Długo mnie nie było – wiem, wiem, ale w zasadzie miałam dwa
urlopy! Dwa tygodnie spędziłam z rodziną w Polsce w kaszubskich lasach. To był
cudowny czas. Las, jezioro, cisza... Domki letniskowe, pięknie położone,
oddalone od siebie nieco, tak, że rodzinnie byliśmy razem, ale każdy miał
trochę prywatności. Pogoda była w sam raz – bez upałów i bez zimna, a deszcz
popadał trochę, tylko jednego dnia. Wybraliśmy takie miejsce, z dala od
„cywilizacji”żeby naładować akumulatory naturą. Także z powodu piesków, które
są w rodzinie i mogły tam z nami pojechać.
Internet był dostępny w jednym miejscu – na tarasie domu
właścicieli. Młodzież korzystała, ja jednak z góry ustawiłam się na ciszę
internetową, podczas tego pobytu. Internet nie zając – pomyślałam - nie ucieknie. Natomiast obserwowałam króliki, wiewiórki i ptaki, które uciekały i powracały.
Rankiem siadywałam przed domkiem i słuchałam szumu lasu, zapominając o całym
świecie.
Popołudniami siedzieliśmy nad jeziorem(mężczyźni wędkowali). Poza tym
były długie spacery, rodzinne pogaduszki przy grilu i głośne rozmowy, a nawet
śpiewy przy prawdziwym, dużym ognisku, które czasami rozpalał właściciel. Tylko
raz wybraliśmy się na krótką wycieczkę do Szymbarku. Jest tam muzeum w Domu
Sybiraka, a przed nim stoi pociąg, jakim wieziono ludzi na Syberię, ale o tym
napiszę w następnym wpisie.W Szymbarku, jako atrakcję
turystyczną, wiele lat temu, postawiono dom do góry nogami
Druga część
urlopu, była bardzo intensywna. I wcale się nie byczyłam - Boja.
Po powrocie, prosto z lotniska, pojechaliśmy
na pogrzeb siostry mojego męża. Chorowała długo, na raka, więc wszyscy byli
przygotowani na to. Datę pogrzebu, rodzina dostosowała do naszego powrotu, bo
ja następnego dnia leciałam do Szkocji. Pierwszy raz byłam na pogrzebie ze
spalaniem. Wcześniej poproszono mnie o napisanie pożegnalnego wiersza, który był
odczytany na pogrzebie. Cud, że udało mi się napisać na urlopie, gdzie nastrój
był zgoła inny.
W Szkocji
mieszkają moje dwie córki. A leciałam tam akurat w tym czasie, bo jedna z nich
urodziła dzieciątko, a druga wzięła ślub.
Tak więc
wydarzenia następowały jedno po drugim, ledwie za nimi nadążałam. Jednak w tym
szaleńczym tempie było pełno rodzinnego szczęścia. Szczęścia ogólnego, z
dzieciąteczkiem na czele
Wróciłam już
do siebie, tzn do Anglii, ale czy do siebie..., sprawa dyskusyjna.
Krótko mówiąc, jestem wykończona po urlopie!
Trochę już się zregenerowałam, ale ciągle jeszcze odsypiam.
No i cieszę
się bardzo, że znów tu jestem! Witam się z Wami serdecznie!
Czyli najpierw reset, a potem szaleństwo... Cudowni mieć wnuczątko, prawda? Mój skarb własnie mi próbuje wejśc na komputer:)
OdpowiedzUsuńBrakowała Ciebie w sieci... miło, że już jesteś:)
Witaj Anno:) dziękuję. Wnuczęta są cudowne, nawet jak dobierają się do komputera:)
UsuńWitaj kochana, ależ sie u Ciebie działo, zwykle po urlopie odpoczywamy od odpoczywania :-)
OdpowiedzUsuńPiękne miejsce wybraliście i już czuję, jak bosko musiało tam być.
Pogrzeby nie są wesołymi wydarzeniami, ale spotyka się dawno nie widzianych ludzi i z tego składa sie też nasze życie.
Dobrze, że już jesteś :-)
Kochana Jotka - witaj:) Było bosko! Pogrzeby są częścią życia, to prawda, ten był dla mnie nowym doświadczeniem.
UsuńWitaj Marysiu..U ciebie dużo się działo w czasie urlopu..Ale ważne ,że szczęśliwa wróciłaś.Ja też po urlopie odreagować musiałam kilka dni::)Fajne miejsce do odpoczynku mieliście::))Marysiu życzę zdrówka Wam wszystkim i ciesz się dzieciątkiem , to wnusio ,czy wnusia??::)
OdpowiedzUsuńWitaj Danusia:) Było cudownie! Wnusio - Franuś:)
UsuńMiło Cię znów czytać.Bycie babcią to sama radość- można najmłodszego członka rodziny bezkarnie rozpieszczać. Gratulacje dla Ciebie a dla maleństwa i rodziców- najlepszego!
OdpowiedzUsuńWitaj Anabell:) Dziękuję, maleństwo jest cudowne!
UsuńWitaj Mario. Widać, że część urlopu spędziłaś w uroczym miejscu, z dala od zgiełku. Wiesz, ja mieszkam w podobnym miejscu, koło lasu, ale chyba jeszcze ( albo znów ) nie doceniam tego, co mam, mimo że długo szukaliśmy takiego miejsca. Pewnie potrzebuję więcej czasu. Pozdrawiam Cię cieplutko :)
OdpowiedzUsuńWitaj Ulu:) Tak, to było cudowne miejsce na urlop! Ulu,rozumiem Twoje rozterki, jesli mieszkasz w takim miejscu na stałe, po przeprowadzce z miasta. Też myślę, że potrzeba trochę czasu. Do miasta zawsze można wyskoczyć, ale po zgiełku miasta, wracać do domu w takim miejscu... nie każdy ma taki luksus. Zadomowisz się, czego Ci serdecznie życzę:)
UsuńWitaj Mario! W pięknym miejscu byłaś na urlopie. Fajnie, że tak jak chciałaś, udało się go spędzić. Gratulacje z okazji przyjścia wnuka. Tym domem do góry nogami nie jestem zachwycona, ale co to się nie wymyśli, żeby przyciągnąć turystów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mario. :) .
Witaj Tereso:) Dziękuję. Myślę, że ten dom do góry nogami, to przemyślana decyzja wypromowania się firmy, która buduje domy z drewna. Na miejscu można takie gotowe domy obejrzeć, zamówić. A za reklamę nie muszą płacić, tylko jeszcze na tym zarabiają.
Usuńuwielbiam urlop właśnie w takim stylu, cisza, spokój, relaks dla ciała i umysłu, wcale nie wczasy w wersji all, ale takie urokliwe miejsca w naszej pięknej Polsce :)
OdpowiedzUsuńJestem takiego samego zdania. Pozdrawiam Doroto:)
OdpowiedzUsuńNo, faktycznie, na brak wrażeń nie możesz narzekać. Trochę Ci zazdroszczę, a trochę współczuję. No i gratuluję wnuka? wnusi?!!!!
OdpowiedzUsuńNo, trochę tych wrażeń było! To wnuczek - Franuś, słodki jest:)
OdpowiedzUsuńMea Culpa! Proszę o wybaczenie... Rzeczywiście, intensywnie było!
OdpowiedzUsuńNo...wybaczam:)
UsuńTo intensywnie było i wręcz ze skrajnymi emocjami... Jakoś na Kaszuby jeszcze dotąd nie zawędrowałam, ale taki dom do góry nogami jak w Szymbarku, mam w pobliskim parku w Myślęcinku pod Bydgoszczą.
OdpowiedzUsuńTak Gaju - emocje skrajne i wyczerpujące. Znam Bydgoszcz, a przez Osielsko często przejeżdżałam:) W Myślęcinku kiedyś byłam, dawno temu.
Usuń