O Zmianie
Jakiś
czas temu zmieniłam sposób pisania mojego bloga. Stało się to tak jakoś samo, z
dnia na dzień, bez szczególnego zastanawiania się z mojej strony, że dokonuję
zmiany. Zamiast tradycyjnego wpisu, zamieściłam fragment mojej zaczętej kiedyś
książki, potem drugiej. Zauważyłam, że taki sposób póki co bardziej mi
odpowiada.
Z
jednej strony mam mniej czasu do dyspozycji, bo udzielam się z pomocą w
wychowaniu wnuków. Z drugiej nie chcę brać udziału w dyskusji na temat „zarazy”,
która jest obecna na blogach, w komentarzach, bo to nikomu nie służy. Wybaczcie
kochani, że Was nie odwiedzam.
Ale chcę
utrzymać aktywność bloga, bo to jest kawałek mnie samej.
Nie
wiem jak długo tak będzie, ale póki co będę dopisywać kolejne rozdziały książki
„Tajemniczy kontakt”.
Jak
mi to wychodzi… Cóż, poszłam na żywioł. Nie zawsze mam czas, nie zawsze mam
venę. Ale piszę, bo to jest to, co lubię.
Jakkolwiek
by mi to nie wychodziło, biorę odpowiedzialność za moje pisanieJ
Z
dnia na dzień dokonała się zmiana życia w naszym świecie. Zmiana, która ciągle
trwa i nie wiadomo kiedy się skończy. Ale wszystko jest zmianą. My ciągle się
zmieniamy. W całym kosmosie wszystko nieustannie się zmienia. To, co dzieje się
na Ziemi też się zmieni.
W
Nowym 2021 roku życzę sobie i Wam Kochani dobrych, mądrych, pięknych zmian!
Rozdział
10
Maria
szła, co raz bardziej zwalniając kroki. Dróżka rozgrzana słońcem wiła się przed
nią, pomykając wśród skał na wzgórze. Tam urywała się w zagajniku zielonych
drzew. Słońce przygrzewało mocno i Maria z tęsknotą spoglądała na tą zieloną
oazę. Była w drodze już dość długo. Doszła
wreszcie do upragnionych drzew i z ulgą usiadła na dużym, płaskim kamieniu. Cień
roztaczał przyjemnie aurę chłodu. Rozprostowała plecy i wyciągając szyję odchyliła
się do tyłu. Ręce oparła na kamieniu dla równowagi i wyciągnęła przed siebie
bose stopy. Ciemnozielona szata zwisała z jej nóg delikatnie falując nad
ziemią… Czuła przyjemne, chłodne
powietrze na szyi i chłód kamienia na rozgrzanych dłoniach…
Nagle
przebudziła się! W pierwszej chwili nie
wiedziała co się stało… dlaczego było ciemno?
Dobra
chwila minęła nim zorientowała się, że to był sen.
Sen był
bardzo realny… Ciągle czuła chłód tamtego kamienia…
Po
omacku poszukała komórki i włączyła ekran. Była 3:33. Środek nocy.
I znowu
ten sen...
Namacała
notes i świecąc komórką pośpiesznie zapisała kilka szczegółów ze snu. Za namową
Witka zaraz po przebudzeniu robiła notatkę, dwa krótkie zdania, kilka różnych
słów. To wystarczało. Rano, gdy
rozpisywała te notatki, pamięć uaktywniała się i sen wracał, a przynajmniej
jego większa część.
Pewnym
było, że sen musiał coś dla niej oznaczać. Próbowała go rozszyfrować tyle razy,
ale nie mogła wpaść na żaden trop. Zaczęła zapisywać te sny w nadziei, że
czytając je potem może na coś wpadnie. Za którymś razem, podczas takiego snu
zaczęła odczuwać mocne przyciąganie, jak wołanie, tyle że bez słów. Przyszło
jej wtedy na myśl, że tamta kobieta ze snu czeka na jej reakcję… może na pomoc.
Im
więcej Maria zastanawiała się nad tym, tym mniej rozumiała…
Za
każdym razem śniło jej się to samo miejsce – krótszy lub dłuższy odcinek
ścieżki w bardzo jasnym słońcu. Po obydwu stronach ścieżki widziała kamienie
czy też skały. Czasem patrzyła na górę w oddali albo na jezioro. No i spotykała
tą kobietę, ubraną w szatę jak z biblijnych czasów… Czasem ją spotykała, ale
innym razem – tak jak tej nocy – sama była tą kobietą… Nie wiedziała jak ma to
rozumieć?
W
zakamarkach pamięci wracała na ścieżkę wiodącą na wzgórze w poszukiwaniu
jakiegoś punktu zaczepienia, aż do ponownego zaśnięcia.
-
Lilunia, aleś Ty piękna! Coraz piękniejsza! – dziadek uścisnął wnuczkę, po czym
wypuścił, okręcił dookoła i znów oplótł ją ramionami.
Dziewczyna
śmiała się odwzajemniając uściski – Ale się za tobą zstęskniłam dziadku!
Maria
przyglądała się tej scenie z uwielbieniem w oczach i ciepłem w sercu. Wraz z
przybyciem Lilki cały dom ożywiał się i wypełniał energią młodzieńczej radości.
Tak było za każdym razem kiedy córka
przyjeżdżała do domu.
Lilka
przyleciała na dwa tygodnie letniego lipcowego urlopu. Dwa cudowne tygodnie
razem. Maria była szczęśliwa i wiedziała, że wykorzysta każdą chwilę z tych
dwóch tygodni wyłącznie na cieszenie się swoim dorosłym, lecz zawsze dzieckiem.
Od ostatniej wizyty córki, w Marii zaszło
wiele zmian. Patrzyła teraz na otaczający ją świat innym, jakby nowym
spojrzeniem. Ale przede wszystkim takim nowym spojrzeniem patrzyła na samą siebie.
Poznawała siebie na nowo… A może tak naprawdę poznawała siebie po raz pierwszy…
Była
świadoma… Była przebudzoną świadomością… Wszystko teraz było inne, choć niby
takie jak przedtem.
Lilka
z uśmiechem zadowolenia zarzuciła torbę z zakupami na ramię i przenosząc wzrok
na Marię zauważyła pytająco
–
Wiesz Mamuś… coś się w tobie zmieniło… Nie wiem właściwie co, ale to jest coś
fajnego – przekrzywiła głowę z wyrazem głębokiego zastanawiania się – Jesteś jakaś
weselsza niż kiedyś. Bije od ciebie taka radość… jak od zakochanej osoby…
Zaraz!
A może ja o czymś nieee wieem… – Lila przeciągając,
zmrużyła jedno oko i zajrzała matce w twarz.
Maria
wybuchła śmiechem.
- A
ten Witeek…? Może trzeba by wziąć go pod lupę – Lilka udawała Sherloka Holmsa
ze szkłem powiększającym.
Lila
przybierała komiczne miny, a Maria zanosiła się od śmiechu. Obie przyciągały
uwagę przechodniów
–
Chodź, wejdźmy na lody – Maria wskazała lodziarnię – Przyda ci się coś na
ochłodzenie córuś.
Rozsiadły
się wygodnie przy narożnym stoliku i zamówiły zamrożone słodkości.
- Witek jest wspaniałym chłopakiem – powiedziała Maria poważniejąc nieco – A dla mnie
jest tylko i aż wspaniałym kolegą, przyjacielem.
Lila
wyglądała na trochę rozczarowaną takim obrotem sprawy.
Maria
widząc jej minę, przyłożyła dłoń do ust i zniżając głos wyszeptała:
- Ale
masz rację córciu – Jestem zakochana…
Maria
widząc rozszerzone oczy córki dodała ze śmiechem - W życiu! Kocham życie,
zwłaszcza jak ciebie tutaj mam.
-
Och, ja też cię kocham Mamuś – obie wymieniły czułe spojrzenia, po czym Maria
dodała:
– A
Witka poznasz. Dziadek zaprosił go na jutrzejszego grilla. Witek każdemu da się
lubić, sama zobaczysz. Poza tym on ciekawy jest opowieści z Anglii.
Okazałe
kolorowe pucharki z lodami, owocami i polewą pojawiły się właśnie na stoliku,
co zakończyło chwilowo dalszą rozmowę.
- Na
cmentarzu zawsze panuje taki spokój… Ty też tak czujesz Mami?
- Tak…
lubię ten klimat – Maria poprawiała kwiaty w wazonie – Wyciszam się będąc
tutaj. Ale kiedyś tego nie zauważałam… Było mi zbyt ciężko, smutno…
-
Wiem Mami… Kiedy o tym myślę, wydaje mi się, że czuję twój sierocy ból… To musiało
być dla ciebie straszne. Ale tak naprawdę nawet nie potrafię sobie wyobrazić,
że można nie mieć mamy…
Lila
podeszła do Marii i objęła ją ramieniem – Smutno mi, że jutro muszę cię znów
zostawić. Dopiero co przyleciałam i już po urlopie… Czemu ciągle trzeba się
rozstawać…
- Tak
już jest kochanie – Maria także objęła ramieniem córkę i stały tak jeszcze
długo, przytulone do siebie, pogrążone w zadumie nad grobem mamy i babci.
A drzewa
szumiały, kołysane delikatnie podmuchem letniego wietrzyku.
Cdn.
Witaj Mario w nowym roku. Twój post ogromnie mnie ucieszył, bo jest dowodem na to, że dajesz radę. Kolejny fragment powieści, też raduje. Niechaj Wam wszystkim się szczęści w zdrowiu i radości.
OdpowiedzUsuńDziękuję Iwonko za komentarz, bardzo mnie ucieszył, bo wiem że został napisany od serca. Dziękuję za życzenia i wzajemnie życzę dla Ciebie i Twoich Bliskich dobrego zdrowia, radości serca i pokoju ducha:)
UsuńWitaj Marysiu.! No ciekawe, czy Witek i tym razem da się polubić. Pozdrawiam Marysiu. :) .
OdpowiedzUsuńWitaj Tereniu:) Dziękuję za komentarz i pozdrawiam Cię serdecznie:)
UsuńDroga Mario, z okazji Dnia Kobiet życzenia spokoju, zdrowia, radości i twórczej pasji przesyłam. Buziaki.
OdpowiedzUsuń