ostrzejszy dźwięk, podobny do wzmocnienia wysokich tonów na wzmacniaczu czy radiu. Praktycznie niczego nie dodaje, ale z czasem powoduje zmęczenie ucha, jego uszkodzenie, a nawet głuchotę.
Już wiadomo, że cały wszechświat oparty jest na wibracjach o określonych częstotliwościach. Wszystko jest dźwiękiem – ludzie, zwierzęta, przedmioty, słowa, czyny. Wszystko posiada własne unikalne wibracje, czyli nadaje na danej częstotliwości tak jak fale radiowe. Wiadomo, że dźwięk może ukoić, uleczyć, ale może też wprowadzić w stan złości, nienawiści, osłabienia. Wykorzystując dźwięk można nawet zaburzyć nasze DNA.
Tłumaczy się to w ten sposób, że człowiek składa się w 60-70% z wody i jeżeli rezonuje coś niezgodnego z naturą, to w cząsteczce wody zaczyna powstawać chaos, gdyż dźwięk działa na wodę.
Fala dźwiękowa jest ruchem cząsteczek powietrza o określonych częstotliwościach, które oddziałują na całe nasze otoczenie wraz z naszymi ciałami, nawet układem kostnym oraz z naszym umysłem włącznie.
W ten sposób zakłócając wibracje i tym samym pamięć wody, można używać manipulacji dźwiękiem i uszkadzać nasze DNA.
Konspiracyjne wyjaśnienie tematu zakłada, że dzięki przestrojeniu z 432 na 440 Hz staliśmy się więźniami pewnej świadomości, w której działamy, myślimy i czujemy w sposób jaki nam ktoś wyznaczył i narzucił”

Maria coraz szerzej otwierała oczy ze zdumienia!

„A dokładnie chodziło o zaaplikowanie nam stałego stresu i uczucia presji, nacisku w konsekwencji którego stajemy się nerwowi, agresywni, mniej odporni na chwiejności emocjonalne, skłonni do psychoz i depresji oraz bardziej podatni na wszystkie choroby somatyczne z nowotworem włącznie”

Czy to naprawdę możliwe?!

„Do dziś tak naprawdę nie wiadomo, w jakim celu ktoś miałby implementować dźwięki na takiej częstotliwości, jednak można założyć, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze i o władzę.
Koniec końców ludzie sami w sobie nie mieli pojęcia i większość nadal nie ma, że taki problem, jak wartości częstotliwości poszczególnych dźwięków w ogóle istnieje”.

To prawda! Ludzie nic nie wiedzą! – pomyślała Maria – No, przynajmniej ja.  Nie miałam o tym najmniejszego pojęcia!
Interesowała się muzyką oczywiście jak każdy, żeby jej słuchać…
Cały wszechświat jest dźwiękiem… przyroda,  ludzie, zwierzęta…                    
 - Ciekawe czy Witek wie o  tym strojeniu    przyszło jej nagle do głowy – Muszę go zapytać w poniedziałek.

Przypomniała sobie po co usiadła do komputera,  miała przecież poszukać wyjaśnienia o swoich przywidzeniach!
- Ale jeszcze muszę sprawdzić to brzmienie  w  432 – powiedziała z ekscytacją, klikając w pierwszy z wyświetlonych kanałów o  podpisie 432 Hz.

Muzyka była wolna, jakby trochę egzotyczna, brzęczały jakieś dzwonki...Było to piękne…
Podkręciła głos. Melodię wygrywały jakieś nieznane jej instrumenty, a na ekranie ukazywały się różne planety na niebieskim tle nieba, galaktyki… Te obrazy świetnie zgrywały się z muzyką. Maria słuchała patrząc w ekran jak zaczarowana, miała wrażenie, że ta muzyka przenosi ją w jakiś  inny wymiar.
- Tak, to musi być to właściwe strojenie, przyjazne całemu otoczeniu –  nie miała wątpliwości
.
Z innego wymiaru do jej rzeczywistości ściągnęło ją ssanie w żołądku. Zerknęła na zegarek - 
była 13:03. Spojrzała jeszcze raz zastanawiając się czy z wyświetlanymi godzinami też ma jakieś przywidzenia.
Postanowiła  wrócić do normalności. Zamknęła laptop i poszła robić obiad – wcześniej zaplanowaną zapiekankę z kurczaka i warzyw. Od razu na dwa dni, w ten sposób więcej czasu zostanie na czytanie książki. Czuła wyrzuty, że jeszcze jej nie zaczęła, więc postanowiła stanowczo – Wstawię brytfankę do pieca i biorę się za książkę. A przywidzenia... same się rozpłyną jak tylko wczytam się w akcję.

Cdn.




6 komentarzy: