Cris Froese Picks

czwartek, 14 stycznia 2021

Rozdział 10

 O Zmianie

Jakiś czas temu zmieniłam sposób pisania mojego bloga. Stało się to tak jakoś samo, z dnia na dzień, bez szczególnego zastanawiania się z mojej strony, że dokonuję zmiany. Zamiast tradycyjnego wpisu, zamieściłam fragment mojej zaczętej kiedyś książki, potem drugiej. Zauważyłam, że taki sposób póki co bardziej mi odpowiada.

Z jednej strony mam mniej czasu do dyspozycji, bo udzielam się z pomocą w wychowaniu wnuków. Z drugiej nie chcę brać udziału w dyskusji na temat „zarazy”, która jest obecna na blogach, w komentarzach, bo to nikomu nie służy. Wybaczcie kochani, że Was nie odwiedzam.

Ale chcę utrzymać aktywność bloga, bo to jest kawałek mnie samej.

Nie wiem jak długo tak będzie, ale póki co będę dopisywać kolejne rozdziały książki „Tajemniczy kontakt”.

Jak mi to wychodzi… Cóż, poszłam na żywioł. Nie zawsze mam czas, nie zawsze mam venę. Ale piszę, bo to jest to, co lubię.

Jakkolwiek by mi to nie wychodziło, biorę odpowiedzialność za moje pisanieJ

 

Z dnia na dzień dokonała się zmiana życia w naszym świecie. Zmiana, która ciągle trwa i nie wiadomo kiedy się skończy. Ale wszystko jest zmianą. My ciągle się zmieniamy. W całym kosmosie wszystko nieustannie się zmienia. To, co dzieje się na Ziemi też się zmieni.

W Nowym 2021 roku życzę sobie i Wam Kochani dobrych, mądrych, pięknych zmian!

 

 

Rozdział 10

 

Maria szła, co raz bardziej zwalniając kroki. Dróżka rozgrzana słońcem wiła się przed nią, pomykając wśród skał na wzgórze. Tam urywała się w zagajniku zielonych drzew. Słońce przygrzewało mocno i Maria z tęsknotą spoglądała na tą zieloną oazę.  Była w drodze już dość długo. Doszła wreszcie do upragnionych drzew i z ulgą usiadła na dużym, płaskim kamieniu. Cień roztaczał przyjemnie aurę chłodu. Rozprostowała plecy i wyciągając szyję odchyliła się do tyłu. Ręce oparła na kamieniu dla równowagi i wyciągnęła przed siebie bose stopy. Ciemnozielona szata zwisała z jej nóg delikatnie falując nad ziemią…  Czuła przyjemne, chłodne powietrze na szyi i chłód kamienia na rozgrzanych dłoniach…

Nagle przebudziła się!  W pierwszej chwili nie wiedziała co się stało… dlaczego było ciemno?

Dobra chwila minęła nim zorientowała się, że to był sen.

Sen był bardzo realny… Ciągle czuła chłód tamtego kamienia… 

Po omacku poszukała komórki i włączyła ekran. Była 3:33.  Środek nocy.

I znowu ten sen...  

Namacała notes i świecąc komórką pośpiesznie zapisała kilka szczegółów ze snu. Za namową Witka zaraz po przebudzeniu robiła notatkę, dwa krótkie zdania, kilka różnych słów. To wystarczało.  Rano, gdy rozpisywała te notatki, pamięć uaktywniała się i sen wracał, a przynajmniej jego większa część.

Pewnym było, że sen musiał coś dla niej oznaczać. Próbowała go rozszyfrować tyle razy, ale nie mogła wpaść na żaden trop. Zaczęła zapisywać te sny w nadziei, że czytając je potem może na coś wpadnie. Za którymś razem, podczas takiego snu zaczęła odczuwać mocne przyciąganie, jak wołanie, tyle że bez słów. Przyszło jej wtedy na myśl, że tamta kobieta ze snu czeka na jej reakcję… może na pomoc.

Im więcej Maria zastanawiała się nad tym, tym mniej rozumiała…

Za każdym razem śniło jej się to samo miejsce – krótszy lub dłuższy odcinek ścieżki w bardzo jasnym słońcu. Po obydwu stronach ścieżki widziała kamienie czy też skały. Czasem patrzyła na górę w oddali albo na jezioro. No i spotykała tą kobietę, ubraną w szatę jak z biblijnych czasów… Czasem ją spotykała, ale innym razem – tak jak tej nocy – sama była tą kobietą… Nie wiedziała jak ma to rozumieć?

W zakamarkach pamięci wracała na ścieżkę wiodącą na wzgórze w poszukiwaniu jakiegoś punktu zaczepienia, aż do ponownego zaśnięcia.

 

 

- Lilunia, aleś Ty piękna! Coraz piękniejsza! – dziadek uścisnął wnuczkę, po czym wypuścił, okręcił dookoła i znów oplótł ją ramionami.

Dziewczyna śmiała się odwzajemniając uściski – Ale się za tobą zstęskniłam dziadku!

Maria przyglądała się tej scenie z uwielbieniem w oczach i ciepłem w sercu. Wraz z przybyciem Lilki cały dom ożywiał się i wypełniał energią młodzieńczej radości.  Tak było za każdym razem kiedy córka przyjeżdżała do domu.

Lilka przyleciała na dwa tygodnie letniego lipcowego urlopu. Dwa cudowne tygodnie razem. Maria była szczęśliwa i wiedziała, że wykorzysta każdą chwilę z tych dwóch tygodni wyłącznie na cieszenie się swoim dorosłym, lecz zawsze dzieckiem.

 Od ostatniej wizyty córki, w Marii zaszło wiele zmian. Patrzyła teraz na otaczający ją świat innym, jakby nowym spojrzeniem. Ale przede wszystkim takim nowym spojrzeniem patrzyła na samą siebie. Poznawała siebie na nowo… A może tak naprawdę poznawała siebie po raz pierwszy…

Była świadoma… Była przebudzoną świadomością… Wszystko teraz było inne, choć niby takie jak przedtem.

 

Lilka z uśmiechem zadowolenia zarzuciła torbę z zakupami na ramię i przenosząc wzrok na Marię zauważyła pytająco

– Wiesz Mamuś… coś się w tobie zmieniło… Nie wiem właściwie co, ale to jest coś fajnego – przekrzywiła głowę z wyrazem głębokiego zastanawiania się – Jesteś jakaś weselsza niż kiedyś. Bije od ciebie taka radość… jak od zakochanej osoby…  

Zaraz! A może ja o czymś nieee wieem…  – Lila przeciągając, zmrużyła jedno oko i zajrzała matce w twarz.

Maria wybuchła śmiechem.

- A ten Witeek…? Może trzeba by wziąć go pod lupę – Lilka udawała Sherloka Holmsa ze szkłem powiększającym.

Lila przybierała komiczne miny, a Maria zanosiła się od śmiechu. Obie przyciągały uwagę przechodniów

– Chodź, wejdźmy na lody – Maria wskazała lodziarnię – Przyda ci się coś na ochłodzenie córuś.

Rozsiadły się wygodnie przy narożnym stoliku i zamówiły zamrożone słodkości.

-  Witek jest wspaniałym chłopakiem –  powiedziała Maria poważniejąc nieco – A dla mnie jest tylko i aż wspaniałym kolegą, przyjacielem.

Lila wyglądała na trochę rozczarowaną takim obrotem sprawy.

Maria widząc jej minę, przyłożyła dłoń do ust i zniżając głos wyszeptała:

- Ale masz rację córciu –  Jestem zakochana…

Maria widząc rozszerzone oczy córki dodała ze śmiechem - W życiu! Kocham życie, zwłaszcza jak ciebie tutaj mam.

- Och, ja też cię kocham Mamuś – obie wymieniły czułe spojrzenia, po czym Maria dodała:

– A Witka poznasz. Dziadek zaprosił go na jutrzejszego grilla. Witek każdemu da się lubić, sama zobaczysz. Poza tym on ciekawy jest opowieści z Anglii.

Okazałe kolorowe pucharki z lodami, owocami i polewą pojawiły się właśnie na stoliku, co zakończyło chwilowo dalszą rozmowę.

 

- Na cmentarzu zawsze panuje taki spokój… Ty też tak czujesz Mami?

- Tak… lubię ten klimat – Maria poprawiała kwiaty w wazonie – Wyciszam się będąc tutaj. Ale kiedyś tego nie zauważałam… Było mi zbyt ciężko, smutno…

- Wiem Mami… Kiedy o tym myślę, wydaje mi się, że czuję twój sierocy ból… To musiało być dla ciebie straszne. Ale tak naprawdę nawet nie potrafię sobie wyobrazić, że można nie mieć mamy…

Lila podeszła do Marii i objęła ją ramieniem – Smutno mi, że jutro muszę cię znów zostawić. Dopiero co przyleciałam i już po urlopie… Czemu ciągle trzeba się rozstawać…

- Tak już jest kochanie – Maria także objęła ramieniem córkę i stały tak jeszcze długo, przytulone do siebie, pogrążone w zadumie nad grobem mamy i babci.

A drzewa szumiały, kołysane delikatnie podmuchem letniego wietrzyku.

Cdn.


5 komentarzy:

  1. Witaj Mario w nowym roku. Twój post ogromnie mnie ucieszył, bo jest dowodem na to, że dajesz radę. Kolejny fragment powieści, też raduje. Niechaj Wam wszystkim się szczęści w zdrowiu i radości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Iwonko za komentarz, bardzo mnie ucieszył, bo wiem że został napisany od serca. Dziękuję za życzenia i wzajemnie życzę dla Ciebie i Twoich Bliskich dobrego zdrowia, radości serca i pokoju ducha:)

      Usuń
  2. Witaj Marysiu.! No ciekawe, czy Witek i tym razem da się polubić. Pozdrawiam Marysiu. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Tereniu:) Dziękuję za komentarz i pozdrawiam Cię serdecznie:)

      Usuń
  3. Droga Mario, z okazji Dnia Kobiet życzenia spokoju, zdrowia, radości i twórczej pasji przesyłam. Buziaki.

    OdpowiedzUsuń