Cris Froese Picks

sobota, 23 września 2017

Zawsze winny jest ktoś inny

 

    Umówiłam się z koleżanką na telefon. Długo nie gadałyśmy, więc cieszyłam się na  lekkie pogaduchy o wszystkim. Lekkie były  jednak tylko przez parę minut. Potem koleżanka zaczęła narzekać i skarżyć się na różne rzeczy. Najpierw na te bieżące, ale potem przypomniała sobie jakieś sprawy sprzed wielu lat i już żalom nie było końca. Oczywiście wszystkiemu winni byli inni...
 
Kiedy skończyłyśmy romowę i odłożyłam telefon, poczułam ulgę. Ale nadal rozmyślałam o tym. Dlaczego ludzie sami sobie wszystko komplikują... 
Wiem, że nie wszyscy tak podchodzą do życia, ale jednak takich osób jak moja koleżanka jest... dużo.

Mamy w zwyczaju narzekać. Zawsze i na wszystko. Z wielu rzeczy w naszym życiu jesteśmy niezadowoleni i łatwo nam przychodzi okazywanie tego. Mamy pretensje do innych ludzi, do losu, do Boga za wszystko, co poszło nam nie tak. Niektórzy potrafią całe życie "pamiętać" wyrządzone krzywdy. I powtarzać, że nie przebaczą.
Jednak dziwią się, że czują się źle i roszczą sobie prawo do  pretensji, bo los jest niesprawiedliwy.

A może prawda jest taka, że to my sami jesteśmy za siebie odpowiedzialni. Tylko i wyłącznie my.
Mamy wybór, wolną wolę. W konsekwencji naszych myśli i czynów mamy to, co mamy. Jak ktoś inny może być odpowiedzialny za nasze życie? Nie może. Każdy jest odpowiedzialny tylko i aż za swoje własne życie. 
Jeśli nawet spotkały nas jakieś przykre rzeczy to nie możemy utożsamiać się z nimi do końca życia. Wydarzyły się z jakiegoś powodu. Może sami przyciągnęliśmy je swoimi destrukcyjnymi myślami nawet o tym nie wiedząc. Albo odrabiamy zaległą lekcję z poprzedniej inkarnacji. Pogódźmy się z sytuacją, zrozummy ją i puśćmy wolno. Przecież ciągłe rozpamiętywanie tego szkodzi tylko nam samym. Myśląc, że karzemy tych"innych", bo im nie wybaczamy, tak naprawdę karzemy tylko siebie. To my cierpimy ciągle rozdrapując rany. Tym "innym" może to nawet przez myśl nie przejdzie. Wybaczmy i to przede wszystkim sobie. Uwolnijmy się od tego balastu, a życie stanie się lekkie. Mnie też spotkały różne rzeczy w życiu, ale jestem wolna od nich, wszystkie wypuściłam i wiem, że to tak działa.
Odpuśćmy winy innych jeśli sami chcemy mieć odpuszczone...

A może by tak wziąć te wszystkie żale, pretensje, urazy, zazdrości i co tam jeszcze paskudnego się czai w zanadrzu, położyć  je na rozłożonej chuście, związać dokładnie rogami i wyrzucić raz na zawsze...
 
Weźmy swoje życie w swoje ręce i nie narzekajmy. Wpuśćmy światło, a oczyszczone serce będzie mogło wtedy przyciągać do nas dobrych ludzi, piękne rzeczy i sprzyjające nam sytuacje. A myśli staną się radosne i twórcze... 

