Rozdział II
Maria obudziła się nagle z uczuciem
całkowitego wyspania się.
Poszukała ręką komórki - wyświetlacz pokazywał 06:06 Było bardzo wcześnie jak na sobotni, wolny poranek, ale dawno już nie
czuła takiego przypływu rannej energii.
Będę miała dłuższy
dzień – doszła do wniosku wstając z uśmiechem. Odsunęła zasłony. Za oknem
dopiero budził się brzask. Może obejrzę wschód słońca
– pomyślała radośnie, czym zaskoczyła samą siebie
.
.
Pół godziny później
stała już przy oknie z kubkiem pachnącej kawy i zachwycała się różowym niebem.
- Jakież to piękne…
- szepnęła do siebie z zachwytem.
Zorze przybierały
coraz jaśniejsze barwy, łącząc róż ze złotem, a w końcu pojawiła się żółta łuna
by po chwili wznieść nad horyzont złotą, jaśniejącą kulę słońca. Słońce nie
było takie jasne, jaskrawo świecące jak latem, ale i tak wyzwalało swoim
widokiem uczucie radości. Już dawno nie przyglądała się wschodowi słońca. Cieszyła
się, że nie położyła się z powrotem.
Nagle słońce
powiększyło się i zrobiło jakby skok wyżej!
Marię zatkało!
Stała w bezruchu, a oczy o mało nie wyszły jej z orbit! Słońce było jasne,
mocne, letnie!
Musiała mrugać, w
końcu zamknęła powieki, bo jasność raziła
ją oślepiająco. Po dłuższej chwili otworzyła oczy. Wszystko było po staremu. Słońce było
normalnej wielkości i tuż nad horyzontem.
Stała w miejscu
jak sparaliżowana. Wpatrywała się w niebo zdumiona. Wszystko było normalnie,
ale w jej mózgu szalała burza. Widziała jak słońce w jednej chwili powiększyło się i wskoczyło wyżej! Widziała
to, była tego pewna!
Szukała
gorączkowo odpowiedzi na to, co wydarzyło się przed chwilą. Czyżby dopadła ją
jakaś fata morgana… Czuła dreszcze na całym ciele, ale to nie był strach.
Strachu o dziwo nie odczuwała wcale.
Przysunęła sobie
krzesło do okna nie spuszczając z niego oczu, bo musiała usiąść, ale nie mogła,
nie chciała tak po prostu odejść od okna. Wpatrywała się w nie niczym w wielki
ekran na którym leciał film z nadzieją, że zaraz będzie ciąg dalszy.
Ale nic się nie działo. Tylko ptaszki w ogrodzie uwijały się ze śniadaniem.
Ale nic się nie działo. Tylko ptaszki w ogrodzie uwijały się ze śniadaniem.
Dopiła wystygłą kawę,
chociaż wcale takiej nie lubiła. Spojrzała
na zegarek i zdziwiła się, że siedziała tam ponad godzinę.
Nie było sensu
dalej tak siedzieć, zresztą im więcej czasu upływało, tym Maria miała mniej pewności co właściwie
widziała.
Zrobię sobie jajecznicę na bekonie… z cebulką!
– uśmiechnęła się do swoich myśli i wzięła się za obieranie cebuli.
Włączyła sobie mały
telewizor, który stał w kuchni do towarzystwa. Akurat były wiadomości.
Maria przez
chwilę podziwiała fryzurę spikerki i jej elegancką sukienkę.
- Ciekawe jak to
jest być taką spikerką – zastanawiała się patrząc na jej nieprzeniknioną minę.
Twarz spikerki nie zdradzała żadnych emocji, a przecież mówiła o wojnach, o
katastrofach, o przemocy. Pewnie miny zostały wyuczone, bo tak trzeba –
rozważała Maria - a może już się tak przyzwyczaiła, że straszne informacje nie
robią na niej wrażenia…
Kobieta właśnie przekazywała informacje o
zamieszkach na Bliskim Wschodzie. Odwieczne odwety Żydów z Arabami . Film pokazywał zbombardowane
domy, zabitych ludzi. Rozpacz ludzi po obydwu stronach konfliktu. Ale
jeszcze płacząc już mówili do kamery o zemście za swoich. Dlaczego ludziom tak
trudno dojść do porozumienia – zastanawiała się Maria, wyciągając rękę po pilota
.
.
Odechciało jej
się patrzeć na te straszne wiadomości, tak jakby nic dobrego nie działo się na
świecie.
Poza tym przypomniała sobie o przyniesionych książkach z biblioteki. Wcześniej przeleciała jedną wzrokiem i wiedziała, że zapowiadał się wciągający kryminał.
Poza tym przypomniała sobie o przyniesionych książkach z biblioteki. Wcześniej przeleciała jedną wzrokiem i wiedziała, że zapowiadał się wciągający kryminał.
Będzie w sam raz
na weekend – poweselała natychmiast. Obiecała sobie, że zaraz po śniadaniu
siada do książki.
Już przyłożyła
palec na przycisk off, gdy na ekranie ukazał się krajobraz jakby znajomy skądś…
- Te góry… gdzieś
już je widziała… jezioro w dali…
Marię przeszył
dreszcz! To był widok z jej dziwnego snu!
Wszystko
wyglądało tak samo. I to słońce... było wyżej i jakby większe…
- O Boże!
Wiadomości już
się skończyły i na ekranie ukazała się mapka z pogodą, ale Maria stała dalej
nieruchomo z wyciągniętą ręką, trzymającą pilota.
Nie rozumiała co się działo. Była podekscytowana. Czuła, że coś się wydarzyło, chociaż nie miała pojęcia co. Nie potrafiła zrozumieć tego rozumem, który domagał się realnego wyjaśnienia tego zajścia. Nie potrafiła też zrozumieć spokoju, który ją nagle ogarnął. Powinna przecież coś robić, sprawdzić, gdzieś zadzwonić, wyjaśnić co to wszystko ma znaczyć. Powinna czuć lęk… Nie czuła.
Nie rozumiała co się działo. Była podekscytowana. Czuła, że coś się wydarzyło, chociaż nie miała pojęcia co. Nie potrafiła zrozumieć tego rozumem, który domagał się realnego wyjaśnienia tego zajścia. Nie potrafiła też zrozumieć spokoju, który ją nagle ogarnął. Powinna przecież coś robić, sprawdzić, gdzieś zadzwonić, wyjaśnić co to wszystko ma znaczyć. Powinna czuć lęk… Nie czuła.
Wyłączyła
telewizor i poszła do salonu. Ale zamiast do książki usiadła do komputera.
- Skąd się biorą
przywidzenia? – wpisała w google.
„Przywidzenia,
halucynacje są wytwarzane przez mózg bez udziału bodźców zewnętrznych.
Pojawiają się w stanie czuwania czyli wówczas, gdy osoba jest zdolna do
odbierania bodźców zewnętrznych i jest świadoma swojego otoczenia. Zwidy
przeważnie nie są przyjemne i mogą się zdarzać ludziom zdrowym przed zaśnięciem
lub po obudzeniu”.
Otworzyła kilka
stron, ale na każdej z nich był podobny opis. To była odpowiedź specjalistów na
zapytania czytelników. Maria nie dowierzała. I to wszystko? To ma być
zadowalająca odpowiedź?
Jeśli ktoś
naprawdę cierpi na takie przywidzenia i szuka pomocy lekarza, bo jest
wystraszony to dowie się, że wszystko jest ok, bo takie halucynacje mają prawo
pojawiać się między jawą a snem…
Nie wierzę, to
jakieś bzdury… Biedni ci pacjenci.
Och, nie ważne,
nie tego szukałam – Maria przypomniała sobie po co usiadła do komputera.
Wstała,
przeciągnęła się i podeszła do okna. W głowie miała pełno znaków zapytania, ale
nie wiedziała jakie słowa dobrać, żeby Google w drodze kombinacji wpadły na to,
czego ona potrzebowała.
Ni stąd ni zowąd pomyślała żeby przejść się na krótki spacer i przewietrzyć myśli, a nuż samo coś wpadnie do głowy.
Ni stąd ni zowąd pomyślała żeby przejść się na krótki spacer i przewietrzyć myśli, a nuż samo coś wpadnie do głowy.
Ubrała się raz
dwa i wyszła. Powietrze było chłodne i rześkie. Dobrze – pomyślała – Chłód na
głowę jest mi właśnie potrzebny. I
poszła żwawym krokiem przed siebie osiedlową uliczką, która prowadziła do rzeki – leniwki. Maria lubiła to miejsce
i kiedyś często przebywała nad rzeką. Jako dziecko przychodziła z rodzicami karmić kaczki,
potem ona przyprowadzała tu swoje dziecko. Jako nastolatka przychodziła tu z
koleżankami, czasem urywały się na wagary. Jak poznała Piotra też tu
przychodzili…
Ostatni raz
spacerowała tu z Lilą podczas wakacji. Od paru lat to miejsce zmieniło wygląd. Za unijne pieniądze zrobiono
ścieżkę spacerowo-rowerową łączącą dwa miasteczka – Leniewo z Miastkiem. Posadzono ozdobne drzewka i krzewy,
wmontowano ławeczki. Nieopodal, znajdowała się
przytulna kawiarenka. Była umiejscowiona na piętrze w malowniczym budynku przerobionym ze starej wieży ciśnień.
Z piętra rozciągał się piękny widok na zakole rzeki i lasek po jej drugiej stronie. Ale kawiarenka otwarta była jak na razie tylko w sezonie letnim.
Z piętra rozciągał się piękny widok na zakole rzeki i lasek po jej drugiej stronie. Ale kawiarenka otwarta była jak na razie tylko w sezonie letnim.
- Maria? Cześć!
O, nie wiedziałem, że biegasz?
Maria wyrwana z
zamyślenia ledwie rozpoznała biurowego kolegę. Stał z rowerem w stosownym do
jazdy stroju i z kaskiem na głowie.
- Witek? Cześć…
Nie, ja nie biegam, tak sobie tylko spaceruję. Ale co ty tutaj robisz?
- Ja? Jeżdżę
rowerem jak widać – zaśmiał się – Jak w
każdy sobotni i niedzielny ranek! – dodał prężąc się dumnie – Ale ciebie tu
nigdy wcześniej nie widziałem… chyba.
- Nie, ja tak
rano nie lubię wstawać – zrobiła minę śpiocha i roześmiała się – Dzisiaj tak
jakoś wyjątkowo wstałam i naszła mnie ochota na spacer.
- To ci trochę
potowarzyszę jak nie przeszkadzam – spojrzał pytająco.
- Jasne, że nie.
- Ale, że nie
przeszkadzam, czy że nie mam towarzyszyć – przekomarzał się zdejmując kask.
Roześmiali się,
ruszając razem spacerową dróżką. Mijali ich od czasu do czasu biegający ludzie
albo spacerowicze z psami.
– Nie ma to jak zacząć radośnie dzień razem ze
słońcem! – Witek powiedział głośno, wystawiając twarz na prześwitujące
promienie między drzewami.
Maria spojrzała
na Witka nieco podejrzliwie, ale radość jaka malowała się na jego twarzy wcale
nie była udawana.
- Ty tak
poważnie, wstajesz radośnie ze wschodem słońca?
- Taaak… nie od
zawsze, ale od dawna – przeciągnął ręką po włosach jakby się nad czymś
zastanawiał – Staram się tak w zgodzie z naturą, wiesz.
Maria przytaknęła
niepewnie.
- Mieszkasz gdzieś
tu nie daleko tak? To pewnie często tu bywasz, a jakoś do tej pory cię nie
widziałem… - Witek zawiesił głos.
- Blisko
mieszkam, stąd piętnaście minut wolnym marszem. Przychodzę tu czasem, ale nie w
październiku o świcie – wzdrygnęła się i pokazała gestem jak naciąga kołdrę na
głowę – Kiedyś przychodziłam częściej jak moja córka była dzieckiem, ale teraz…
Czasami z ojcem…, jak akurat nie ma swoich emeryckich spotkań, samej jakoś mi
się nie chce, wolę poczytać książkę.
- O, a co czytasz?
– zaciekawił się.
- Różnie.
Przygodowe, obyczajowe, a ostatnio – przybrała pozycję szpiega z krainy
deszczowców - kryminały! Karamba!
Śmiali się przez
chwilę ze znanej każdemu postaci z dobranocki.
- No, zaskoczyłeś
mnie tutaj, jeszcze w takim stroju nurka, w życiu bym cię nie poznała! To
mówisz, że jeździsz w każdy weekend?
