zdj.internet |
Odważne Dusze już
w niczym nie przypominały tamtych odważnych.
Żyły na Ziemi już wiele, wiele razy.
Umierały, znów
wracały na Ziemię i znów i znów.
Tak wybrały, choć w niewiedzy.
Wtedy, po
pierwszej śmierci mogły wrócić do Domu, miały taki wybór, ale nie zauważyły go.
Trudy ziemskiego życia wsiąkały w istoty, tworząc w nich skazy, w które łatwo wnikały
niskie pobudki, emocje.
Z trzeciego poziomu – który był miejscem odpoczynku między życiami –
dusze, nadal zaślepione ziemskimi
emocjami, nie zauważyły jasnego przejścia, przez które mogły wrócić do
kochającego Domu.
Jak w jakimś transie, pośpiesznie pragnęły wrócić na Ziemię
po to, żeby wyrównać porachunki.
Pośpiesznie ustawiały
się do odpowiednich kolejek. Te dusze, które były w ziemskim życiu kobietami i
doznały krzywd ze strony mężczyzn, chciały w następnym życiu narodzić się jako
mężczyźni, żeby móc się odegrać za swoje zniewolenie.
Mężczyźni też nie
byli zadowoleni. Pragnęli odwetu, zemsty. Za to, że odebrano im kobiety, że zostali
upokorzeni w jakiejś walce lub podstępnie zabici, że zostali oszukani przez
wspólników.
Powodów na odwet
znajdowali dużo, z każdym kolejnym wcieleniem coraz więcej.
Nie pamiętali, że
to miała być tylko gra, spektakl na ziemskiej scenie, dobra zabawa.
Zamiast współodczuwania
zaczęło się osądzanie… i dusze oddaliły się od swoich serc. Tym samym odcięły
się od życiodajnej energii Stwórcy. Brak
miłości wytworzył lęk, zaciemniał ich umysły i relację z innymi ludźmi. Ich
życiem zaczęły rządzić negatywne emocje: zazdrość, złość, nienawiść, agresja… żal,
wstyd, poczucie winy…
To spowodowało, że
ludzie zaczęli krzywdzić się nawzajem.
Zaczęło działać
koło karmy. Niskie wibracje w ludziach nawarstwiały kręcące się koło. Już nie
było powrotu. Jeśli zrobiło się komuś krzywdę, trzeba było potem narodzić się w
roli ofiary i doświadczyć tego, co przedtem ona, żeby wyrównała się energia.
Odwieczne Prawo
Życia ustanowione przez Stwórcę działało sprawiedliwie i niezmiennie.
Co
zasiejesz to zbierzesz, co dajesz to dostajesz.
Gdyby sprawca,
który znalazł się w roli ofiary, mógł to zrozumieć i chciał wybaczyć… Ale nie chciał, chciał zemsty. Lekcja więc nie
została odrobiona i była do powtórki, a jednocześnie dochodziły nowe lekcje.
Prawda, że każde
kolejne życie dawało szansę. Trzeba było tylko mieć wolę rozumienia i
wybaczania, trzeba było kochać… a karma uległaby rozpuszczeniu i na nowo
połączyliby się z miłością Stwórcy, byliby
wolni. Jednak Ziemia była ciężką szkołą
życia. Przypominanie sobie siebie, kierowanie się sercem niezbyt dobrze
wychodziło duszom w ludzkich ubraniach. Zaślepieni własnym egoizmem, pychą nie
przyjmowali odpowiedzialności za swoje myśli, słowa, czyny. łatwiej było
obwiniać za wszystko innych.
Wysłannicy z
Siódmego Źródła co jakiś czas przybywali nad Ziemię. Wysyłali ludziom energię czystej
Boskiej miłości, żeby choć trochę rozjaśnić ciemność. Nawoływali do powrotu,
lecz dusze, kiedyś odważne do każdego działania, teraz zrezygnowane, tkwiły w marazmie
iluzorycznego świata. Spały.
Wieki mijały, nie
było widać dużych zmian, ale wszystko we wszechświecie ewoluowało. Ziemia z jej
mieszkańcami także podlegała temu procesowi.
Niektóre dusze budziły
się. Po przejściu kolejnej śmierci, oczyszczały się, były już bardziej świadome.
Robiły przegląd ostatniego życia i wiedziały, które lekcje nie zostały
przerobione, gdzie popełniły błędy i robiły plan na następne wcielenie, żeby to
naprawiać. Wiedziały, że jedyną drogą wyjścia jest podążanie za sercem i
szczerze tego pragnęły – tęskniły za Domem, za Ojcem – Matką.
Kolejne rodzenie się przynosiło kolejną nadzieję.
Dzieciństwo i młodość wnosiła świeżość, radość życia, ale z przybywaniem ziemskich
lat, ludzie znów stawali się smutni, poranieni, zgorzkniali. Nie było miłości – nie było energii. Chorowali
fizycznie. Cierpieli. A gdy ich ciała
starzały się, często myśleli o śmierci, która była nieuchronna i napawała
strachem.
