Rozdział 8
Stanęła
nad Leniwką w miejscu, gdzie rzeka tworzyła zakole, kilkanaście metrów od
dróżki rowerowej. Wiedziała, że Witek zobaczy ją w tym miejscu, bez względu na
to, którą stroną będzie przejeżdżał. Był to
kojący widok… Rzeka, choć była w ciągłym ruchu to jednak emanowała spokojem,
nawet pewnym zatrzymaniem. Zamknęła na chwilę oczy, żeby wsłuchać się w ten rytmiczny przepływ wody... Być jak płynąca rzeka... - skojarzyła z tytułem książki.
-
Hej, jesteś! I to tak wcześnie – Witek wyrwał ją z zamyślenia.
- Cześć!
– Maria ucieszyła się na jego widok. Sorry, że ci wczoraj nie odpisałam, ale
jak przeczytałam wiadomość był już późny wieczór.
- Nie
szkodzi – uśmiechnął się z tym błyskiem w oczach, którego jednak nie zabierał
do biura – Ale zastanawiałem się czy nie jesteś chora, bo w piątek nie
wyglądałaś zbyt dobrze.
-
Niee… A właściwie – tak. Nie wiem czy
jestem chora, ale ostatnio coś się ze mną dzieje niedobrego. Mam jakieś
nieprzewidywalne samopoczucia… zresztą nie tylko to… ostatnio zdarzają mi się
jakieś przywidzenia… - zrobiła krótką pauzę – Witek… muszę z kimś o tym pogadać,
bo chwilami naprawdę zastanawiam się czy jestem normalna – dokończyła jednym
tchem.
- Nie
przejmuj się, każdy czasem ma takie rozterki – ze spokojem powiedział Witek i
dodał – A tak naprawdę to co to znaczy bycie normalnym?
Wszelkie
normy ustalają rządzący tym światem i według narzuconych norm żyje społeczeństwo,
ale czy to znaczy, że jest to normalne. A
tak swoją drogą to wszyscy jesteśmy lekko stuknięci! – dokończył śmiejąc się.
Maria
uśmiechnęła się, przytakując.
- Ale
co tak naprawdę cię dręczy? – zapytał już z powagą – Śmiało Maria, jeśli mogę
ci w czymś pomóc… albo tylko wysłuchać,
to masz przed sobą właściwą osobę.
-
Wiem i dzięki. Ale nie śmiej się ze mnie… - zaczęła nieśmiało.
-
Słowo – dodał ściszonym głosem.
I Maria
opowiedziała mu wszystko, co w ostatnim czasie jej się przydarzyło. Z początku
czuła się niezręcznie, a nawet śmiesznie, ale widziała, że Witek słuchał z
uwagą.
Zachęcona,
wyrzuciła z siebie wszystko, zaczynając od dziwnego snu z popołudniowej drzemki,
od którego zaczęła się seria dziwnych przypadków, a kończąc na piątkowym
zdarzeniu, na skutek którego przesadziła z alkoholem.
- I
co o tym wszystkim myślisz? Czy ja przypadkiem nie wariuję?- zapytała na końcu.
- Na
pewno nie wariujesz Maria, ale cokolwiek by to nie było, w alkoholu nie szukaj
pomocy – Witek zrobił przepraszający gest – sorry, że robię ci uwagę…
- Nie
przepraszaj, ja już to wiem i jest mi głupio. Całą sobotę czułam się źle i to
nie tylko fizycznie.
-
Myślę, że wszystkie twoje objawy wskazują na jedno… Budzisz się…
- Sorry, ale nie rozumiem… jak to budzę się, to takie powiedzenie...?
-
Widzisz… tego nie można zrozumieć rozumem… to trzeba zrozumieć czuciem. Nie
orientujesz się jeszcze dobrze, ale zauważyłaś zmiany w sobie. Szukasz…
Szukajcie, a znajdziecie – jak mawiał Jezus. Byłaś w poszukiwaniu i to co
zaczęłaś zauważać to są odpowiedzi, znaki… które poprowadzą cię dalej. U
różnych osób różnie się to objawia. Twoja świadomość się przebudza… poszerza i
zaczynasz widzieć inaczej… więcej… Przebudzenie to odkrycie prawdy o nas
samych, i o świecie… bo ten świat nie jest wcale taki jaki nam się wydaje… A
my… no cóż, choć to dziwnie brzmi,
dopóki żyjemy w nieświadomości – nie znamy siebie.
Maria
próbowała to pojąć. W jej postrzeganiu coś się zmieniło, wiedziała to, ale nie
umiała tego określić. A teraz, słuchając Witka odczuwała dziwny niepokój jakby
w oczekiwaniu na coś. Ogarniało ją drżenie i wzruszenie...
-
Chyba zrobiło się zimno – odruchowo przetarła oczy i oplotła się ramionami.
– Nie bój się tego Maria. Jeśli postanowiłaś zapytać kogoś o to, co się dzieje - akurat ja się napatoczyłem - to jesteś gotowa na taką wiedzę. Wiedziałem, że mnie kiedyś
o to zapytasz, gdy spotkaliśmy się tu pierwszy raz. To nie był przypadek,
przypadki nie istnieją. Tamtego ranka po prostu odczułem, że moją rolą jest pomóc ci w
odnajdywaniu tego, czego szukasz, a przynajmniej wskazanie ci kierunku. Mnie też
kiedyś ktoś wskazał kierunek.
- Ale
skąd wiedziałeś, że byłam w poszukiwaniu?
- Wiem…
, bo ja też kiedyś poszukiwałem, wiem jak to się odbywa. Zobacz, niby
przypadkiem odkryłaś strojenie muzyczne, złoty podział… To nie stało się
przypadkiem. Szukałaś i stopniowo dostawałaś wskazówki, znaki…
-
Wszystko ok.? – Witek przyglądał się Marii bacznie.
- Trochę
dziwnie się czuję, ale nie, nie boję. Raczej czuję takie podskórne WOW! – starała
się być na luzie – A co powiesz na te moje przywidzenia?
- Dokładnie nie wiem… Myślę, że odpowiedź na to przyjdzie do ciebie sama jak będzie na to czas. Ale wiedz, że jesteśmy istotami wielowymiarowymi. Jasnowidzenie i tym podobne rzeczy są dla nas jak najbardziej normalne, tylko nie pamiętamy o tym, poza małymi wyjątkami. Zapomnieliśmy kim naprawdę jesteśmy... Ale już pora sobie przypomnieć… Coraz więcej ludzi będzie się przebudzać, bo takie teraz są czasy, czasy zmian na ziemi.
- Skąd
ty to wszystko wiesz Witek? – zaskoczenie Marii mieszało się z ciekawością i z
dreszczykiem emocji, pod którym czuła coś nieznanego i znanego jednocześnie.
- Od
swojej duszy – powiedział z radością, a oczy rozbłysły mu tym wyjątkowym
blaskiem.
Tamta
rozmowa z Witkiem zapoczątkowała prawdziwą przemianę w Marii. I przyjaźń z
Witkiem. Dokonało się w niej coś w rodzaju przeobrażenia w postrzeganiu. Nie
umiała nazwać tego, co się w niej działo, ale była szczęśliwa! Odczuwała
radość, szczęście… bez specjalnych powodów. Ot tak po prostu. Nagle zobaczyła, pojęła
sens całego życia, wszystkich zdarzeń. Ten proces trwał nadal.
Witek
pożyczył jej kilka książek, takich których nie znalazłaby w bibliotece. Dosłownie
je pochłonęła. Przy niektórych fragmentach płakała, tym razem ze wzruszenia.
Ale wiedziała już, że jej wcześniejszy niekontrolowany płacz był następstwem
rozpuszczania się w niej kolejnych blokad. Płacz oczyszczał. Teraz wzruszała się
także częściej, bo wszystko postrzegała inaczej, jakże inaczej. To tak jakby wcześniej
patrzyła na świat przez przezroczystą, niewidzialną zasłonę, a teraz ta zasłona
rozpuściła się i ukazał się jej prawdziwy świat. Trudno to było komuś
wytłumaczyć, dlatego nawet nie próbowała.
Cieszyła
się, że mogła o tym wszystkim rozmawiać z Witkiem. Maria biegała lub
spacerowała w weekendy regularnie. Z Witkiem zawsze wymieniali kilka zdań
podczas spaceru, ale któregoś razu zaprosiła go do domu. Na dworze była ulewa,
a ona miała pilny temat do obgadania. Poznała Witka z ojcem, przedstawiając go
jako fajnego kumpla, z którym mają do omówienia pewien projekt. To był dobry
pomysł. Obydwaj panowie polubili się i od tamtej pory Witek został przyjacielem
domu. Wpadał do nich co jakiś czas. Czasami rozgrywał z ojcem partyjkę szachów.
Przeważnie jednak roztrząsali z Marią jakieś zagadnienia z książek czy innych
źródeł. Ojciec czasem im towarzyszył, a Maria miała wtedy wrażenie, że on „wszystko
wie”, chociaż tylko się przysłuchiwał.
Spojrzała
na torbę, którą niosła. Były w niej prezenty pod choinkę, które właśnie
zakupiła. Na twarzy Marii zagościł promienny uśmiech. Już za dwa tygodnie uściśnie
swoją córeczkę.
A na
Wigilii będą mieć gości. Przyjdzie Witek ze swoim niepełnosprawnym bratem.
Maria objęła opiekuńczymi myślami dzień, w którym Witek opowiedział jej o swoim
życiu.
Wychował się w domu dziecka. Nie dowiedział się kim byli jego rodzice, ale
dowiedział się, że ma młodszego brata. Brat był niepełnosprawny fizycznie i
przebywał w specjalnym Ośrodku. Witek jak tylko uzyskał pełnoletniość, poszedł
do pracy, żeby mógł utrzymać małe mieszkanko i zabrać brata do siebie. Od kiedy
dowiedział się o bracie, odwiedzał go w Ośrodku, czasem mógł zabierać go na
spacery. Od tamtej pory życiowym celem Witka było usamodzielnić się i zabrać brata
z Ośrodka. Udało mu się. Potem wrócił do szkoły w systemie wieczorowym. Maria
słuchając jego historii przeżywała wszystkie wydarzenia bardzo głęboko. Płakali
obydwoje, a Witek stał jej się bliski jak brat.
Witek musiał szybko dorosnąć, ciągle będąc dzieckiem. Czuł w sobie tą dojrzałość, lecz od
złej strony. Jego psychika była obciążona. Żył w przygnębieniu, w smutku. W
Domu Dziecka nie było łatwo. Dopiero kiedy odnalazł brata poznał co to jest radość, co to znaczy mieć kogoś bliskiego.
Potem, gdy zamieszkali razem, to dzięki bratu doznał iskry przebudzenia. To on w swoim prostym spojrzeniu na życie był dla niego inspiracją. Mówił prostym językiem, prawie jak dziecko. Lecz czasem wypowiedziane przez niego, niby bezsensowne zdanie, nagle olśniewało Witka mądrością i zaskakiwało głębokim sensem.
Maria przypomniała sobie domysły w pracy na temat Witka – Co my wiemy o innych ludziach... prawie nic, ale ocenianie ich przychodzi nam niezwykle łatwo.
Cdn.
W mojej bibliotece TE książki znajdziesz :) I każdy kto potrzebuje też ;)
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie Aniu z TYMI książkami:) może coś się zmieniło w ostatnich latach, przed moim wyjazdem z kraju w mojej bibliotece nie było. Znajomi z Polski mówią, że obecnie też nie ma, bo pytali. A od kogo zależy jakie książki znajdują się w bibliotece, od Pani bibliotekarki?
UsuńCóż, obawiam się, że zależy od bibliotekarza ;)
UsuńKiedy do mnie dotarło światło, kiedy zaczęłam się zmieniać, zaczęłam poszerzać bibliotekę też. W różnych kierunkach. Fakt, to zaskakuje sporo ludzi, którzy w małej, prowincjonalnej bibliotece nie spodziewają się wiele, a tu niespodzianka. Kto szuka, znajdzie ;) Myślę, że to powoli się dzieje wszędzie...choć powoli, bo widzę na przykładzie własnego powiatu. Tylko ja ;)
A myślałam już, że to odgórne wytyczne. Skoro bibliotekarz decyduje to jest światełko, ja też coraz częściej spotykam osoby poszukujące i serce rosnie:)
UsuńCzasami zwykła rozmowa wiele znaczy..... . Pozdrawiam Marysiu. :) .
OdpowiedzUsuńSą rozmowy, które potrafią "wywalić z kapci" ;) Pozdrawiam Tereniu:)
UsuńMoja dusza jeszcze śpi głęboko. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak się nam przeważnie wydaje, bo zabiegani myślami w zewnętrznym świecie nie zwracamy uwagi na wewnętrzny, subtelny głos duszy - intuicji. Pozdrawiam:)
UsuńOdgórne wytyczne na książki?
OdpowiedzUsuńNa razie nie jest tak źle...
To dobra wiadomość, jednak książki o rozwoju duchowym, jak twierdzą moi znajomi, to nadal rzadkość w bibliotekach.
Usuń