30 komentarzy:

  1. To męcząca była ta rozmowa.. Ja nie lubię narzekania ale niestety ciągle spotykam się z ludźmi, którzy wszędzie widzą tylko problemy.. No cóż, może to trudno tak sobie odpuścić.. A może trzeba przeżyć coś trudnego, żeby docenić piękno każdego dnia, albo to zależy od charakteru..
    A tak przy okazji to kiedy my porozmawiamy??:))))
    Sedeczności Marysiu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu, choćby zaraz! Rozmowa z Tobą to sama przyjemność:)
      Dziękuję, że się pojawiłaś:)
      Tak pewnie niektórym trudno odpuścić, ale może po prostu nie chcą, bo jakby narzekając na każdego dookoła siebie dobrze się z tym czują... Tylko, żeby narzekać to słuchacz potrzebny. No i ja złapałam się na takiego;) Uściski Jolu:)

      Usuń
  2. Marysiu nic dodać nic ująć. W pełni podzielam Twoje zdanie.
    Nie lubię narzekania, rozpamiętywania, ważne jest tu i teraz.
    Dobrej niedzieli Marysiu. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się zgadzam - ważne jest TU i TERAZ. Przeszłość trzeba zamknąć.
      Miłego niedzielnego wieczoru Tereniu:)

      Usuń
  3. Od wiecznie narzekających uciekam w podskokach, mam taka kuzynkę i przykro przyznać, ale gdy widzę ją z daleka, zmieniam kierunek...
    Wybaczanie a rozpamiętywanie krzywd, to według mnie dwie różne sprawy, ale prawdą jest, że wracanie myślami do niemiłej przeszłości niczego dobrego nie przynosi, życie toczy sie dalej i od nas zależy, jak je przeżyjemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też staram się unikać takich osób, no ale czasem się nie da i trzeba przetrzymać.
      Mnie się wydaje, że wybaczyć to właśnie zrozumieć i odpuścić. Jeśli krzywda została wybaczona to nie ma potrzeby rozpamiętywania, bo już nic nie boli. Życie toczy się dalej i najlepiej ,żeby się pięknie toczyło, a jeśli tkwi w nas nie wyciągnięta drzazga to jednak doskwiera i zaburza toczące się życie.

      Usuń
  4. Nie dziwi mnie, choć denerwuje, zwalanie winy na innych. To silny wstrząs uświadomienie sobie, że nie jest się ani mądrym ani dobrym egzemplarzem. Więc lepiej myśleć i mówić, że to wszystko ONI, czyli inni, nie ja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jest dokładnie tak jak napisałaś. Ludzie chyba boją się takiego wstrząsu, prawdy o sobie, więc wygodniej jest myśleć, że to czyjaś wina. Ale uświadomienie sobie tego przynosi ulgę psychiczną. Na początku szok jest, że się siebie ciągle oszukiwało, ale potem tylko lepiej.

