Mieszkam w
innym kraju, więc co jakiś czas doświadczam innych obyczajów niż te znane mi –
polskie. Pod koniec sierpnia, po raz pierwszy w życiu, uczestniczyłam w
uroczystości pogrzebowej ze spalaniem. Wiem, że w Polsce spalanie też ma
miejsce, ale ja nigdy nie miałam okazji być tego świadkiem. W Wielkiej Brytanii
spalanie zwłok jest zdecydowanie częstszym obrządkiem niż chowanie do ziemi.
Zmarła życzyła sobie być spalona. Cała uroczystość odbyła się w Crematorium (bez
księdza).
Wcześniej,
czarna, oszklona limuzyna z trumną, podjechała pod dom Zmarłej, gdzie czekała
cała rodzina. Podjechał także drugi czarny, elegancki samochód, z którego
wysiadł mężczyzna – jako prowadzący Mistrz Ceremonii. Ubrany był w czarny
surdut i wysoki kapelusz. Z tyłu jego kapelusza zwisały długie, czarne wstążki. W ręku trzymał laskę. Wyprostował się na baczność, zdjął kapelusz, po czym ukłonił się głęboko w
stronę Zmarłej, a następnie w stronę jej rodzinnego domu. Gestem zaprosił rodzinę
do podejścia. Mąż zmarłej, jej matka i rodzeństwo, podeszli do otwartej
limuzyny, żeby się pożegnać. Po kolei dotykali trumny, przytrzymując dłoń na
chwilę i objęli się nawzajem, tworząc wianuszek głów. Po czym Mistrz Ceremonii
ponownie ukłonił się i zamknął drzwi limuzyny, a dla nich otworzył drzwi
drugiego samochodu.
Limuzyna
ruszyła powoli. Prowadzący gestem zaprosił zgromadzonych – rodzinę i przyjaciół
do tworzenia konduktu pogrzebowego.
W drodze do
Crematorium, konwój zatrzymał się dwa razy. Najpierw przed restauracją, gdzie Zmarła
bywała częstym gościem. Prowadzący wysiadł, wyprostował się i tak jak poprzednio,
ukłonił się w stronę trumny, a potem w stronę stojących osób, od których
przyjął kwiaty.
Następne
zatrzymanie się było przed ulubionym pubem zmarłej i to dla mnie było
najbardziej wzruszającym momentem. Przed pubem stał długi rząd ludzi. Cała
obsługa pubu ze wszystkich zmian i przyjaciele zmarłej, z którymi tam się
spotykała. Stali w milczeniu płacząc... , kilka osób szlochało, z trudem stojąc
w szeregu. Niektórzy trzymali symbolicznie kufle z piwem lub lampki z winem...
Wiem, że to
było pożegnanie z głębi serca, zmarła była osobą kontaktową, bardzo lubianą
przez wszystkich.
Mistrz Ceremonii
powtórzył ceremonię ukłonów i przyjęcia kwiatów...
Tutejsze wiązanki
pogrzebowe wyglądają zupełnie inaczej niż w Polsce. Są to krótko upięte główki
kwiatów w jakiejś formie – przeważnie serca. Trumna była obłożona kwiatami w
formie napisów; żona, siostra, ciocia.
W
Crematorium ceremonię prowadziła kobieta. Na początku powitała wszystkich i w
kilku zdaniach przedstawiła osobowość Zmarłej. Potem wspólnie odmówiliśmy
modlitwę. Po czym słuchaliśmy utworów muzycznych
i piosenek, na przemian z recytowanymi wierszami (w tym mój) i krótkimi
przemowami bliskich. Prowadząca
zakończyła ceremonię krótką mową pożegnalną i przy stosownej muzyce, opuściliśmy
salę, która wyglądem przypominała kapliczkę.
Po około
czterdziestu dniach, odbyła się uroczysta ceremonia rozsypania prochów. Tym
razem tylko rodzina brała udział w uroczystości. Crematorium to nie jest tylko
pomieszczenie ze spalaniem. Jest to bardzo duży obszar terenu. Przestrzenny
park; z pięknymi roślinami, kwiatami, drzewkami, figurkami, ze stawem. Cały
teren zakrywa okalający go pas lasu. Są wyznaczone miejsca, gdzie rodzina sadzi
drzewka, upamiętniające zmarłych. W innym miejscu są postawione małe, kamienne
tabliczki z imieniem i nazwiskiem, a przy nich posadzone roślinki, kwiaty. W
pobliżu budynku crematorium, stoi ogrodowa budowla na kolumnach. Jest sporych
rozmiarów, z łukowymi przejściami. Wzdłuż jednego, długiego boku tej budowli,
jest ściana, na której wiszą także tabliczki upamiętniające zmarłych. Przy nich
zamontowano rożki do kwiatów.
Wyruszyliśmy
alejką parkową, podążając za Mistrzem Ceremonii, który niósł urnę z prochami Zmarłej.
Ten był bez kapelusza.