Nie pamiętali, że śmierć to tylko inny stan świadomości i że byli tam
już tyle razy. Swoją świadomość utożsamiali z ciałem. Proces przypominania
trwał, ale u większości ciągle był w zarodku.
Nad Ziemią
nieustannie pojawiały się Istoty z Siódmego Źródła. Pochylały się, przenikały
gęstą ziemską energię. Nie było to przyjemne dla duchowych istot o wysokich
wibracjach, ale chciały być bliżej, chciały zrobić wszystko, co były w stanie
zrobić, by tylko pomóc umiłowanym istotom na Ziemi. I miały niegasnącą
nadzieję, że ich wołanie kiedyś, ktoś usłyszy. Więc wołały:
- Kochane
Siostry! Kochani Bracia! Przypomnijcie sobie!
- Przypomnijcie
sobie wasz prawdziwy Dom! Tęsknimy za
wami aż do bólu… Usłyszcie nas!
Nie jesteście
sami. Dużo istot światła pomaga wam ciągle, przesyłając miłość i chroniąc,
kiedy jest taka potrzeba… Nigdy nie jesteście sami – nigdy.
Przebudźcie się. Wsłuchujcie się w
siebie… Zajrzyjcie w serce… Ono zna
wszystkie odpowiedzi. Serce zna Prawdę.
Co się z wami
stało? Dlaczego, dlaczego tak cierpicie?
Chcieliście
dobrze się bawić na tej pięknej planecie. Chcieliście doświadczać życia w
materii, robiąc wszystko z radością, z zachwytem, a teraz walczycie ze sobą...
Zasłona
zapomnienia jest gruba, ale wy jesteście w stanie ją odsłonić.
Kochamy Was! Przypomnijcie
sobie…
Minęło jeszcze
kilka epok na Ziemi. Coś zaczęło się wreszcie zmieniać
.
Trzy osoby(dwie
kobiety i jeden mężczyzna) z tamtej grupy dusz były już zauważalnie innymi
ludźmi. Na ziemskim planie nie znali się, każde z nich mieszkało w innym
miejscu, ale mieli podobne postrzeganie świata, ludzkich zachowań. Zauważali,
że w jakiś sposób różnią się od swojego otoczenia. Czuli się inni, czuli się w
tym świecie obco.
Przyglądali się ludziom, którzy walczyli ze sobą w sprawach
religii, polityki, biznesu… Dla pieniędzy i władzy ludzie pozbywali się swoich prawdziwych
wartości, działali wbrew sobie samym.
Oni zaczęli
widzieć, że takie postępowanie nie ma sensu, że prowadzi tylko do chaosu, do
samozniszczenia. W swoim życiu szukali odosobnienia.
Jedna z kobiet
była pisarką. Z wyboru była osobą samotną, ale nie czuła się z tym źle. Pisała
baśnie dla dzieci, i tak naprawdę mieszkała w tych tworzonych przez siebie
światach, czując się jak wieczne dziecko. Jej oczy zawsze wyrażały radość i
zdawało się, że nie zauważa zła tego świata. Lubiła przebywać z dziećmi, często
pomagając tym, które były zagubione, nie kochane. Ona dawała im swoją miłość i
zasiewała nadzieję w zalęknionych serduszkach.
Mężczyzna został
leśnikiem. Wiedział od dziecka, że chce nim być. Wychował się na wsi, wśród drzew czuł się świetnie i wśród zwierząt,
które miały więcej szacunku dla siebie niż większość ludzi. Leśnik mieszkał z
żoną i dwójką dzieci w uroczej leśniczówce, czasem tylko wyjeżdżając do
hałaśliwego miasta. Wieczorami lubili siadywać przed domem i wpatrywać się w
gwiaździste niebo.
Druga kobieta
długo nie mogła odnaleźć swojego miejsca. Dorastała w mieście i wykształciła
się. Ale potem wykonując swoją pracę przy biurku nie czuła się szczęśliwa. Pewnego
dnia jej życie dokonało ostrego zakrętu. Leczyła akurat rany po rozpadzie
trudnego związku i któregoś razu było jej tak źle, że zapragnęła wyjść z tego
domu, z tego miasta… Wsiadła w samochód i pojechała przed siebie. Od jakiegoś
już czasu jechała przez las. Widok drzew wydawał się taki kojący. Nagle zjechała
z szosy i skręciła w leśną drogę, zaskakując samą siebie, bo nie miała w
zwyczaju jeździć do lasu. Po pewnym czasie zatrzymała się i wysiadła, żeby
pospacerować. Wśród drzew połyskiwało jakieś światło, kierując się w tę stronę
ujrzała małe jeziorko. Ten widok ucieszył ją tak jak wtedy, gdy była dzieckiem.
Usiadła na zwalonym pniu i zatopiła się w tym, co ją otaczało. Siedziała długo,
instynktownie poddając się uzdrawiającej naturze.
Gdy pojechała w
to miejsce następnym razem, nad jeziorkiem siedział nieznajomy. Okazał się być
świeżo upieczonym leśnikiem i robił właśnie obchód swoich terenów. To miejsce lubił szczególnie i
postanowił chwilę odpocząć.