      Usuń
  5. Mario, witam Cię w piękny jesienny poranek.Piękny,chociaż nie świeci słońce. Ale przestał padać deszcz i zaraz idę na długi spacer z psami do lasu. Cieszę się na to bardzo:). Wiesz,ludzie wciąż narzekający po prostu wysysają ze mnie energię, nie trawię tego.Nie potrafię już tego słuchać,dlatego staram się ich unikać.Życie jest za krótkie,żeby otaczać się smutkiem.I w większości sami jesteśmy kowalami własnego losu. Dzisiaj zdaję sobie sprawę,że beznadziejna praca, w której tkwiłam o wiele za długo, odebrała mi chęć do działania i wiarę w siebie. Ale to była tylko i wyłącznie moja wina, to ja nie mogłam zdobyć się na odwagę i powiedzieć bye, bye.I tak było z nieudanymi związkami. To ja tkwiłam w nich, bez sensu i ze stratą czasu i energii. Dopiero, kiedy to wszystko zrozumiałam, przebaczyłam, zmieniłam wszystko w moim życiu. I dzisiaj jestem człowiekiem szczęśliwym. Nie mam żalu, idę przed siebie i cieszę się na każdy dzień.Obojętnie czy lato, czy jesień.
    Pozdrawiam Cię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Agnieszko. Masz piękne podejście do życia. Może to wszystko, co się wydarzyło było potrzebne po to właśnie żeby to przerobić i zrozumieć. Bo wtedy zaczyna się wolność - tak myślę - w chwili zrozumienia, uświadomienia sobie. Potem to już idzie z górki;) I może jest tak, że jeśli wcześniej to zrozumiemy to nie musimy już następnych sytuacji przerabiać. Zawsze się nad tym zastanawiałam, w moim życiu też zdarzały się sytuacje, na skutek których cierpiałam. Dawno temu szukając odpowiedzi na moje mnóstwo pytań trafiłam na pierwsze książki z cyklu wewnętrznego poznawania siebie i byłam szczęśliwa kiedy znalazłam w nich potwierdzenie moich myśli. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. To co piszesz brzmi nader rozsądnie ale czasami inni przyczyniają się mniej lub bardziej świadomie do naszych kłopotów, stąd upodobanie by właśnie ich nimi obarczać. A czasami człowiek po prostu potrzebuje się wygadać. Myślę, że tak było z Twoją koleżanką. widocznie ona nie potrafi zawiązać rogów rozłożonej chusty. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inni czasem przyczyniają się do naszych kłopotów to prawda, ale uzdrowić siebie z tego możemy tylko my sami. Tak długo jak będziemy to rozpamiętywać i źle myśleć o winowajcach tak długo się od tego nie uwolnimy i będziemy cierpieć z każdym przypomnieniem sobie tej sytuacji. Jeśli ktoś potrzebuje się wygadać to jestem dobrym słuchaczem - wierz mi. W tym przypadku to była męcząca rozmowa, w której już od początku było widać, że nie szuka się żadnego rozwiązania. Myślę, że ona niema jeszcze takiej świadomości, żeby chcieć wpakować wszystko do tej chusty.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  7. I tak, i nie. Ja muszę całe "nieszczęście" przerobić do końca i na wszystkie strony. Muszę poznać, wiedzieć. To czasem trwa, ale kiedy wiem dobrze, co mnie spotkało,wtedy odpuszczam.Cały proces jest mi potrzebny do ewentualnego uniknięcia powtórki lub podobnej sytuacji.
    Nie podchodzę do zdarzenia z pozycji "przebaczyć i zapomnieć". O przebaczaniu nie ma mowy, bo dla mnie takie pojęcie nie istnieje. Staram się zrozumieć pobudki ludzi, może usprawiedliwić, wczuć się w ich położenie, myślenie, ale nie ma to związku z przebaczaniem.
    Kiedy, w pewnym sensie zrozumiem, dlaczego ktoś w taki, a nie w inny sposób postąpił wobec mnie, odczuwam ulgę, że wiem. Nie zapominam, pamiętam, odsuwam się od osoby i nie podtrzymuję kontaktów. Nie widzę powodu, by zapomnieć o krzywdzie, którą mi ktoś wyrządził. To jest moje życie, nie wymazuje się nawet takich etapów ze swojego życiorysu. Trzeba tylko umieć opanować emocje, przywołując zdarzenie z pamięci. Kiedy mówię o tym bez rozdygotania, bez łamania głosu, to znaczy, że przepracowałam, jest mi obojętne, ale jest to część mnie, mojego życia.
    Są zdarzenia, w których ewidentnie wina leży po stronie drugiego człowieka, ale jest mnóstwo zdarzeń, w których ja sobie sama zawaliłam. Na szczęście potrafię spojrzeć na siebie krytycznie i znaleźć w sobie tę winę, mam do siebie dystans. Nie każdy tak potrafi. Może to kwestia charakteru, wychowania, przykładów z domu rodzinnego?
    Moi rodzice wychowywali mnie w filozofii"Ty patrz na siebie, co robisz, a nie zwalaj na innych". Pewnie to zadziałało. Chociaż z drugiej strony często siebie obwiniam w momencie, kiedy ktoś mi dokuczył, zrobił źle. Jego usprawiedliwiam szybciej, stwierdzając: "to niemożliwe, żeby takim wredą się okazał". No, ale ja zawsze nadmiernie ludziom ufałam, a to już odrębny temat.
    Kiedyś miałam częste telefony- tasiemce od koleżanek, a w nich relacje, jak to im inni życie złamali, jak to im źle, jacy ludzie są wredni. Taki swoisty telefon zaufania. Najpierw długie żale właśnie z tekstem, bo wiesz, on, ona, oni..., a na samiutkim końcu, "a co u ciebie?". Kiedy próbowałam ukierunkować rozmowę na działania dzwoniącej osoby i jakoś porządkować zdarzenia, znajdywano tysiące argumentów na to, że to jednak ktoś jest wredny, a nie dzwoniący. Zdarzało się, że usłyszałam- "ty nic nie rozumiesz" i a piać od nowa podawano dowody na "niewinności". Zmieniłam numer telefonu. Samej nie zdarzyło mi się zadzwonić, by wyżalić się, że ktoś jest taki, a taki, a ja jestem biedniutka. Nie potrafię się tak wyżalać. Jedyną osobą, z którą w taki sposób rozmawiam, jest mój mąż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, coś się rozpisałam:)