- Tak, w weekendy jeżdżę. Ale biegam codziennie.
Maria słuchała
Witka jakby go dopiero pierwszy raz zobaczyła.
Spojrzał na nią i
uśmiechnął się
- Mam taki lasek
koło siebie – wyjaśnił – Tam sobie biegam o świcie.
- Przed pracą? –
z niedowierzaniem zapytała Maria.
- Jasne, do ósmej
to przecież kupa czasu.
- A jak pada i
wieje albo mróz jest w zimę? – dociekała szczegółów.
- Nic nie jest w
stanie mnie przestraszyć – przyjął pozycję niezwyciężonego bohatera – Wtedy
wychodzę na krócej, ale zawsze – roześmiał się widząc minę Marii, a po chwili
dodał poważniej – Jesteśmy przecież częścią przyrody, ja chcę to czuć.
Maria roześmiała
się z jego min, ale patrzyła na Witka jak na nieznany obiekt latający. Ona
wcale go nie znała.
- Zaskakujesz
mnie Witek – popatrzyła na niego wyczekująco.
- Ja? – zdziwił
się niewinnie – Czym? – jednak widząc jej minę dodał ze szczerym uśmiechem – Ja
naprawdę tak czuję, chcę być w harmonii z przyrodą, z naturą.
- Nigdy tak o tym
nie myślałam… To znaczy wiem, że jesteśmy częścią przyrody, ale nie zastanawiałam
się nad tym… no żeby tak o tym mówić…
- Och, trochę się
zakręciłam, no wiesz… - rozłożyła ręce przed sobą jakby resztę miał sobie z
nich wyczytać.
- Maria, ja wiem
co masz na myśli. Wszyscy to wiemy, no prawie wszyscy, ale nie myślimy o tym
świadomie. Ja kiedyś tego też nie zauważałem…
A świadomość jest najważniejsza. Powinniśmy być świadomi siebie w każdej
sytuacji.
Doszli właśnie do
budynku w którym mieściła się kawiarnia. Maria zatrzymała się i spojrzała na wykaligrafowany
napis – U Leśnej Wróżki.
Witek zatrzymał
się także i zerknął jak Maria studiuje napis.
- Zaprosiłbym cię
na kawę, ale zamknięte – rozłożył ręce w udawanym, przepraszającym geście.
- Szkoda, bo
dawno już tam nie byłam – puściła oko – Ale dzisiaj kawę już piłam – zawahała
się chwilę, ale zaraz dodała z dumą, szczerząc zęby w uśmiechu – I to nie byle
jak, bo w towarzystwie wschodzącego słońca!
- ŁO, ło, łoł, a
dopiero co mówiłaś, że jesteś rannym śpiochem – spojrzał na Marię z pode łba
podejrzliwie, mrużąc śmiesznie oczy.
- Bo jestem –
roześmiała się z jego miny – Dzisiaj wstałam wcześnie, bo miałam coś do
zrobienia. No właśnie, muszę już wracać, ten spacer to była tylko mała przerwa.
- Szkoda, fajnie
się gada, ale jak mus to mus.
- Fakt
i fajnie było cię tu spotkać Witek. To do zobaczenia w biurze!
- Do biura to
jeszcze daleko, ale kto wie, może spotkamy się tu jutro – roześmiał się
zakładając kask – Ja w każdym razie będę. Natura zaprasza.
- Będę miała to
na uwadze – odwróciła się śmiejąc z podniesioną w pożegnalnym geście
ręką.
cdn.
cdn.
Wciągająca lektura.. Super Marysiu:)))
OdpowiedzUsuńDziękuję Jolu:)))
UsuńCzekam, Witek mi się spodobał ;)
OdpowiedzUsuńDzięki w imieniu Witka;)
UsuńPiękne - Mario
OdpowiedzUsuńDziękuję Gabrysiu:)
UsuńMario, pióro i do dzieła...
OdpowiedzUsuń...sie robi;)
UsuńFantastycznie mi się czytało, bardzo jestem ciekawa dalszego ciągu. Uściski.
OdpowiedzUsuńDziękuję Iwonko, cieszę się, że Ci się podoba. Uściski odwzajemniam:)
Usuń