Cris Froese Picks

środa, 13 maja 2020

Do Anglii - fragment


Komentarz Jotki u Marigold, w którym wspomniała o mnie, zmusił mnie niejako do zadania sobie pytania – Co z moją zaczętą książką, a właściwie trzema książkami?

Leżakują.  Pewnie doczekają się dalszego ciągu, ale kiedy nie wiadomo. Pisaniu książki trzeba poświęcić dużo uwagi, a mój problem jest taki, że często chcę robić zbyt dużo rzeczy na raz. Przez to rozpraszam energię, i wiem, że muszę coś z tym zrobić. Ale przy tej okazji pomyślałam  – A może by wrzucić  fragment zaczętej, roboczej książki na blog…
I oto jest:    

 „Do Anglii

- Jedziemy do Anglii! – wykrzyknęła Danka, wpadając  razem z drzwiami.
- Kto jedzie? – zapytałam zszokowana jej wtargnięciem.
- Jak to kto?  My – ja i ty!
- Danka, wiem, że lubisz się wydurniać, ale nie przesadzasz?!
- Ja nie żartuję Pola. Zobacz – machnęła mi jakimś listem przed oczami – Dostałyśmy odpowiedź z Agencji, jest dla nas praca! Wyjeżdżamy do Anglii! Hura!

Wybałuszyłam na nią oczy, łapiąc się rękami za twarz.
Danka była cała w skowronkach. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- O co ci chodzi Pola..., zapomniałaś? Przecież razem wysłałyśmy wniosek...  – powiedziała, podając mi list.

Przeleciałam wzrokiem po kartce... „ Uprzejmie informujemy, że......... oferta pracy... w charakterze opiekuna starszych osób...... z dniem 01.09.10”

- Danka no co ty,  to przecież były tylko takie wygłupy, zresztą po alkoholu ... – nie poznawałam  swojego głosu. Zrobiło mi się gorąco, zaraz potem zimno i poczułam jak żołądek robi salto.
- Jakie wygłupy? Przecież normalnie to przedyskutowałyśmy. Co z tobą Pola?
- Ja nigdzie nie jadę – powiedziałam stanowczo, kierując się do toalety, bo mój żołądek wywijał harce jak na karuzeli.
- Trzęsiesz portkami co? – krzyknęła za mną.

Trochę się uspokoiłam, przemyłam twarz i spojrzałam w lustro. Byłam biała jak śnieg, a strach wyzierał  z moich oczu.
Wróciłam do pokoju. Danka siedziała w na brzegu wersalki, a ręce złożone  w pięści trzymała na kolanach.
- Ja też się trochę boję – powiedziała na mój widok, jakoś ciszej niż zwykle. Przez chwilę siedziałyśmy w całkowitej ciszy.
- Ale czego tu się bać? – Danka wstała i zaczęła chodzić po pokoju – Tyle ludzi wyjechało i dali radę... My też damy co nie... Pola ?
A tu? Co tu jest,  czego tu żałować..., tej gównianej roboty bez umowy..., żeby chociaż pieniądze z tego były...

Prowadziła monolog, bo ja się nie odzywałam. Nie mogłam. Paraliżowała mnie ta wiadomość  i to całe jej gadanie. Nawet nie byłam na nią zła..., drżałam podszyta strachem, nie dopuszczając myśli, że Danka może mieć rację.

Po paru minutach, ona też złagodniała, przestała maszerować, usiadła i w końcu zamilkła. Siedziałyśmy w ciszy jak nigdy przedtem i wydawało  się, że siedzimy tak wieczność.
W końcu wstała i podeszła do drzwi.
-  Wpadnij do mnie później – powiedziała cicho, bardzo cicho jak na Dankę.

Z Danką przyjaźniłyśmy się od zawsze. Nasi rodzice trzymali się razem, odwiedzali się tak często, że my wychowywałyśmy się prawie jak siostry. Ona była starsza ode mnie dwa lata, ale od kiedy byłyśmy dorosłe, wszyscy uważali, że to ja jestem starsza. Danka zawsze była trzpiotką. Różne rzeczy robiła bez przemyślenia, nie zawsze wychodziło to jej na dobre, ale nie przejmowała się tym. Była zakręcona, spontaniczna i zabawna. Do tego pewna siebie. Tej pewności  siebie jej zazdrościłam. Ja byłam zawsze spokojna, opanowana, wiedząca jak się zachować i co zrobić w każdej sytuacji. Z tego powodu to mnie uważano za starszą. Byłam nieśmiała i nie było mi z tym dobrze. Zawsze trzymałam się pół kroku za moją przyjaciółką, będąc w jej cieniu. Ona czasami mówiła, że chciałaby być taka jak ja, zwłaszcza wtedy, gdy zrobiła coś głupiego. I dodawała, że jestem dla niej życiowym przewodnikiem.

