Od czasu do czasu zaglądam do Charity Shops( sklepy z używanymi rzeczami,różnościami). Można tam znaleźć dosłownie wszystko, czasem nawet prawdziwe perełki. Podczas ostatniej wizyty, rozglądałam się po sklepie, zerkając po półkach i nieoczekiwanie wpadła mi w oko broszura z Polską w tytule. Wzięłam ją do ręki ze wzruszeniem.
Wydana, a raczej wydrukowana w 1946 roku w Londynie, przez
Na okładce jest dedykacja, ale trudno mi rozszyfrować adresata...
Pozwoliłam sobie po amatorsku,przetłumaczyć ostatni fragment.
W przyszłości, kiedy Polska będzie znów wolna, to będzie świadczyć, że Polacy nigdy nie byli (zdesperowani) zawiedzeni Anglią, że zawsze widzą w Anglikach przyjaciół, sojuszników, sprzymierzeńców i sympatyków. I, że angielsko-polska przyjaźń zwycięsko i promiennie wyłoni się z obecnego, tymczasowego zaćmienia. "
Zaćmienie trwało jednak długo...
Wolność wywalczyliśmy sobie sami.
OdpowiedzUsuńWzruszenie potęguje miejsce, w którym Marysiu znalazłaś tę broszurę, tak uważam. I nie mam tu sklepu na myśli.
Pozdrawiam. :) .
Tereniu, właśnie stąd moje wzruszenie... Pozdrawiam z pochmurnej dziś Anglii:)
UsuńMożna powiedzieć, że to jak cud, przeznaczenie, dziwny zbieg okoliczności znaleźć taką broszurę na obczyźnie po tylu latach. Dla niektórych cenne perełka, dla innych ciekawostka, dla jeszcze innych drobiazg ze sklepu ze starociami...
OdpowiedzUsuńDobrze, że Twoje uważne oko wypatrzyło:-)
Jotko, oprócz wzruszenia, poczułam mieszankę uczuć... Broszurę znalazłam w sklepie ze starociami, bo ktoś jej się pozbył - kosztowała 50 pensów. Cóż, to było dawno temu..., jej właściciel pewnie zmarł, a rodzina pozbyła się rzeczy.Czy adresat dedykacji był Polakiem?
UsuńZ dedykacji wnioskuję, że był to upominek na Wielkanoc od jakiejś pary, może dla Polaka, który zamieszkał po sąsiedzku?
OdpowiedzUsuńTakie dedykacje to tez kawał ciekawej historii...
Też tak myślę, że dla Polaka, z którym byli zaprzyjaźnieni, a może był dla nich tylko sąsiadem. Dedykacja daje do myślenia - kto i komu dał taki prezent... Wygląda na to, że broszura wydrukowana była konspiracyjnie. Po wojnie życie Polaków, którzy zostali w Anglii, nie było łatwe..., do komunistycznej Polski wracać nie chcieli...
UsuńWiesz, ja bym o tym znalezisku porozmawiała z jakimś dziennikarzem, najlepiej z liberalnej prasy. To może być dla niego ciekawy materiał? argument? w toczącej się w Europie dyskusji: kochać się, czy nienawidzić? łączyć, czy dzielić? Przy okazji, gdyby był młody, możesz mu opowiedzieć o losach polskich lotników RAFu po wojnie. Tak dla przeciwwagi dla wizerunku "polskiego robactwa" i utrzymujących ich biednych, szlachetnych angielskich podatników.
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię, ale uważam, że zawsze trzeba kochać i łączyć, bo inaczej ślad po nas(ludzkości) nie zostanie. W każdym społeczeństwie są różni ludzie - ci, którzy dają się manipulować politykom i ci, którzy mają własne zdanie. Część społeczeństwa współczuła Polakom, którzy zostali po wojnie i pomagała im(miałam okazję rozmawiać z dwoma weteranami). Tak samo jest teraz - ludzie o niskim poziomie inteligencji, łatwo dają się ponieść emocjom, podgrzewanym przez polityków i szybko o nienawiść. Nie można jednak powiedzieć tego o całym narodzie.
UsuńJasne, że nie, ale tym bardziej tym prawym i sprawiedliwym należy się wsparcie.
UsuńPopieram pomysł szarabajki.Mam w okolicach Londynu dwóch kuzynów, są w połowie Polakami. Ale swą polskość zaakcentowali tylko w chwili śmierci swego ojca, intensywnie dowiadując się, czy tatuś (były żołnierz RAF) zostawił jakiś spadek.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Myślę, że wiele(może wszystko) zależy od wychowania w domu rodzinnym, zwłaszcza, gdy rodzice pochodzą z różnych krajów. Spotkałam tutaj kilku "powojennych" Polaków, razem z ich rodzinami. Żołnierza Andersa, który ożenił się z Angielką(dwie córki). Pan Klimek bardzo chwalił Anglików za przyjacielskość i pomoc. Od kiedy mógł odwiedzać Polskę, to co roku jeździł tam z żoną i córkami. Przeprowadziłam wywiad z Polką, która była burmistrzem w Newark.Jej ojciec został tu po wojnie, a ona(wtedy 13 lat)razem z matką przedzierała się przez kilka krajów, z narażeniem życia, żeby do niego dojechać. Wyszła za mąż za Anglika(córka i syn),także całą rodziną odwiedzają Polskę każdego roku, żeby dzieci poznały kraj matki. Rodzina ojca w Polsce, po wojnie została wymordowana. Spotkałam też Polkę z mieszanego małżeństwa, która urodziła się tutaj, kilka lat po wojnie. Gdy zaczęłyśmy rozmawiać, zapytała skąd jestem, bo usłyszała obcy akcent. Na odpowiedź - z Polski, zaczęła mówić czystym, polskim językiem. Powiedziała, że ojciec ją nauczył mówić po polsku, a także opowiadał jej historii Polski. Każdy z tych Polaków mówił o bezinteresownej pomocy ze strony Anglików. Tak, jak odpisałam Szarabajce, wszędzie tam, gdzie ludzie ustawiają się przeciw ludziom, winni są politycy.
UsuńŚwietnie by było, gdybyś kilka takich historii opisała szerzej. Opowieści o losach Polaków uzyskane u źródła mogą być niesamowite, a coraz mniej ich zostało...
UsuńTeż kiedyś o tym myślałam... - losy tych ludzi, jak najbardziej są warte przekazu. Dziękuję Jotko za zainteresowanie i za zachętę:) Może wezmę się za to po urlopie.
UsuńPrawdziwe cudeńko! Uwielbiam znajdować przedmioty tego typu...;-)
OdpowiedzUsuńTeż ucieszyłam się ze znaleziska:)
UsuńMoże i są przyzwoici Anglicy, ale chyba niewielu... Nawet Jaś Fasola tak jakoś podejrzanie zachowuje się...
OdpowiedzUsuńTutaj mowa o czasie powojennym, ludzie wtedy reagowali inaczej...
UsuńPrzyzwoitych Anglików na pewno jest sporo, ale ich mentalność, reakcja, działanie... nijak się ma do naszego. Wszędzie(u nas i u nich) są plusy i minusy
Dziwnie wzruszające... Miłe znalezisko biorąc pod uwagę nasze perypetie w historii.
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak - wzruszające i podpięte bólem wspomnienia
UsuńMój wujek (brat mamy; ur.1913) lotnik, kapitan w Dywizjonie 303 nie wrócił z wojny (obawiał się stalinowskich represji), osiadł w Anglii i ożenił się z Irlandką. Od lat 60 ub. wieku regularnie (aż do śmierci mej babci na początku lat 70) odwiedzał rodzinne ztrony. Żona wykazywała serdeczność i zainteresowanie polskiej rodzinie swego męża, lecz jego jedyna córka Janina, mimo wielkich wysiłków wujka, nie umiała (może nie chciała) nauczyć się jęz. polskiego i sprawiała wrażenie, że potwornie wszystko ją nudzi! Czyżby przejaw jakieś opacznej splendid isolation?!
OdpowiedzUsuńCiekawy jestem, Mario, Twych doświadczeń w podobnych sytuacjach.
you welcome
Andrzeju, język polski jest dla Anglików bardzo trudny albo są mniej zdolni od nas. Dzieci dwóch pierwszych rodzin, które opisałam też nie mówiły za dużo, natomiast ta ostatnia Polka, którą ojciec nauczył, mówiła świetnie(miała tylko angielski akcent), aż nie dowierzałam, słuchając. Mogła mieć też talent do nauki języków. A córka Twojego wujka..., cóż, wiele zależy też zwyczajnie od charakteru człowieka.
UsuńPrawdziwa perełka Ci się trafiła :) Zwłaszcza zdjęcia przedwojennej Warszawy, która swoje potem przeszła...
OdpowiedzUsuńCzułam się niesamowicie, biorąc tą książeczkę do ręki..., czułam jak oczy mi wilgotnieją
UsuńNiesamowite szczęście Pani miała odnajdując tę książkę. Tak jakby to był znam z góry...Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za odwiedziny na moim blogu:-)
OdpowiedzUsuńTak, znaki pojawiają się na naszej drodze..., nie zawsze umiemy je odczytywać.
UsuńPozdrawiam serdecznie A:)
Niesamowite znalezisko! Perełka!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
Perełki się trafiają:) Pozdrawiam:)
Usuń