      Usuń
    2. Ja myślę, że właśnie takie podejście o jakim piszesz jest tym prawidłowym i prowadzi do wybaczenia. Bo czy wybaczyć to nie jest zrozumieć właśnie czym się kierował człowiek, który wyrządził nam krzywdę. Przeanalizować dlaczego tak postąpił z jakich pobudek i czy chciał tego świadomie czy też sytuacja powstała na skutek jakiegoś nieswiadomego, głupiego posunięcia. A może był tylko narzędziem żeby nam dostarczyć przeżycia takiej sytuacji, bo musieliśmy coś przerobić... Jak widać takie sytuacje(ja też różnych doświadczyłam) dostarczają nam dużo do myślenia, a więc do przerobienia na wszystkie strony jak napisałaś i może o to chodzi - przerobić, zrozumieć i odpuścić. Według mnie wybaczenie następuje wtedy gdy myśląc o tamtej sytuacji nie odczuwa się już bólu. Wtedy jest się od tego wolnym. Wolnym w swoim sercu, bo nie mam na myśli przywracania bliskich kontaktów z krzywdzicielem - "niech idzie z Bogiem prawu strunu" jak mawiała moja stara sąsiadka, bo ona szła właśnie lewą.
      Wychowanie ma na nas spory wpływ, ale myślę że w większym stopniu nasz charakter, bo dzieci wychowywane w tym samym domu przez tych samych rodziców mają jednak różne charaktery nie koniecznie postępują tak samo. Za wiele rzeczy obwiniamy samych siebie i to też jest do przerobienia. Przede wszystkim powinniśmy odpuścić sobie wszystko co w przeszłości zrobiliśmy nie tak, nawet jakieś drobne sprawy. Zaufaniem powinniśmy wszyscy darzyć się nawzajem, ale jak piszesz - to odrębny temat.
      Mam wrażenie, że niektórzy podczas wtłaczania nam do głowy swoich nie kończących się opowieści, jednocześnie korzystają z naszej energii, bo po tej rozmowie czułam się bardzo zmęczona.
      Mąż - przyjaciel to najwspanialsza opcja przyjaciela.

      Usuń
  8. Mario, podpisuję się obiema rękami pod tym, co napisałaś. Znam takie osoby i nie jest to kwestia wygadania się, jak piszę Iwona Zmyślona, a raczej stały niekończący się potok narzekań na wszystko i wszystkich. Spróbuję z jedną z tych osób zastosować sposób na chustę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na pewno nie była potrzeba wygadania się. Gdyby koleżanka miała jakiś problem to wysłuchałabym jej z chęcią i pomocnym słowem. Przed chwilą napisałam w komentarzu u Jaskółki, że być może takie osoby nawet nieświadomie korzystają z energii swoich rozmówców. Bo tak naprawdę to one nie szukają rozwiązania dla swoich problemów, tylko je wrzucają do czyjejś głowy. O sposobie z chustą czytałam kiedyś w wywiadzie z psychologiem, który zajmuje się też rozwojem duchowym. Chusta powinna być biała(oczywiście w wyobraźni) i rozłożona na stole. I powoli kolejno wyciągamy z siebie i pakujemy do chusty niepotrzebne nam "rzeczy" Ta osoba powinna chcieć to zrobić, nie można zrobić za kogoś
      Pozdrawiam Iwonko:)