W pewnym
miejscu, zeszliśmy z alejki na łąkę, kierując się w stronę lasu. Na jego skraju
rośnie tuja. Jest bardzo wysoka, objętościowa i bardzo stara.
Pod tym
drzewem Mistrz Ceremonii odczytał wiersz o przemijaniu...
Po czym z
namaszczeniem, powoli rozsypał prochy, formując z nich serce. Powiedział
jeszcze krótkie pożegnalne podziękowanie rodzinie, po czym oddalił się.
Bliscy
przynieśli ze sobą róże, które układali w sercu, które z prochu powstało...
Nie mam dzisiaj nastroju.... .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mario. :) .
Zatem dziękuję za zostawione słowo tym bardziej.
UsuńPozdrawiam Tereso;)
Bardzo ciekawe doświadczenie. Nigdy w czymś takim nie brałam udziału i nie wiedziałam wcześniej jak takie ceremonie przebiegają.
OdpowiedzUsuńJa brałam udział po raz pierwszy i byłam pod wielkim wrażeniem.
UsuńW mojej rodzinie było z tym nieco cyrku, ponieważ nawaliło urządzenie kremacyjne i mieliśmy do wyboru - trzymać moją teściową nie wiadomo jak długo w chłodni lub przesłać zmarłą do Częstochowy, gdzie urządzenie funkcjonowało.Gdy prochy teściowej wróciły do W-wy załatwiliśmy "normalny", kościelny pogrzeb.
OdpowiedzUsuńA my z mężem zdecydowaliśmy, że też chcemy zostać skremowani ale nie życzymy sobie uroczystości kościelnej z tej okazji, ale świeckie pożegnanie.
W kilka lat po śmierci teściowej kościół stanął dęba i zarządzili odprawianie dwóch mszy- jedną jeszcze przed kremacją, drugą już po. No ale nas to już nie dosięgnie.
Miłego;)
Dwie msze? To jakaś paranoja! No, ale podwójny biznes przecież.
UsuńTa świecka ceremonia była prowadzona z godnością i szacunkiem. Było dużo akcentów duchowego podniesienia, wzruszenia... Ja też myślę o kremacji.
Pozdrawiam Anabell;)
Z prochu powstałeś... Ciekawe doświadczenie, jakże różne niż u nas. U nas przede wszystkim nie wolno rozsypywać prochów.
OdpowiedzUsuńWłaściwie dlaczego nie wolno...?
UsuńZ prochu powstałeś... Ciekawe doświadczenie, jakże różne niż u nas. U nas przede wszystkim nie wolno rozsypywać prochów.
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy w mojej rodzinie skremowaliśmy moją matkę. Ona kiedyś tak sobie zażyczyła. Potem chorowała, straciła pamięć. Miałam problem, bo nie bardzo wiedziałam, jak moje rodzeństwo się do tego ustosunkuje (ojciec pochowany został tradycyjnie) W końcu powiedziałam o decyzji matki tak stanowczo,jak tylko umiałam. Nie było sprzeciwu. U nas firma pogrzebowa załatwia wszystko, a ceremonia odbywa się albo w kościele, albo po świecku. Moja matka była protestantką i w tym obrządku ja chowaliśmy. Kiedy zobaczyłam w kościele, jak wnoszą "pudełko" z matką.... Załamałam się. Ciągle mnie prześladuje świadomość, że z "ciała" nic nie zostało. Nic nie zostało z matki. I ciągle mam taki obraz- w grobie solidna trumna z ojcem i pudełko z "proszkiem matki".
OdpowiedzUsuńIrracjonalne. Strasznie. Lżej by mi było, gdybym mogła prochy matki rozsypać w ogrodzie. Niestety, przepisy nie pozwalają.
Ja chcę być skremowana i taka wolę przekazałam bliskim.
Bardzo pięknie chowają zmarłych w UK.
Jaskółko, w dużym kościele takie małe "pudełko" pewnie robiło wrażenie "zagubionej drobinki". Podczas uroczystości, którą opisałam, trumna stała cały czas na podwyższeniu. Kiedy po zakończeniu celebracji wychodziliśmy, to kto chciał mógł podejść i pożegnać się ze Zmarłą - czyli położyć rękę na trumnie. Kremowanie nastąpiło dopiero po naszym wyjściu.
UsuńMarysiu, ja też miałam okazję widzieć taki pogrzeb jak Ty.Ponad rok temu zginął nasz kuzyn ,Jego rodzice i on też mieszkali w Szwecji.Nigdy nie była w Szwedzkim kościele na pogrzebie .Tu jest tak ,że rodzina siedzi po lewej a znajomi po prawej stronie .Jest godzinna ceremonia..Wspomnienia przyjaciół,opowiadają najweselsze przygody.Jest śpiewana najulubieńsza piosenka zmarłego,potem ksiądz odczytuje modlitwę..Na koniec każdy ,pierwszeństw najbliżsi maja ..Podchodzą do trumny kładą malutkie bukieciki na wierzch trumny i odchodzą na bok...i tak po kolei każdy żegna ..W Polsce grób obłożony jest wielkimi bukietami.Tu jest tak ,że są od rodzin ładne wiązanki po bokach trumny ale od wszystkich są malutkie bukieciki np.stokrotki,konwalia itd...Potem zostaje rodzina i ciało zostaje windą zwiezione do spalarni.Dwie godz.Cmentarz jest przepiekany ,niczym park ,bo właściwie to wielki przepiękny park cmentarny...Wodospad,uliczki bardzo szerokie,ponieważ jeździ autobus i co chwila sa przystanki,udogadniania dla osób starych.Sa piękne krzewy,dwa sztuczne małe jeziorka..I wielkie sosny ,świerki.Co kilka metrów sa ławki i zaplecze z woda ,konewkami ,grabkami ,worki na śmieci i zero wysypiska śmieci ,bo tu stoja malutkie tablice z nazwiskiem i jedynie maciupka płytka na znicze.Nikt nie stawia wielkich kwiatów .Tu nie ma rewii mody jak na polskich grobach..Dlatego nie ma śmieci.Jakiś aniołek ,balonik ,wstążeczki malutkie kwiatuszki..Zaskoczona byłam ,kiedy zauważyłam jeziorko ,myslałam że to dla ozdoby..A to nie ozdoba ,tylko tam rodzina rozsypuje prochy a znicze pala pod wielka sosną..jest ich tysiące..Wkoło jeziorka jakieś 3 metry jest tak soczysta trawa ,zieleń niesamowita..Znajomy powiedział mi ,że to przez te prochy,trawa ma taki kolor..Jakoś dziwnie się poczułam ..Ale teraz wiem jak wygląda taki pochówek....Pozdrawiam Marysiu
OdpowiedzUsuńTo widać, że jest podobnie. Nie ma ponurej, sztywnej atmosfery, ani wielkich wieńców czy wiązanek(kto kupi droższą). Kwiaty sa tylko symbolem i myślę, że stokrotki czy konwalie naprawdę wystarczą. Zmarła przed śmiercią przekazała życzenie, żeby na jej pogrzeb ludzie nie przyszli w czerni, tak więc dominowały motyle... na sukienkach, bluzkach. Motyle były też przyczepione przy kwiatach. Pozdrawiam Danusia;)
UsuńBardzo to wszystko wzruszające i powiem szczerze, że życzyłabym sobie kiedyś taką uroczystość, napiszę to chyba w ostatniej woli. Gdy bywam na pogrzebach w Polsce mam często mieszane uczucia, zwłaszcza odnośnie księży i całej reszty.Oboje z mężem wolelibyśmy świeckie pogrzeby.
OdpowiedzUsuńDziękuję za przybliżenie innych obyczajów, bardzo to ciekawe...
Tak, uroczystość była wzruszająca, czuło się to uniesienie duchowe.
UsuńJa też myślę o kremacji.
Uczestniczyłam w Polsce w podobnej ceremonii, sama też już wszystkich poinformowałam, że życzę sobie być skremowana. Moje prochy... najchętniej chciałabym byc rozsypana w pewnym miejscu, ale z tym sa pewne problemy.
OdpowiedzUsuńMozna też - niedawno czytałam - "przerobić" prochy zmarłej osoby na diament... w Polsce. Musze o tym pomyśleć.
Diament?! Poważnie? Zdaje się, że coś o tym słyszałam, ale uznałam za żart.
UsuńChciałabym,aby w Polsce też tak było.Mam na myśli końcową część ceremoni,czyli rozsypanie prochów.Obecnie urny z prochami chowane są w ziemi na normalnym cmentarzu.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMyślę, że to z powodu uiszczenia opłaty za mszę pogrzebową, bo inaczej ksiądz by nie zarobił
UsuńBardzo wzruszająca uroczystość. Też chcę by mnie spalili. Oczywiście, dopiero po śmierci...
OdpowiedzUsuńHe, he oczywiście.
UsuńBardzo ciekawy obrzęd. Cieszymy się, że go opisałaś. Mi najbardziej podobał się motyw zatrzymywania się konduktu w miejscach ważnych dla Zmarłej. Urocze, klimatyczne, piękne. Jeszcze ostatni raz Zmarła mogła pobyć w ukochany miejscach.
OdpowiedzUsuńTak, Ci ludzie przed pubem zrobili na mnie takie wrażenie, że jeszcze teraz, jak o tym myślę, to mam gęsią skórkę.
UsuńNajbardziej boję się nie samej śmierci, ale tego, że się jednak ocknę. No i nie wiem, czy wolałabym ocknąć się w piecu, czy pod ziemią? Może to głupie, ale to się zdarza. To ocknięcie, znaczy. Rzadko na szczęście.
OdpowiedzUsuńMyślę, że co do "ocknięcia się", to tutaj też lepiej do tego podchodzą, a mianowicie - pogrzeb następuje ok dwóch tygodni po śmierci. Także kto ma się ocknąć, to jeszcze zdąży na tym padole.
UsuńJa czasami mam wrażenie, że tak powinien wyglądać pogrzeb. "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz" Ale to tylko taka moja interpretacja.
OdpowiedzUsuń