Rozdział 3
Maria wracała
powolnym krokiem. Rozmyślała o niespodziewanym spotkaniu z Witkiem. Zawsze uważała, że na ludziach się zna. Była
przekonana, że potrafi rozszyfrować człowieka podczas pierwszej rozmowy z nim,
no może drugiej. Teraz po jej pewności nie było śladu. Witka znała od wielu
lat, a jednak jakby go wcale nie znała.
Z drugiej strony
rozmowy w biurze nie sprzyjały tematom o przyrodzie czy zachwycaniu się
wschodem słońca.
W pracy mówiło
się głównie o pracy. O tym, że znów trzeba było do pracy przyjść. Co jakiś czas
każdy zerkał na zegar z utęsknieniem.
Maria właściwie lubiła
swoją pracę. Co prawda była niezbyt ciekawa, bo trudno się spełniać wypełniając
tabelki i rubryczki biurowego komputera, ale najważniejsze że praca była.
Szefostwo było w porządku, a oni tworzyli całkiem fajny zespół. Oni – czyli
Maria, Basia, Kasia i Witek. Czasem trafiały się drobne incydenty, ale szybko o
nich zapominano.
Po pracy
sporadycznie spotykały się we trzy na jakiejś kawie, ale rzadko bo o czym było ciągle gadać. Codziennie widzieli się w
pracy i wiedzieli o sobie wszystko na bieżąco. No może oprócz Witka.
Basia była mężatką. Mąż i trójka dzieci pochłaniała ją bez reszty. Była zawsze rozpromieniona rodzinnym szczęściem.
Druga koleżanka
Kasia była młodsza od Marii i po różnych życiowych zawirowaniach. Obecnie
oficjalnie była sama, ale spotykała się co jakiś czas z nieco młodszym od
siebie Tomkiem. Raz była z takiego układu zadowolona, a kiedy indziej przebąkiwała
o rozstaniu. Tak już było od dwóch lat. Kasia miewała zmienne humory i otwarcie
to okazywała.
A Witek był jednak
trochę tajemniczą postacią. Był z nich najmłodszy. Z tego, co wiedziały
mieszkał samotnie w sąsiadującym miasteczku. Dojeżdżał do nich do pracy,
chociaż z pewnością mógł znaleźć podobną pracę u siebie. Ogólnie był kontaktowy
i rozmowny, ale nigdy nie mówił o sobie, a zapytany o szczegóły odpowiadał
wymijająco i ucinał temat. Dziewczyny plotkowały, snując różne domysły na jego
temat. Ostatecznie, po nieudanych próbach podrywu go przez Kasię, uznały że
pewnie jest gejem.
Może i był gejem, ale Marii to absolutnie nie przeszkadzało.
Witek choć nie zbyt rozmowny, był fajnym kolegą. Zawsze chętnie pomagał innym, gdy była taka potrzeba.
Rozmowy w biurze
przeważnie kręciły się wokół obiadów Basi, która znała różne tajniki kulinarne
i podsuwała im nowo wymyślane przez siebie przepisy. Ona pierwsza zaczynała
dzień opowieściami o dzieciach albo rozmyślała głośno co ugotuje na obiad. Maria raczej była słuchaczem, czasem tylko wspomniała coś o podróżach ojca lub o Lilce.
Domeną Kasi była
moda. Na modzie Kasia znała się jak mało kto, od ciuchów począwszy, a na ostatnim hicie wzorku na paznokciach kończąc. Krytycznie
patrzyła na bezguścia innych, ale na szczęści nie robiła przykrych uwag,
przynajmniej głośno. Witka takie tematy nie wiele obchodziły, więc nie włączał
się do rozmowy. Tak naprawdę nikt nie wiedział czym interesuje się Witek.
Maria doszła
właśnie do miejsca, gdzie spotkali się z Witkiem i gdzie skręcało się w jej
osiedlową drogę, ale miała ochotę jeszcze pobyć nad rzeką. Usiadła na ławce.
Przyglądała się ludziom – nie było ich wielu. Kilku biegało, a pozostali
spacerowali z psami. Zauważyła, że tylko ona spacerowała bez psa. Zastanowiła
się czy ci ludzie wyszliby na spacer gdyby nie musieli, gdyby nie mieli psów.
Ludzie są wygodni, rankiem lubią poleżeć w przytulnych betach – pomyślała znów o
sobie.
W myślach
zobaczyła Witka i jego radość w oczach kiedy mówił o jedności z przyrodą, o
wstawaniu ze wschodem słońca.
O mały włos nie
powiedziała mu o swojej przygodzie ze słońcem. Powstrzymała się w ostatniej
chwili, bała się ośmieszyć, bo jakby miała to przedstawić, że słońce się
powiększyło… Zresztą już sama w to wątpiła, chyba coś jej się przywidziało.
Rozejrzała się po
otaczającej ją przyrodzie - drzewa, krzewy rosły tu od zawsze, ale odnosiła wrażenie jakby dopiero teraz je ujrzała … Dziwne to było.
Jej wzrok
zatrzymał się na płynącej wodzie. Płynie bez przerwy, bez ustanku… w ciągłym
żywym ruchu – Maria obserwowała płynący nurt - Jak
to jest tak ciągle płynąć... - przeleciało jej przez myśl.
Wyobraziła sobie, że płynie razem z rzeką, unosząc
się tuż nad nią. Podążając raz wolniej raz szybciej, prosto i zawijasami dąży w
stronę większej rzeki – Wisły. Tam jednoczy się z jej wodami i innych
mniejszych dopływów – rzeczek, strumyków, strumyczków. Już jako jedna całość
wpływają do morza. Teraz są jeszcze większą jednością. Po pewnym czasie paruje
w górę i skrapla się. Razem z innymi kroplami tworzy chmurę, aby spaść na
ziemię deszczem. Deszcz wsiąkając w glebę, użyźnia ją i przenika w głąb do
źródełka, które daje początek strumyczkowi, który stanie się strumieniem, potem
rzeczką, rzeką, morzem…
Maria zamrugała
mocno i przytomnie spojrzała na płynącą wodę. Co ja robię – rozejrzała się
dyskretnie jak przyłapana na czymś.
Spojrzała na słońce, które było już dość wysoko nad
laskiem po drugiej stronie rzeki. Ten widok przypomniał jej dlaczego wyszła
przewietrzyć myśli. Także żołądek przypomniał jej, że nie jadła jeszcze
śniadania.
Do zobaczenia
Rzeko – powiedziała po cichu wstając z ławki i ruszyła w drogę powrotną.
Maria otworzyła
komputer i wpisała w Google:
Znaczenie snów…
To tylko same
senniki – zawiedziona patrzyła na tytuły stron internetowych. Wpisała inaczej:
Sen na jawie…
Szybko
prześliznęła wzrokiem tytuły stron. Znów przeważały senniki, ale pod jednym
tytułem zauważyła dziwne zdanie „Co trzeba zrobić, żeby mieć świadome sny?”
Kliknęła. To było
forum.
- Co trzeba zrobić, żeby mieć świadome sny? –
zapytywał Niko. Odpowiedzi było 6.
> powąchaj grzybków halucynków
> a jest coś takiego?
> jak się dowiesz daj znać, też chciałbym mieć
> szklaneczka whisky przed snem?
> Ja posłuchałam muzyki w 432 Hz i wszystkie sny
mi się przypomniały
> medytacja z płomieniem świecy
Pomijając
żartownisiów dwie odpowiedzi należałoby sprawdzić. Medytacje kojarzyły się
Marii z tajemniczymi rytuałami, więc od razu była na nie. Ale muzyka… Muzyka zawsze była w porządku.
Nie wiedziała tylko co znaczyły te cyfry 432, ale od czego są Google, zaraz się
wyjaśni.
Wpisała w Google
– muzyka 432 Hz
Pokazało się
kilka kanałów na youtube i Wikipedia - kliknęła w Wikipedię
.
„A – nazwa
solmizacyjna: la – dźwięk, którego częstotliwość dla a1 wynosi 440 Hz. Jest to
tonika gam A-dur i moll. W szeregu diatonicznym jest to szósty dźwięk licząc od
dźwięku C w każdej oktawie. W enharmonii dźwięki o tej samej wysokości to:
gisis i heses. Współcześnie a 1 wyznacza obowiązujący od 1939 roku strój
instrumentów. Przedtem obowiązywał tzw. strój pitagorejski, w którym
częstotliwość a1 wynosiła 432 Hz.”
Te informacje za wiele nie wyjaśniały. Spojrzała na inne wyświetlone strony.
Konspiracja stroju 432 Hz
Konspiracją? - zaciekawiła się...
"Czy istnieje częstotliwość doskonała, którą można użyć do strojenia instrumentów muzycznych? Oczywiście, że istnieje - 432 Hz!
Skąd się wzięła
ta częstotliwość i dlaczego jej używano?
Częstotliwość
432 Hz jest pierwotna i naturalna. Nazywana też częstotliwością kosmiczną.
Wszystkie dźwięki w naturze takie jak; szum drzew, śpiew ptaków, szum płynącej wody
czy brzęczenie owadów występują w tej właśnie częstotliwości.
Częstotliwość ta
jest określana jako pitagorejska, ponieważ już Pitagoras opracował pierwsze jej
zasady( Zasady tego strojenia były znane już 1800 lat p.n.e!). Według
Pitagorasa używano stosunek 3:2 dźwięków w strojeniu. Według tego stroju
uzyskano dźwięk A=432 Hz. Dźwięk ten jest ściśle powiązany z tzw. regułą złotego
podziału. Chociaż podział Pitagorasa nie był doskonały, niemniej już w jego
czasach używano 432 Hz dźwięku jako podstawy do strojenia instrumentów”.
Ok, to było
zrozumiałe i ciekawe…, ale gdzie ta konspiracja?
„Pierwsza próba
zmiany stroju nastąpiła w roku 1917 z inicjatywy Rockefellerów. Świat muzyczny
na to się nie zgodził, jednak rząd USA w rok później zaakceptował to jako standard.
Nastąpił potem szereg takich prób i inicjatywy te zawsze wychodziły z dynastii
rządzących klas. Świat muzyczny uparcie się na to nie zgadzał. Dopiero w roku
1939 Anglia oraz Niemcy wprowadziły legislację standaryzującą częstotliwość 440
Hz jako ISO 16 dla strojenia wszelkich instrumentów.
Świat muzyki
ponownie tego nie akceptował i dopiero w roku 1951 na kongresie muzyków w
Londynie zaakceptowano ten standard, pomimo protestu wielu muzyków, w tym
petycji kilku tysięcy muzyków francuskich.
Dlaczego w
strojeniu A - 440 Hz widać jakąkolwiek konspirację?”
Właśnie!
Dlaczego, gdzie ta konspiracja? – Maria czytała z ciekawością o jaką się nawet nie
podejrzewała.
„W wyniku
masowego rozprzestrzeniania się muzyki za pomocą radia i filmów, w obliczu
ekspansji masowych mediów zaszła potrzeba ujednolicenia stroju muzycznego na
cały świat – ustalenia międzynarodowego standardu. Co do tego nikt nie miał
wątpliwości, tylko pytanie – dlaczego strój zmieniono z A – 432 Hz na A – 440
Hz? Na to pytanie trudno jest uzyskać satysfakcjonującą odpowiedź.”
Faktycznie bardzo
dziwne…, skoro dźwięk 432, który istniał już w naturze i został przeniesiony na
instrumenty muzyczne, to chyba było ok, bo co lepszego można było wymyślić – zastanawiała
się głośno.
„Dlaczego więc
440 Hz?
Jeżeli
praktycznie nie podano nam powodów, to co jest ukrytym powodem owej zmiany?
Częstotliwość 440
Hz ma jaskrawszy, ostrzejszy dźwięk, podobny do wzmocnienia wysokich tonów na
wzmacniaczu czy radiu. Praktycznie niczego nie dodaje, ale z czasem powoduje zmęczenie
ucha, jego uszkodzenie, a nawet głuchotę.
Już wiadomo, że
cały wszechświat oparty jest na wibracjach o określonych częstotliwościach.
Wszystko jest dźwiękiem – ludzie, zwierzęta, przedmioty, słowa, czyny. Wszystko
posiada własne unikalne wibracje, czyli nadaje na danej częstotliwości tak jak
fale radiowe. Wiadomo, że dźwięk może ukoić, uleczyć, ale może też wprowadzić w
stan złości, nienawiści, osłabienia. Wykorzystując dźwięk można nawet zaburzyć
nasze DNA.