      Usuń
  9. Na 100% masz rację! Może niektórym wydaje się łatwiejsze wskazać winnego, niż wziąć za siebie odpowiedzialność, ale na dłuższą metę tak się nie da, życie z poczuciem krzywdy jest okropne. Najlepiej jest uwolnić innych od odpowiedzialności za to, jak nam się życie potoczyło, a wtedy i sami poczujemy się wolni. W zasadzie piszę to na podstawie osobistych doświadczeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło. Ja też do takich wniosków dochodziłam poprzez swoje doświadczenia. Jeśli przerabiamy odpowiednio nasze doświadczenia to w następstwie powstaje coś pozytywnego, pięknego. Sama świadomość wiedzenia o tym nas wyzwala, a potem powstają piękne blogi - pozytywnych lub magicznych myśli:)

      Usuń
  10. Bardzo dużo osób tak ma, że musi narzekać. Nie wiem czy myślą, że przez to coś zmienią? Ale chyba na gorsze, bo jak wiemy to na czym się skupiasz - wzrasta. Szkoda, że tak się cieszyłaś i zawiodłaś się. Ile ja takich lekcji musiałam przerobić, żeby dojść do miejsca w którym teraz jestem... Najtrudniej jest z wybaczeniem sobie ale dla chcącego...Inaczej bym się zadręczyła a życie , piękne życie pomachałoby mi z daleka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądrze Gabrysiu piszesz, skupiając się na problemie, cierpieniu dajemy mu tylko większą siłę. Wybaczyć sobie, całkowicie siebie zaakceptować ze wszystkim jest chyba najtrudniej, chociaż na pozór wydaje się łatwe. Ale jak już się wejdzie na tą drogę to nie chce się z niej zejść, bo wszystko postrzegamy inaczej, prościej i piękniej... Prawda? :)

      Usuń
  11. To prawda - jedni narzekają, inni cieszą się życiem.
    Ja też miałam czas narzekania, więc pamiętam tamte czasy i swoją frustrację. W moim przypadku było to rodzinne pomieszanie z poplątaniem, a przecież to właśnie w rodzinie człowiek powinien czuć się najbezpieczniej. Nie czułam ani spokoju, ani nie miałam poczucia bezpieczeństwa. Dobrze, że to już za mną....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nieporozumienia są w rodzinie to jeszcze gorzej, bo od obcych łatwiej przynajmniej się odizolować. No i zranienia przez bliskie osoby w rodzinie są mocniejszymi ciosami. Ale najważniejsze, że Ci się udało to wszystko przerobić, bo taj jak piszesz rodzina powinna być oparciem, azylem od wszystkiego z zewnątrz. Często sama szczera, długa rozmowa może takie problemy rodzinne rozwiązać

      Usuń
  12. A ja lubię narzekać, lubię pomarudzić, poobarczać innych... Potem jest mi lżej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to właśnie podejrzewam tych maruderów - celowość działania, po co mieć ciężej jak można mieć lżej. No, ale Ciebie boja nie podejrzewałam;)

      Usuń
  13. Pocieszę Cię, że też mam taką koleżankę, która ciągle narzeka i obwinia ynnych za całe zło tego świata. A jej samej daleko jest do ideału.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie osoby przeważnie widzą wszystko co złe wyłącznie u innych, nigdy u siebie.
      Pozdrawiam Stokrotko serdecznie:)

      Usuń
  14. Znajoma musiała wcześniej być niezadowoloną z życia osobą, a z biegiem lat to narzekanie na wszystko i wszystkich się nasiliło, a na koniec skupi się na rodzinie. Współczuję im, bo przy zdrowotnych dolegliwościach, będzie trudno z osobą niezadowoloną przeżyć.
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajoma jest dopiero po pięćdziesiątce, powinna cieszyć się pełnią życia. Ale może tak być jak piszesz Ultro.
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń