Czy
zdarzyło wam się kiedyś iść do pracy, chociaż nie było takiej potrzeby, bo dzień
był jak najbardziej wolnym dniem?
Ja wczoraj
poszłam do pracy o godzinę wcześniej i nie od razu się w tym zorientowałam,
jako że Dom jest „otwarty” zawsze. Dopiero po pewnym czasie coś zaczęło mi się
nie zgadzać. Było trochę śmiechu i mogłam godzinę wcześniej iść do domu.
W związku z tym przypomniały mi się różne
historie.
Kilka razy zdarzyło się, że wstałam, zaczęłam
przygotowania, zrobiłam kanapki, ale jakoś w porę ocknęłam się, że jest
niedziela. Teraz pracuję co drugi tydzień inaczej, więc budzik na wszelki
wypadek zawsze mam włączony. Gdy się budzę, to przez chwilę upewniam się, że dzień jest wolny i dopiero zasypiam
dalej.
Moja
siostra lubiła popołudniowe drzemki. Kiedyś po takiej drzemce zerknęła na
zegarek – była szósta. Przekonana, że to szósta rano(wstawała o wpół do szóstej),
zerwała się, wrzuciła szybszy bieg żeby się wyrobić i w pośpiechu wypadła z
domu. Była jesień, więc na dworze o tej godzinie było tak samo. Po drodze
siostra wstępowała po koleżankę, z którą razem pracowały i tam u tej koleżanki,
po długich dyskusjach wyjaśniło się, że
jednak nie jest rano tylko wieczór! Ale nie tak łatwo było przekonać siostrę,
dopiero dobranocka w tv potwierdziła rację koleżanki.
Bardzo
dawno temu miałam sąsiada, który nie używał budzika ani nawet zegarka, bo
orientował się doskonale i bez tych wynalazków.
Budził
się automatycznie o piątej i to był właściwy czas, aby się oporządzić, zebrać i
wyjść na oddalony o trzy kilometry PKeS.
Kiedy
sąsiad przychodził na przystanek, w kilku oknach pobliskich domów zwykle świeciło
się już światło. Pewnego dnia wstał jak co dzień na wyczucie, ogarnął się i
wyruszył na autobus. Na miejscu trochę się zdziwił, że w żadnym oknie nie
świeciło się jeszcze światło(lamp ulicznych na wsi jeszcze wtedy nie było), ale
nie tak bardzo, bo w tamtych czasach elektrownia często wyłączała prąd. Usiadł
na ławeczkę, zapalił sporta i cierpliwie czekał. Po jakimś czasie spalił
jeszcze trzy papierosy, ale autobusu ni widu ni słychu. Sąsiad
był człowiekiem spokojnego i wesołego usposobienia, ale tym razem zaczął się
denerwować.
- Nic,
tylko pekaes się popsuł – pomyślał z rezygnacją, zapalając kolejnego sporta. Od
długiego czekania czuł przenikający go jesienny ziąb. Powziął decyzję o powrocie
do domu, podczas gdy nieopodal zapaliło
się światełko w oknie. Po chwili w następnym domu i jeszcze gdzieś dalej.
Pomyślał, że elektrownia włączyła światło, ale coś tu się nie zgadzało –
światło powinno zapalić się wszędzie jednocześnie…
Po
chwili rozbłysło światło na podwórku w pobliżu przystanku. Był to znak, że
gospodarz wyszedł na zewnątrz. Mój sąsiad był człowiekiem kontaktowym i znał
się ze wszystkimi, więc udał się na pogawędkę.
Na
jego „dzień dobry” gospodarz aż podskoczył.
- Ale
mnie wystraszyłeś! Co ty tak wcześnie tu robisz?
-
Wcześnie? – zdziwił się mój sąsiad – A która godzina teraz?
- Za
dziesięć piąta.
-
Ku..a! – skomentował sąsiad w jedynie słuszny i uzasadniony sposób w
zaistniałej sytuacji.
Do
autobusu było jeszcze dwie godziny czasu!
To o
której ty wstałeś chłopie?! – zapytał nagle rozbawiony gospodarz i zaprosił
mojego sasiada na gorącą herbatę.
I
tak tamtego dnia sąsiad kupił sobie zegarek.
Historie faktycznie niesamowite, ja czasami gdy się obudzę, to nie wiem jaki jest dzień, widocznie sen jest wówczas mocny.
OdpowiedzUsuńNa pewno też mi się zdarzyło coś podobnego, tylko teraz nie pamiętam...natomiast kolega, który uczył historii, pewnego dnia pojechał do domu, przekonany, że skończył pracę, okazało się, że według planu miał jeszcze dwie lekcje, a zakręcony bywał często ;-)
Właśnie, właśnie. Też mi się zdarzyło wyjść ze szkoły wcześniej.
UsuńLudziom trochę"zakręconym" chyba częściej przydarzają się takie rzeczy. Moja kuzynka, będąc nastolatką, ubrała buty(na obcasach!) prawy na lewy i szła w nich ok sto metrów. Coś mi opowiadała i nagle zamilkła, zatrzymując się. Popatrzyła na swoje stopy i wykrzyknęła z olśnieniem - No to teraz wiem dlaczego było mi tak niewygodnie!
UsuńPomyłki z ubraniami często się zdarzają, zwłaszcza po zakrapianych imprezach.
UsuńPrzypomniałas mi. Mąż koleżanki był na wojskowej przepustce w domu i po biesiadowaniu w noc, rano musiał jechać do wojska z powrotem. Ubierał się na pół przytomny i poszedł do kuchni, gdzie żona przygotowała śniadanie.Ona na jego widok wybuchnęła śmiechem, bo zamiast munduru ubrał jej skórzaną kurtkę, a na to zapiął pas wojskowy;)
UsuńOdkąd mój mąż jest na emeryturze często , dopóki nie zerknę w kompa nie za bardzo wiem jaki to dzień tygodnia. Tak na wszelki wypadek nabrałam zwyczaju patrzenia wieczorem w kalendarz, w którym mam zapisane co mnie następnego dnia czeka. W sytuacji, gdy wizyty lekarskie bywają wyznaczane rok naprzód, jest to konieczność. I chyba tylko dlatego jeszcze jakoś funkcjonuję bez większych omyłek;)
OdpowiedzUsuńOch, mnie wystarcza gdy jestem na dwutygodniowym urlopie, a już się gubię z datą, dniem tygodnia. Jeśli chodzi o lekarza to wizyty, na którą się czeka rok zapomnieć po prostu nie można, bo co wtedy - następny rok?!
UsuńZnam takiego, co zapomniał, że urlop ma!
OdpowiedzUsuńChyba się domyślam kto;)
UsuńUmówiłam się na farbowanie włosów przed ważnym spotkaniem. Przyszłam we wtorek i wyszłam prawie z płaczem. Fryzjerka czekała dzień wcześniej, a we wtorki pracowała przed południem. Innym razem, w tym samym salonie umówiona byłam do kosmetyczki. Która skończyła pracę dwie godziny wcześniej. Tym razem ona zapomniała o mnie.
OdpowiedzUsuńNo, w takiej sytuacji - spotkanie dziś, a fryzjerka była wczoraj - to ma się ochotę ugryźć się w tyłek;) Wtedy własne umiejętności fryzjerskie nieocenione!;)
UsuńJa tez często nie wiem jaki dzień tygodnia mamy 😊 Jak pracowałam to kiedyś po niedzielnej drzemce poobiedniej zaczęłam szykować się do pracy. W ubiegłym roku miałam jeden miesiąc bardzo bogaty w wyjazdy i złapałam się na tym, że pewnego dnia nie widziałam gdzie się budzę 😀
OdpowiedzUsuńNiestety, praca dominuje nad naszym czasem przez większość życia i przez to jesteśmy w ciągłej gotowości;) A w takich rozjazdach to można się też zakręcić;)
UsuńSamej mnie to nie dotknęło, ale mój poprzedni mąż, w porze jesiennej, o godzinie 7 rano- według niego, a normalnie o 17tej, poderwał się po drzemce, uznał, że ja dzieci odwożę do przedszkole, dlatego mnie już nie ma, ubrał się. Poleciał na autobus, zajechał do pracy(przez pół miasta) i dopiero tam się zorientował, że coś nie gra. Nawet brak codziennego porannego tłumu na przystanku zbyt go nie zdziwił. Wrócił do domu około 20tej, a ja w tym czasie zachodziłam w głowę, co się z nim stało.
OdpowiedzUsuńWyszłam po południu do sąsiadki, zabrałam dzieciaki i na szczęście klucz do mieszkania. Wracam- dom pusty, drzwi zamknięte, żadnej kartki, zero nul. I żeby było fajniej, to zamiast podejść do sprawy na ludzie, mnie się oberwało, ze go nie obudziłam i w ogóle. Hmmmmm.... jego z popołudniowej drzemki nawet armata nie obudziłaby. Budziłam, mówiłam, że wychodzę... reszta to już jego sprawą było.
Ciekawa i zabawna historia, tylko Twój mąż chyba raczej nie miał poczucia humoru, albo nie umiał śmiać się z siebie. Moja siostra tą sytuację opowiadała na wesoło, do łez;) Ona pewnie też by pojechała do pracy, gdyby nie to, że pracę miała na miejscu. Ale w domu przed wyjściem poczyniła dużo przygotowań, między innymi wybrała z pieca popiół, żeby piec był gotowy na popołudniowe rozpalenie. Tylko, że nie było jeszcze popiołu, a rozżażone, czerwone węgle! Wyjmując je złorzeczyła na męża, że za późno rozpalił w piecu;)
UsuńWściekł się, że go nie obudziłam, kiedy wychodziłam. Nie docierało, że to robiłam, ale słyszałam tylko: "zaraz". To poszłam. Resztę sam sobie zrobił. No cóż, poczucia humoru to on raczej nie miał.
UsuńMam nienormowany czas pracy (pomijając zajęcia) więc bywa z tym różnie. Często pracuję w domu, a urlopy spędzam częściowo w pracy. Jednak, jak się tak głębiej zastanowić, to ... chyba idealne rozwiązanie :))))
OdpowiedzUsuńPraca w domu, urlop w pracy...hmm, jeśli pasja jest pracą, a praca pasją to lepiej być nie może;)
UsuńPoszłam kiedyś do fryzjerki jak się okazało dzień wcześniej, niż trzeba, a bardzo mi zależało na włosach bo coś miałam wieczorem. I byłam wściekła, że to następnego dnia i fryzjerka nie miała dla mnie czasu. Na to spotkanie ledwo zdążyłam bo sama musiałam szybko głowę myć i się czesać. Ale to nic w porównaniu do historii, które opisałaś:)
OdpowiedzUsuńPotem z takich historii się śmiejemy, ale w tym momencie kiedy to się dzieje to nie jest nam do śmiechu wcale;) Wyobrażam sobie w jakim podenerwowaniu musiałaś te włosy sobie na szybkiego robić.
UsuńNajwiększy numer tego typu odwaliłam jeszcze w szkole średniej, mieszkając w internacie. Mój pokój miał dyżur, musieliśmy wstać o 5 rano i sprzątnąć piętro. To był mój pierwszy dyżur i widać się stresowałam, bo obudziłam się i szybko zerknęłam na zegarek, zobaczyłam, ze jest 5:10, szybko obudziałam dziewczyny, zrobiłyśmy co trzeba i któraś zerknęła na zegarek, a tam było po drugiej w nocy. Aż dziw, że nikt na piętrze nie słyszał ryku odkurzacza. A do kościoła kiedyś poszłam w sukience nałożonej tyłem na przód, różnica była dość subtelna i nie zauważyłam różnicy, aczkolwiek na plecach miałam takie odcięcie na biust i dekolt w dziubek, a przód był w jednym kawałku...
OdpowiedzUsuńDekolty z tyłu też były to nie podpadło;) No, ale to nocne sprzątanie z odkurzaczem niezłe;) I że nikt się nie obudził, pewnie była właśnie głęboka faza snu;)
UsuńO jej, to nieźle to wszystko wyszło! ;D
OdpowiedzUsuńMi się raczej nic takiego nie przydarzyło. Zdarzało mi się, Albo pomylą mi się dni i sobotę uważam za niedzielę, albo za czwartek za piątek. Zegarek przydatna rzecz! Nawet bardzo przydatna ;).
To mnie też czasem się wydaje, że jest inny dzień niż jest;)
UsuńZegarki potrzebne, jakoś trzeba mierzyć ten czas;)
Bardzo lubię czytać wszelakie historie tego typu. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam też patrzeć na koty/psy jak śpią zwinięte tak jak ten na zdjęciu. Są wtedy tak super, że nie mam słów na opisanie tego. :)
Jak na razie nie zamierzamy być na tamtej działce, właśnie ze względu na różnice w pojmowaniu świata i polityki.
Na razie to jeszcze pomyślę co zrobić ze sobą w tych wszystkich materiach.
Pozdrawiam!
To takie gotowe życiowe scenariusze;)
UsuńJa też kocham zwierzaczki, ten kotek jest mojej córki, jak mieszkalismy razem to pstrykałam mu dużo fotek;)
Przebywanie w takim politycznie, nastawionym na jedną partię towarzystwie jest męczące nawet na pięknej działce.
Pomyśl, jeśli jest potrzeba rozmowy to nie ma co odkładać na później;)
Pozdrawiam!
Ach ten czas. Raz go za dużo, raz za mało ;)
OdpowiedzUsuńDawno temu, pierwszy dzień w nowej pracy. Pech chciał, że właśnie była zmiana czasu, a ja nie przestawiłam budzika. I tak obudziłam się pół godziny przed rozpoczęciem pracy. Momentalnie spadła na mnie przerażająca wiedza, gdy spojrzałam na zegarek w radiu i porównałam czas. Nieprzytomna, pół żywa ze strachu, błyskawicznie się ubrałam dopinając w biegu co się dało i runęłam do drzwi. Zrujnowałam się na taksówkę, która dowiozła mnie pod same drzwi dziesięć minut po czasie. Spanikowana, rozchełstana i rozczochrana wpadłam do środka w głowie mając już słowa błagalnych przeprosin... I okazało się, że w środku była tylko sprzątaczka, która z uśmiechem powiedziała: "Spokojnie, tutaj to mało kto przychodzi na czas. Pan dyrektor to w ogóle, za godzinę pewnie będzie. Tutaj taki, pani wie, artystyczny nieład panuje." Faktycznie, było to pierwsze biuro w którym nikt nie zwracał uwagi na punktualność. Teatralne biuro rządzi się swoimi prawami ;)
A nie tak dawno, zimą, kiedy dzień jest krótszy moja córka zasnęła po południu, obudziła się około 18ej i zaczęła wybierać się na zajęcia. Spieszyła się strasznie, bo tego dnia miała zdawać zaległe kolokwium ;) Dobrze, że byłam w domu.
Takie miejsce pracy z artystycznym nieładem musi być niezwykle urocze;)
UsuńSzkoła, egzaminy,praca - ileż stresu nam ciągle towarzyszy,ale potem jest co opowiadać i z czego się pośmiać;)
Moja koleżanka wstaje codziennie o godz, 3 rano, więc po południu odsypia zwykle pół godziny. Tego dnia była nieprzytomna na tyle, że przyszła do mnie o 18.00, a byłyśmy umówione na 6 rano następnego dnia. Ale się ucieszyła, że cała noc jeszcze przed nią. Zmęczenie czasem jest widoczne, a pośpiech i tyle spraw na głowie nie ułatwia życia. Są także dni, kiedy czujemy się gorzej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
O 3 ciej? Toż to noc jeszcze! Ale praca jest różna i o różnej porze, też znałam osoby, które wstawały o 3 nad ranem, żeby dwoma pociągami dojechać do pracy na 6 tą. Czasem nie jest lekko. Pozdrawiam ciepło:)
UsuńTakich przygód, jak opisałaś, nie miałam. Za to budzę się tuż przed budzikiem, na jakąkolwiek godzinę bym go nie nastawiała i jakkolwiek długie/krótkie byłoby spanie. Nigdy jednak nie miałam odwagi z zabezpieczenia w postaci budzika, zrezygnować.
OdpowiedzUsuńA więc Twoja podświadomość czuwa;) Ale z nastawionym budzikiem spokojniej się śpi;)
UsuńAle historie, mój mąż tez z tych wstających zawsze wczęśnie, niewazne jaki dzięn tygodnia. I zdarza się, że chodzi do pracy wcześniej...bo skoro i tak już wstał:)
OdpowiedzUsuńNo tak,niektórzy po prostu nie marnują dnia;)
UsuńKiedyś , będąc jeszcze w liceum - wróciłam do szkoły po feriach o jeden dzień za wcześnie. Taka ze mnie gorliwa uczennica ! Ha ha ha !!!
OdpowiedzUsuńPewnie wtedy nie byłaś z tej gorliwości zadowolona;)
UsuńTak bywa! Zdarza mi się słyszeć podobne opowieści.
OdpowiedzUsuńTwoje super opowiedziane! Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję i serdecznie pozdrawiam:)
UsuńA Ty wiesz, że ja także wstaję na wyczucie, bo jak można nazwać fakt, że zawsze budzę się przed budzikiem...? ;)
OdpowiedzUsuńWiem, są takie osoby co zawsze budzą się na wyczucie. Podobno można to "zlecić" swojej podświadomości przed snem;)
UsuńCzasem tak jest, jak człowiek za dużo ma na głowie;)
OdpowiedzUsuńzabawne te historie:)
W tym wypadku to chyba nie chodzi o to , że za dużo ma na głowie, raczej jesteśmy przeczuleni żeby nie zaspać do szkoły, do pracy i sami wpędzamy się w takie pułapki. Ale potem możemy się z nich pośmiać;)
UsuńTez zdarzyło mi się pomylić czas i pobiegłam do pracy jak szalona późnym popołudniem::))Ubawiłam sie ostatnim przykładem sąsiada☺☺ pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo musiało być zabawnie dopiero jak znam Twoje poczucie humoru. Pamietam jak kiedyś opisywałaś poranne spacery z Cygankiem;) Pozdrawiam Danusia;)
UsuńCzasu nie pomyliłam, ale raz poszłam do pracy w kuchennym fartuszku. Koledzy i szef mieli ubaw. :) .
OdpowiedzUsuńTeż nieźle;) Ale wiesz, że ten mój opisany sąsiad też we fartuchu(bo w domu miał rolę kucharza) pojechał kiedyś do kościoła! Tyle, że to było w Boże Narodzenie i miał płaszcz, który rozchylił mu się jak siedział w ławce i wtedy się zorientował. Sąsiad był jak to się teraz mówi - pozytywnie zakręcony;)
UsuńMario, rutyna generalnie jest nudna. Ale spokój, który znajdujemy w sobie dzięki równowadze i zgodzie ze sobą, o to, jak najbardziej
OdpowiedzUsuń