Tłumaczy się to w
ten sposób, że człowiek składa się w 60-70% z wody i jeżeli rezonuje coś
niezgodnego z naturą, to w cząsteczce wody zaczyna powstawać chaos, gdyż dźwięk
działa na wodę.
Fala dźwiękowa
jest ruchem cząsteczek powietrza o określonych częstotliwościach, które
oddziałują na całe nasze otoczenie wraz z naszymi ciałami, nawet układem
kostnym oraz z naszym umysłem włącznie.
W ten sposób
zakłócając wibracje i tym samym pamięć wody, można używać manipulacji dźwiękiem
i uszkadzać nasze DNA.
Konspiracyjne
wyjaśnienie tematu zakłada, że dzięki przestrojeniu z 432 na 440 Hz staliśmy
się więźniami pewnej świadomości, w której działamy, myślimy i czujemy w sposób
jaki nam ktoś wyznaczył i narzucił”
Maria coraz szerzej
otwierała oczy ze zdumienia!
„A dokładnie
chodziło o zaaplikowanie nam stałego stresu i uczucia presji, nacisku w
konsekwencji którego stajemy się nerwowi, agresywni, mniej odporni na
chwiejności emocjonalne, skłonni do psychoz i depresji oraz bardziej podatni na
wszystkie choroby somatyczne z nowotworem włącznie”
Czy to naprawdę możliwe?!
„Do dziś tak
naprawdę nie wiadomo, w jakim celu ktoś miałby implementować dźwięki na takiej
częstotliwości, jednak można założyć, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi
o pieniądze i o władzę.
Koniec końców
ludzie sami w sobie nie mieli pojęcia i większość nadal nie ma, że taki
problem, jak wartości częstotliwości poszczególnych dźwięków w ogóle istnieje”.
To prawda! Ludzie
nic nie wiedzą! – pomyślała Maria – No, przynajmniej ja. Nie miałam o tym
najmniejszego pojęcia!
Interesowała się muzyką oczywiście jak każdy, żeby
jej słuchać…
Cały wszechświat
jest dźwiękiem… przyroda, ludzie,
zwierzęta…
- Ciekawe czy Witek wie o tym strojeniu –
przyszło jej nagle do głowy – Muszę go zapytać w poniedziałek.
Przypomniała
sobie po co usiadła do komputera, miała
przecież poszukać wyjaśnienia o swoich przywidzeniach!
- Ale jeszcze muszę sprawdzić to brzmienie w 432 – powiedziała z ekscytacją, klikając w pierwszy z wyświetlonych
kanałów o podpisie 432 Hz.
Muzyka była wolna, jakby trochę egzotyczna, brzęczały jakieś dzwonki...Było to
piękne…
Podkręciła głos. Melodię wygrywały jakieś nieznane jej instrumenty, a na ekranie ukazywały się różne planety na niebieskim
tle nieba, galaktyki… Te obrazy świetnie zgrywały się z muzyką. Maria słuchała
patrząc w ekran jak zaczarowana, miała wrażenie, że ta muzyka przenosi ją w
jakiś inny wymiar.
- Tak, to musi być to
właściwe strojenie, przyjazne całemu otoczeniu – nie miała wątpliwości
.
Z innego wymiaru do jej rzeczywistości ściągnęło ją ssanie w żołądku. Zerknęła na zegarek -
była 13:03. Spojrzała jeszcze raz zastanawiając się czy z wyświetlanymi godzinami też ma jakieś przywidzenia.
Postanowiła wrócić do normalności. Zamknęła laptop i
poszła robić obiad – wcześniej zaplanowaną zapiekankę z kurczaka i warzyw. Od razu na dwa dni, w ten sposób więcej
czasu zostanie na czytanie książki. Czuła wyrzuty, że jeszcze jej nie zaczęła, więc postanowiła stanowczo – Wstawię brytfankę do pieca i biorę się za książkę. A przywidzenia... same się rozpłyną jak tylko wczytam się w akcję.
Cdn.
Taaa, nadal słucham ;)
OdpowiedzUsuń;))
UsuńNajbardziej o pieniądze i o władzę. Tak było od zawsze.
OdpowiedzUsuńTak było i jest.
UsuńCoraz ciekawiej się robi. Obym nie przegapiła następnych części. Buziaki.
OdpowiedzUsuńDopisuję powoli. Buziaki:)
Usuń