Zaczęli rozmawiać
ze sobą tak swobodnie, jakby znali się od zawsze. Często powtarzali, że mają
wrażenie, że znają się całe wieki. Po roku zostali szczęśliwym małżeństwem i
zamieszkali w leśniczówce, gdzie przyszły na świat ich dzieci.
Kobieta podczas
spacerów zbierała bukiety ziół, ciesząc się ich widokiem. Wkrótce okazało się,
że „wie” które z nich do czego służą, jakie choroby leczą. Potem okazało się,
że „wie” jak pomagać cierpiącym ludziom – ziołami, a także energią swoich rąk i ciepłym
słowem. Ta praca dawała jej wewnętrzną radość.
Na Ziemi był
letni, czerwcowy wieczór.
Pisarka odpoczywała
na tarasie swojego domku na przedmieściach. Zapatrzyła się w niebo i w swojej
wyobraźni ujrzała inne światy, w których nie było przemocy, gdzie wszyscy żyli
w harmonii. Rozmarzyła się wzdychając tęsknie do tych myśli.
Przed
leśniczówką, na drewnianych schodkach usiedli Leśnik i Zielarka. Ich dzieci
biegały po podwórku, podglądając świecące robaczki świętojańskie. Dzieci wkrótce poszły spać, a oni jak co wieczór, długo siedzieli przed domem i przyglądali się
rozgwieżdżonemu niebu. Wzdychali z
zachwytem, lecz także z jakąś niezrozumianą tęsknotą.
Istoty z Siódmego
Źródła pochylały się nad Ziemią. Wysyłały kolejną dawkę miłości, która była
nieodzownym budulcem całego życia, koniecznością do wzrostu, lecz na zaburzonej
Ziemi ciągle jest jej było za mało. Kiedyś to była taka piękna planeta –
westchnęły Istoty – Czy da się ją uratować i przywrócić świetność –
zastanawiały się. Wiedziały, że aby to mogło zaistnieć, ludzie muszą się przebudzić
i zacząć żyć w harmonii, dopiero wtedy zaczną wytwarzać miłość potrzebną zrujnowanej
planecie.
- Och! – zawibrowała mocno jedna z Istot i wskazała
w dół. Spojrzały w ślad za nią na ciemną Ziemię i zobaczyły trzy małe punkty, świecące
mocnym, białym światłem. Kiedy Istoty skupiły na nich swoją moc, światełka
poszerzyły się znacznie. Istoty rozpoznały swoje rodzeństwo.
Och, jak bardzo
się wzruszyły! Nawet kosmiczne słowa nie oddadzą tego, co w tej chwili odczuły
niebiańskie Istoty.
Udało się! Przebudzeni! Wrócą do Domu! – wołały na przemian
podekscytowane.
Wiedziały, że dusze na Ziemi jeszcze czekała długa droga, ale
stało się najważniejsze – droga została otwarta. Te dusze, które się
przebudziły będą budzić inne dusze. Proces uwolnienia się zaczął.
Istoty Światła
pochyliły się nisko nad Ziemię i zawołały z wielkim wzruszeniem:
Jesteście
cudownymi Istotami Światła! Dziećmi Boga! Jednymi z nas…
Kochamy was! Wracacie
do Domu!
Czyli wystarczy zobaczyć, poczuć, zrozumieć...
OdpowiedzUsuńNo tak..., jeszcze nie osądzać, wybaczać i kochać:)
Usuńwzruszające ,
OdpowiedzUsuńdziękuję
Dziękuję bardzo:)
UsuńPiękne!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:)
UsuńWszystko jest tak jak powinno być, czasem nie wygląda, ale JEST :)
OdpowiedzUsuńTAK...:)
UsuńPrzepięknie napisane Mario. Gdyby tak wszyscy zechcieli sobie przypomnieć...i uwierzyć, że to co najpiękniejsze - jest w nas...Że wcale nie trzeba nigdzie szukać...
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Gabrysiu:) Życzę wszystkim podążania za sercem, bo to jest najkrótsza droga do celu, do którego wszyscy zmierzamy...
UsuńWzruszyłam się Mario.
OdpowiedzUsuńI bardzo Ci dziękuję za to wzruszenie...
Twoje wzruszenie wzruszyło mnie Stokrotko - dziękuję Ci bardzo:)
UsuńAleż mnie ucieszyły te trzy, małe świecące punkty...
OdpowiedzUsuńPiękne i wzruszające... Uściski:)
Mnie też ucieszyły... mnie też
UsuńDziękuję Ci bardzo Jolu:)
Piękne Marysiu. Co mogę jeszcze bowiem dodać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wspomnieniem pierwszego w tej zimy, chwilowego śniegu.
Dziękuję bardzo Ismeno. Chwilowy śnieg przez całą zimę? Nie takie polskie zimy pamiętam;)
UsuńPieknie Marysiu. Pozdrawiam :) .
OdpowiedzUsuńDziękuję Tereniu. Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńA ja tego tekstu nie czuję, więc nie będę udawała, że rozumiem.
OdpowiedzUsuńRozumiem i dziękuję Ci za komentarz. Pozdrawiam serdecznie Iwonko:)
Usuń