Danka miewała różne pomysły. Często były zabawne, chociaż ona tego nie dostrzegała.
Pewnego razu poszłam do niej z niezapowiedzianą wizytą. Dla nas obydwu, było to całkiem normalne, że odwiedzałyśmy się, kiedy tylko któraś z nas miała jakąś sprawę, albo zwyczajnie miała ochotę na pogaduchy.
Wtedy Danka była jeszcze naturalną brunetką. Jak powszechnie wiadomo, około czterdziestki srebrzystości we włosach przybywa i jeśli dalej chce się być brunetką, to bez farby ani rusz.
- Nie mam nic przeciw farbie – mawiała, ale te szybko rosnące odrosty mnie wkurzają. Przecież nie będę się malować co dwa tygodnie jak głupia.

Kiedy więc poszłam do niej i zapukałam do drzwi, Danka zamiast proszę, zapytała poważnie  – kto tam?
- To ja, Pola – odpowiedziałam,  jednocześnie otwierając drzwi. Myślałam, że coś jej się stało.
- Wchodź Pola. Dobrze, że to ty.  Zostaw na chwilę otwarte, bo tu trochę śmierdzi.
- Ale co śmierdzi, coś się stało? – faktycznie poczułam jakiś intensywny zapach... i skądś go znałam.
- E tam, nic się nie stało, pomalowałam sobie odrosty.
- A to jakaś nowa farba?
-  Eee... nowa...  nie...  – machnęła lekceważąco ręką -  To  pasta do butów.
- Cooo? – parsknęłam śmiechem myśląc, że to żart. Danka jednak z powagą i właściwym dla siebie zapałem dodała:
- Trochę śmierdzi, ale zobacz jak odrosty ładnie się pokryły. I jak łatwo się maluje...,  no wiesz, pasta ma tą gąbeczkę do smarowania butów, to całkiem praktyczne, a jakie przydatne do malowania odrostów.
To było tak zaskakująco  niewiarygodnie poważne z jej strony, że dopiero po chwili wybuchłam  głośnym śmiechem i zanosiłam się nim do rozpuku. 
Danka w pierwszej chwili patrzyła na mnie zaskoczona i urażona, ale ja nie mogłam przestać się śmiać.
.
- Pastą do butów ha ha ha..., ty wariatko ha ha ha – zaśmiewałam się  – powinnaś pisać poradniki.

Dopiero po chwili dotarło do niej, że sytuacja faktycznie jest zabawna. Zaczęła mi wtórować i śmiałyśmy się obie przez długi czas, jak takie nastolatki.

Danka nadal malowała odrosty pastą do butów. I już mnie nie dziwił unoszący się w powietrzu, specyficzny zapach, gdy ją odwiedzałam.
- Nie podchodź blisko, bo się wietrzę! – wołała od razu, gdy wchodziłam – To  tylko przez dwa dni śmierdzi – dodawała -  Ale  kolor jest świetny! I nigdy nie ma odrostów”.


6 komentarzy:

  1. Zaczyna się całkiem ciekawie...
    Chciałabym wiedzieć czy Danka jest jak Ania Shirley. Stosunek do włosów wydaje się mieć podobny

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe Ja mam ten sam problem, za dużo mi się chce, tu to a tam tamto i tak się ten czas i energia rozprasza. :D Jak to ograniczyć, skoro wszystko tak cieszy i przyciąga...może Ty to ogarniesz, mnie idzie słabo. :)))

    Przeczytałam fragment Twojej książki. Pasta do butów...hahaha śmierdzi tylko dwa dni...rozwaliłaś mnie. :D Pisz, i raz jeszcze pisz, bo potrafisz. Czytało mi się przefajnie i chętnie przeczytam więcej. Obie postacie już mi przypadły do gustu, ciekawi mnie, czy pojadą do tej Anglii. Naprawdę uważam, że potrafisz pisać i to nie od dziś zresztą. Powtórzę się, chętnie poczytam więcej. :))) Pozdrawiam z podziwem wielkim. Nie chowaj swego talentu, chcę więcej. hehehehehe :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie się czytało Marysiu. Pisz. Pozdrawiam. :) .

    OdpowiedzUsuń
  4. Robisz apetyt, a kiedy całość?

    OdpowiedzUsuń
  5. Marysiu kochana
    Czekam z niecierpliwością na Twoje nowe książki.
    Ale najpierw wiesz co mnie ucieszy..... :))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpierw przeczytałam "lot samolotem" i wtedy zastanawiałam się, czy to fragment powieści, czy opis tego, jak trafiłaś na obczyznę. Przesunęłam się o jeden post i teraz już mam jasność. Bardzo jestem ciekawa całości. Zachęcam do skończenia tej powieści, bo ja bardzo lubię tego rodzaju historie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń